Ten problem obok depresji nazywany jest chorobą XXI wieku i dotyczy 20-25 procent Polaków, w tym również co czwartego pabianiczanina.

30-letnia Marta z Pabianic czuła się źle od samego rana.

- Miałam zawroty głowy, kołatania serca, byłam bardzo osłabiona i niespokojna – wspomina. – Myślałam, że może bierze mnie jakaś grypa.

Objawy w ciągu dnia nasiliły się. Gdy kobieta po pracy wróciła do domu, słaniała się na nogach.

- Kiedy dostałam jakiegoś skurczu i „powykręcało” mi ręce, mąż natychmiast zawiózł mnie do szpitala – mówi.

Diagnoza była zaskakująca: „ma pani atak nerwicy” – usłyszała od dyżurującego lekarza.

- Dostałam jakieś zastrzyki, po których miałam spać nawet do 24 godzin i odesłano mnie do domu – dodaje.

Następnego dnia Marta czuła się lepiej. Kiedy jednak szykowała się do pracy, znów poczuła słabość i zawroty głowy.

- Poszłam do internisty, ten potwierdził nerwicę i przepisał środki uspokajające – wyjaśnia.

Gdy objawy znów dawały o sobie znać, kobieta brała benzodiazepiny. Trwało to ok. tygodnia.

Od napadu minął już miesiąc. Teraz Marta czuje się już dobrze.

- Gdyby mocno przejęła się tym, co jej się przydarzyło, zaczęła o tym rozmyślać, analizować, obawiać się ponowienia ataku, to bardzo prawdopodobne, że mogłaby się u niej rozwinąć nerwica lękowa – wyjaśnia Aleksandra Porzycka, psychoterapeutka pracująca w Pabianickim Centrum Psychiatrycznym i „Diagnozie”.

Tak było w przypadku 20-letniej Natalii. Pierwszy napad paniki przeżyła, gdy wracała do domu po całonocnej imprezie.

- Sporo wypiłam, do tego miałam okres i dużo stresów na studiach – wspomina.

Objawy – przyspieszone bicie serca, trudności z oddychaniem, naprzemienne uderzenia gorąca i zimna, dreszcze, zawroty głowy – były tak silne, że dziewczyna myślała, że umiera.

- Nazajutrz czułam się już jednak prawie dobrze, dlatego udało mi się zbagatelizować to wydarzenie – dodaje. – Kiedy jednak napad po przeszło miesiącu znów wystąpił, zaczęłam się naprawdę bać.

Każdego dnia Natalia czuła lęk, że atak znów się powtórzy (tzw. lęk przed lękiem). Nieustannie rozmyślała, jak się czuje, skanowała swoje ciało w poszukiwaniu objawów. A gdy te, „nakręcane” myślami, oczywiście się pojawiały, zwielokrotniała je ponownie przez myśli i tak powstawało tzw. „błędne koło lękowe”.

- Z czasem lęk zdominował wszystkie obszary mojego życia – komentuje dziewczyna. – O tym, jak źle się czuję, myślałam niemal 24 godziny na dobę. Bałam się, że zwariuję, ograniczyłam kontakty z ludźmi. Nie chciałam wychodzić z domu.

W końcu Natalia poszła do psychiatry. Ten przepisał jej leki antydepresyjne. Na początku ich brania kobieta czuła się jeszcze gorzej. Po miesiącu poczuła jednak poprawę, a po 8 miesiącach gotowa już była je odstawić.

- W tym czasie chodziłam też do psychologa. Ten wytłumaczył mi, na czym polega mój problem i jak radzić sobie z nerwicą, co robić, gdy dopada mnie panika – mówi. – Dlatego tak szybko udało mi się z tego wyjść.

- Same leki to nie wszystko. W wielu przypadkach można się obyć nawet bez nich – zaznacza Aleksandra Porzycka. - Natomiast gdy przy nerwicy posiłkujemy się tylko nimi, możliwe że po ich odstawieniu zaburzenie wróci.

W wychodzeniu z nerwicy najważniejsza jest psychoterapia, która minimalizuje możliwość nawrotu choroby oraz przede wszystkim praca nad sobą.

- Mnie bardzo pomogło też słuchanie nagrań na youtube pt. „Odburzanie według DivoVica” – dodaje Natalia.

 

Dlaczego ja?

Najczęściej właśnie takie pytanie zadają sobie osoby, które dopadło zaburzenie lękowe.

- Przyczyn nerwicy jest kilka: geny, wychowanie, osobowość, predyspozycje do zachowań lękowych – wylicza psychoterapeutka. - Nie jest jednak powiedziane, że osoba pewna siebie i tzw. silna psychicznie pewnego dnia psychicznie się nie załamie.

Niemniej jednak osoby, u których odporność na stresujące sytuacje z różnych powodów jest niska, są bardziej podatne na wystąpienie u nich różnych zaburzeń lękowych czy natręctw. Powodem wystąpienia ataku paniki czy nieustannego poczucia niepokoju (tzw. lęk wolnopłynący) może być jakaś stresująca sytuacja (śmierć, rozwód, ślub, narodziny dziecka, egzamin, itp.), branie narkotyków, nadużywanie alkoholu. Ale też: zła dieta, przemęczenie fizyczne i psychiczne organizmu, choroba, wypieranie emocji, konflikt wewnętrzny, itd. Przyczyn jest mnóstwo. Jak piszą administratorzy strony zaburzeni.pl: „każdy, kto przekroczy granice z powodu jednej przyczyny bądź wielu nakładających się naraz przyczyn, dostaje objaw lęku, bądź atak paniki lub np. natręctwa czy obsesje w wypadku nerwicy natręctw”.

 

Umrę, zwariuję, mam raka…

Takie myśli często przychodzą do głowy nerwicowcom. Oprócz rozmaitych, uciążliwych objawów psychicznych, dochodzą do tego objawy somatyczne, najczęściej: kołatanie serca, duszności, zawroty głowy, ból żołądka, ból w klatce piersiowej, brak apetytu, czasem derealizacja i depersonalizacja. Objawy mogą być przeróżne – w zależności od tego, czego się najbardziej boimy. Przykład – jeśli dana osoba „wkręciła” sobie raka płuc, objawy fizyczne będzie odczuwała właśnie w tej części ciała. Co jednak bardzo istotne, by zdiagnozować nerwicę, ważne jest dokładne przebadanie się i tym samym odrzucenie innych przyczyn dolegliwości.

Dlaczego ataki paniki są tak silne?

- To naturalna reakcja organizmu w momencie zagrożenia życia, czyli reakcja „walcz lub uciekaj” – mówi Aleksandra Porzycka. - Choć w rzeczywistości zagrożenia nie ma – nie goni nas tygrys, nie musimy ukrywać się przed oprawcą – nasz umysł nie rozróżnia zagrożenia realnego od wyimaginowanego.

Dlaczego wciąż się boimy, mimo że „zagrożenie” już minęło? Bo wpadamy w „koło lękowe”, nakręcamy się, analizujemy, próbujemy kontrolować, a przez to stan zagrożenia utrzymuje się non stop.

- To bardzo powszechne zjawisko. Aż około 70 procent moich pacjentów cierpi na różnorakie zaburzenia lękowe – mówi psychoterapeutka.

Długotrwałe pozostawanie w stanie lękowym i zamartwianie się może doprowadzić do depresji. Dlatego najlepiej jak najszybciej zgłosić się do lekarza.

- Nie jest jednak powiedziane, że jeśli ktoś choruje na nerwicę od wielu lat, nie wyleczy się z tego zaburzenia – mówi psychoterapeutka. – Dla przykładu – miałam pacjenta zaburzonego od 15 lat. Po dwóch sesjach u mnie i zrozumieniu, na czym polega jego problem, jego stan diametralnie się poprawił.

 

Czym się strułeś, tym się lecz

W przypadku terapii poznawczo-behawioralnej, którą stosuje pani Aleksandra, na „odburzenie się” potrzeba około 15 spotkań.

- W ich trakcie uzmysławiam pacjentowi, dlaczego się tak czuje, wyjaśniam mu, że ten lęk jest nierealny i nic mu nie może zrobić – mówi.

Leczony uczy się zmiany myślenia i zachowania, wykonuje różne ćwiczenia i powoli oswaja swojego wyimaginowanego wroga.

To na początku bywa trudne, bo pacjent musi wyjść ze swojej strefy komfortu i stopniowo robić to, na co lęk mu nie pozwala, np. wychodzić z domu.

Szanse na wyleczenie są bardzo duże.

- Nie znam osoby, której nie udałoby się wyjść z nerwicy – podkreśla psychoterapeutka. – Trzeba tylko stosować się do wytycznych lekarza i systematycznie przychodzić na terapię.