ad

Przejmujący dokument obnaża kulisy kobiecego alkoholizmu. „Piłam, żeby przestać czuć... żeby zagłuszyć potworne obrzydzenie do samej siebie...” - mówi w jednej ze scen główna bohaterka Katarzyna Kowalska

Prapremiera obrazu miała miejsce 5 grudnia w sali kominkowej Starostwa Powiatowego w Pabianicach. W kameralnym gronie film obejrzał jego twórca i pani Katarzyna, której szerokość i autentyczność na ekranie wypełniły film tak silnymi emocjami.
Dokument otwiera scena, w której główna bohaterka staje przed lustrem, przegląda się w nim, przemywa twarz wodą i ponownie przygląda się swojemu odbiciu. To pełna emocji chwila zapowiadająca ciężar tematu, z którym musiała się zmierzyć kobieta w życiu i teraz przed kamerami.

- Sceny, które kręciliśmy, były dla mnie wręcz drastyczne, chociaż nie było w nich przemocy ani krwi, ale skrajnie trudne emocje – wspomina pani Kasia. - Po pierwszej scenie spałam pięć godzin, byłam tak wyeksploatowana fizycznie.


Powód zawsze się znajdzie

„Piłam tak, żeby nikt nie widział, dzieci, rodzina...”. „A ja mam dużo pieniędzy od męża, mogę wszystko kupić, ale jego nie ma w domu…”. „Pretekst do picia zawsze się znajdzie…, ale my tylko się delektujemy… za zdrowie gospodyni…” - to następna scena. Kasia i jej dwie koleżanki podnoszą kolejny toast.

- Poprzez ten film szukam odpowiedzi, co jest przyczyną, że kobiety się zapijają – mówił po emisji Zbigniew Gajzler. - Mężczyźni mają inny stosunek do alkoholu. Dla nich to bar, piwko, kumple. Kobiety często zapijają cierpienie.

- Chociaż powody bywają podobne, wszyscy sięgamy po alkohol ze smutku, nudy, samotności, żeby dodać sobie odwagi, żeby się odstresować – wylicza pani Kasia. - Sposób picia u kobiet jest zdecydowanie inny. Picie pań jest nadal bardziej negatywnie odbierane przez społeczeństwo, dlatego kobiety rzadziej się do niego przyznają, piją po trochu, po cichu, ale szybciej się uzależniają i jest im gorzej z tego wyjść. To już kwestia biologii i fizjologii organizmu.

Na odwagę

- Moc alkoholu poznałam po ślubie. Wtedy mój problem zaczął się rozwijać – opowiada pabianiczanka. - Wypiłam drinka na odwagę i poszło. Mój mąż pił, wiedziałam o tym, zanim się pobraliśmy, ale jak każda młoda kobieta myślałam, że miłość sprawi cuda.

Tak się jednak nie stało.

A mąż nie miał szans zobaczyć, że Kasia pije, on pił więcej, często bez kontroli. A ona popijała najpierw dla odwagi, lepszego samopoczucia. Jak wspomina w filmie, zdarzały się sytuacje, że w ciągu kilku dni opróżniała barek. Następujące po sobie ciągi alkoholowe rodziły depresję, pojawiały się myśli samobójcze.

- Nie mogłam patrzeć na siebie, miałam silne poczucie winy, nie czułam się ani matką, ani córką, ani żoną, kobietą, ani nikim, tylko najgorszą osobą na świecie – opowiada w jednej z kolejnych scen Kasia. - Potrafiłam tłuc głową o futrynę. Zadawałam sobie fizyczny ból, żeby nie czuć psychicznego cierpienia, chociaż przez ułamek sekundy.

Z tego samego powodu pabianiczanka też piła, żeby przestać czuć, żeby zniknęło ogromne obrzydzenie do samej siebie, które często jej towarzyszyło.

Alkohol nie był obcym tematem dla głównej bohaterki, pił jej ojciec, alkoholiczką jest biologiczna matka. Kasia wychowywała się w rodzinie adopcyjnej.

Pabianiczanka dbała jednak, żeby przy całej koszmarnej codzienności i walce z nałogiem ukrywać problem.

- Pamiętam się na dużym kacu, gdy wyszłam z domu, dobrze ubrana w makijażu, żeby jakoś wyglądać. Przecież nikt nie mógł widzieć… - zwierza się w filmie. - Ja naprawdę wierzyłam, że kupię sobie wtedy te dwie setki i będę schodziła z dawek, że sobie poradzę…. „Życie jest piękne” - napisałam szminką na lustrze i naprawdę w to wierzyłam. Kupię alkohol i będę go sobie dawkować, żeby mnie nie trzęsło. Zabrałam córkę na spacer. Dziecko czyste, ja umalowana, a w torbie mleko z butelką wódki… i w głowie myśli, że to tylko dla mojego dobra, żeby mnie nie trzęsło.

Kamuflaż działał.

- Ludzie nie chcieli wierzyć, że piłam, dziecko zadbane, ja dobrze ubrana. Koleżanka kiedyś mnie zapytała, jak ja to zrobiłam, że jestem taka szczuplutka od razu po porodzie… uśmiechnęłam się, nie chciałabyś wiedzieć – pomyślałam, bo po takim okresie picia potrafiłam przez dwa tygodnie nic nie jeść…

Opamiętanie

Piła dla lepszego samopoczucia, z żalu, ze smutku, że zmarnowała życie. Widziała jednak, że się pogrąża. Coraz trudniej było spojrzeć w lustro.

- Często wstawałam w nocy, siadałam przy łóżeczku córki i na nią patrzyłam – wspomina kobieta. - Płakałam, nie chciałam jej tego robić… dziecko trzymało mnie przy życiu.

Początki trzeźwienia nie są łatwe.

- Po trzech miesiącach przerwy znowu zapiłam… - opowiada. - Ale największą siłę, jak się trzęsłam i dygotałam, dostawałam od córki. Chciałam też zawalczyć o siebie. Wiedziałam, że jeżeli ktoś decyduje się na dziecko, to jego obowiązkiem jest zapewnienie mu godnego życia, żeby było szczęśliwe, zdrowe. Nie chciałam, żeby moja córka żyła w takich niegodnych warunkach emocjonalnych i społecznych.

Krok po kroku, do przodu

Kasia skończyła studium pomocy psychologicznej, terapię uzależnień, studia, liczne kursy i kolejne studia podyplomowe.
W trakcie odbywała staż i praktyki z osobami uzależnionymi.

- Wtedy zdałam sobie sprawę, jaką ja cudowną rzecz zrobiłam dla siebie, przestając pić – opowiada pabianiczanka. - Rozmawiałam wtedy z ludźmi, którzy mieli stany psychopatyczne, wizje, że są zjadani przez robaki, rozdrapywali ciało do krwi, wyrzucali dzieci przez okno, żeby je ratować… to niebywałe, co alkohol robi z mózgiem. To cud, że mnie to nie spotkało. Obudziłam się w porę. Ocknęłam się.

Pabianiczanka w 2005 roku założyła ośrodek uzależnień pod Łaskiem w miejscowości Brodnia i tam działała do 2018.

- Z pracy w ośrodku zrezygnowałam jakieś cztery lata temu - opowiada. - Po niemal szesnastu latach uznałam, że to dla mnie za dużo. Przyszedł moment, kiedy pomyślałam, że z powodu wypalenia zawodowego mogę jeszcze zacząć szkodzić. Chciałam mieć też kawałek swojego życia, iść na urlop, odpocząć. Teraz mam nową pracę, w której jestem instruktorem i również się rozwijam. Wyzwań mi nie brakuje. Ale po drodze nadal pomagam ludziom, bo dzwonią, dopytują, proszą o wsparcie.

Początki znajomości

Pani Katarzyna ze Zbigniewem Gajzlerem spotkała się przed laty, gdy pabianiczanka współpracowała ze stowarzyszeniem Granica.

- Poznaliśmy się na „Granicy” i widywaliśmy się w przeróżnych okolicznościach - wspomina pani Kasia. - A dlaczego Zbyszek wybrał mnie do tego dokumentu? Nie wiem. Gdy zadałam mu to pytanie, usłyszałam: „Dowiesz się w swoim czasie”. Ale on znał też moją historię, wiedział, jak sobie radzę w życiu, jak prowadzę ośrodek. A film miał być o kobiecie.

Sporo wody upłynęło, zanim pabianiczanka się zgodziła.

- Miałam swoje opory – wspomina. - Przez pracę z uzależnionymi i terapię cały czas się obnażałam emocjonalnie, mówiłam o sobie, mieliłam wielokrotnie temat swojego alkoholizmu, to już było dla mnie za dużo, za ciężkie, już nie terapeutyczne…

Zgodziła się jednak po ponad roku.

- To był proces… Zbyszek nie naciskał. W trakcie naszych rozmów też się otworzył przede mną, a zwierzenia rodzą zwierzenia – opowiada pani Kasia. - Kilka razy się spotkaliśmy, rozmawialiśmy przez telefon. W końcu pomyślałam, że może to będzie zwieńczenie mojego wieloletniego okresu pomagania. Może komuś pomogę, nawet gdyby była to jedna kobieta, to warto, a emocje kiedyś opadną. Raz kozie śmierć.

- Dziękuję Kasi za odwagę i zacytuję ją: „Łaził, łaził i wyłaził…” - dodaje reżyser z uśmiechem. - To były długie nagabywania, częste rozmowy i spotkania. Chciałem nakręcić film o kobiecie, ale to był trudny temat, nikt nie chciał się zgodzić. Z Kasią rozmawiałem ponad rok.

Obaw nie brakowało

Były też takie prozaiczne, wynikające z oporów przed wystąpieniem przed kamerą, taki zwykły ludzki strach.

- Wymagało to jeszcze ode mnie dotykania bardzo trudnych emocji, które cały czas są we mnie obecne – wyznaje kobieta. - Trzeba było znowu otworzyć tę szufladę i grzebać w niej, to wydawało się bardzo trudne. Dodatkowo miałam świadomość, że Zbyszek jest pabianiczaninem i akcja dokumentu będzie w tym mieście. Niby sporo osób wie o mojej przeszłości, ale takie dodatkowe obnażenie się przed tyloma ludźmi u siebie budziło dodatkowy niepokój.

Wsparcia jednak pabianiczance nie zabrakło, zwłaszcza od najbliższych, rodziny.

- Córka mnie wspiera od początku – dodaje pani Kasia. - Mówi, że jest ze mnie dumna, że jestem odważna. Mój występ w filmie zaakceptowała również mama. Nigdy nie przekonywała mnie, żebym tego nie robiła. Zresztą mama mi zawsze pomogła, najmocniej jak walczyłam… Miałam w niej ogromne wsparcie.

Po projekcji emocji nie zabrakło.

- Byłam bardzo ciekawa, jak wyjdzie – wyznała główna bohaterka. - Patrzyłam też na siebie jak kobieta, czy dobrze wyglądam… usłyszałam swój głos, to nie jest łatwe. Teraz jestem ciekawa opinii zwykłej widowni, krytyków.

Film to rodzaj podsumowania historii walki z alkoholem i wygranej. Pabianiczance się udało.

- Złożyło się na to wiele okoliczności – dodaje pani Kasia. - Moja córka Julka, mama i świadomość, że zawsze kochałam życie. A gdy piłam, przestałam odróżniać wiosnę od jesieni… a chęć życia i optymizm we mnie nadal były.

Wielu pijącym tego jednak zabrakło. Mogli skorzystać z pomocy, ale się nie udało. Dlaczego tak się dzieje?

- Zgadza się. Niektórzy przechodzą wiele terapii bez skutku, inni nie chcą rozpocząć nawet pierwszej – opowiada pani Kasia. - Dzieje się tak często z powodu braku krytycyzmu. „Nie robię przecież nic złego”, „Ja tak nie skończę?”, „To dotyczy innych nie mnie” - często powtarzają sobie alkoholicy. Bywa, że całkowicie rezygnują, nie wierzą, że im się uda. Sama choroba robi też okrutne spustoszenie w emocjach, mózgu i całym organizmie. Zaczyna szwankować zdrowie, pojawiają się problemy z wątrobą, trzustką - ludzie się poddają. Czasem znaczenie ma brak wsparcia bliskich, ale to dzieje się na życzenie - każdy ma swój próg.

Zbigniew Gajzler, urodzony w 1957 roku w Łasku. Jest absolwentem PWSFTViT w Łodzi. Artysta i fotografik, od 2000 roku realizuje własne filmy autorskie – dokumentalne: „Julius Vortheil – sny i marzenia pioniera kinematografii” (2002), „Sarid” (2005) - nagrodzony w Melbourne, Berlinie i Sofii „Maestro” (2007), „Skazani na Sybir” (2009), „Maratończyk” (2012), „Na Granicy” (2014), „Kocham życie” (2018). Najczęściej współpracuje z operatorami Andrzejem Jaroszewiczem, Witoldem Szulcem oraz kompozytorem muzyki filmowej Michałem Lorencem.

Odznaczenie

W 2010 r. Krzyż Zesłańców Sybiru przyznany przez Zarząd Główny Związku Sybiraków za realizację filmu „Skazani na Sybir”.

W 2014 Odznaka „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

Nagrody

2012 r. nagroda Marszałka Województwa Łódzkiego za „osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony dóbr kultury oraz szczególne zaangażowanie w pracę na rzecz kultury” w kategorii „Całokształt Działalności”.

Nagrody indywidualne

2019 „Kocham życie”

Top Indie Film Awards. Nagroda w kategorii: Najlepsze przesłanie
w letniej edycji nagrody

2019 „Kocham życie”

Top Indie Film Awards. Nagroda w kategorii: Najlepszy dokument krótkometrażowy w letniej edycji nagrody

2007 „Sarid”

Nagroda Fundacji Judaica (Sofia)

2007 „Sarid”

Czerwona Gwiazda Dawida (nagroda Magen David Adom Australia)