ad

Mieliśmy już metodę "na wnuczka" czy "na gazownika". Ale takiego pomysłu jeszcze w Pabianicach nie mieliśmy.

Było kilka minut po 12.00 w czwartek. Do pabianiczanina zadzwonił nieznany numer. Starszy pan odebrał połączenie i zaczęło się.

– To był płacz, lament jakiejś kobiety – opowiada pan Kazimierz. – Szlochała, że miała wypadek, uderzyła samochodem w inną kobietę, zabiła ją.

Mężczyzna nie wiedział, kto dzwoni, ale że w takich chwilach człowiek traci zdolność logicznego myślenia, pomyślał, że to jego córka, która razem z zięciem jest teraz na urlopie nad morze.

– Płacząca kobieta prosiła o pieniądze, bo nie chce iść do więzienia – tłumaczy przyczynę telefonu starszy pan. – Nie zastanawiałem się wtedy nad sensownością tej prośby, tym bardziej, że pani była bardzo sugestywna w swojej roli. Dlatego zacząłem myśleć jej tokiem.

Pan Kazimierz powiedział, żeby zawołała zięcia. Po drugim takim wezwaniu, rozłączyła się.

– Natychmiast do niego zadzwoniłem – ciągnie. – U nich wszystko było w porządku, córka opalała się na plaży.

Pabianiczanin zadzwonił na policję, opowiedział, co się stało. Podał też numer telefonu, z którego dzwoniła „zapłakana kobieta”. To 587 *** 200. Jak sprawdziliśmy na stronie nieznanynumer.pl, numer ten ma kilkadziesiąt negatywnych opinii. Zobaczyć to można TUTAJ.

Co zrobi w tej sprawie pabianicka policja, czekamy na odpowiedź pani rzecznik.