ad

O kim mowa? O podopiecznych hoteliku dla psów „W dobre ręce”, który działa od 4 lat w Ksawerowie przy ul. Złotej. Jego właścicielką i opiekunką psów jest Anna Grzegorczyk.

- Byłam kelnerką w barze sushi, a po pracy udzielałam się w schronisku przy Marmurowej – wspomina pani Anna. - Praktycznie nie było mnie w domu. Mąż groził rozwodem. W końcu rzuciłam „kelnerowanie” i zajęłam się psami na cały etat.

Robert, który jest zawodowym kierowcą, także zmienił pracę. Prowadzi firmę transportową. Przewozi psiaki od właścicieli do hoteliku i z powrotem. Ma co robić, bo psy do Ksawerowa przyjeżdżają z całego województwa, a nawet z Polski. Bywa, że zza granicy (Hamburg, Berlin).

Do hoteliku trafiają psy, których właściciele wyjeżdżają np. na weekend albo urlop i nie mają z kim zostawić pupila. Na stałe jest też 6 czworonogów pani Ani i jej męża.

O tych, które przyjeżdżają na kilka godzin (właściciele zostawiają je na czas pracy i odbierają tego samego dnia), pani Anna mówi „przedszkolaki”. Koloniści to młode psy na dłuższy pobyt. Starsze to kuracjusze.

Psy swobodnie biegają po całym domu Grzegorczyków - sypialnia, salon, kuchnia, ogród to ich całe królestwo. W stadzie mają się dobrze.

- Nie stosujemy klatek. Psy mają się czuć jak u siebie. Może dlatego tak chętnie do nas idą i nie tęsknią za swoimi właścicielami – wyjaśnia pani Anna. - Dlatego zawsze ktoś musi być w domu, ja albo mąż. Pomaga nam też nastoletni syn.

Jakie psy przyjmują „W dobre ręce”?

- Łagodne, więc muszą być wykastrowane, „dogadywać się” z innymi – tłumaczy pani Anna. - Nie przyjmujemy agresywnych zwierzaków.

Właściciele przywożą je razem z zapasem karmy i lekami (o ile to potrzebne). Każdy psiak ma rozpiskę ile, kiedy i co trzeba mu podać. Pani Anna nagrywa i wysyła właścicielom podopiecznych filmiki z ich pobytu w hoteliku.

Dzień w domu Grzegorczyków zaczyna się o 7.00 rano.

- Od wyjścia na siusiu, sprzątania i mycia podłóg, potem jest czas karmienia i lekarstw - opowiada pani Anna. - Spać chodzą razem z nami około północy. Kładą się, gdzie chcą, bywa, że w naszym łóżku.

Przedtem jeszcze oglądają razem telewizję. Wtedy cała gromada ludzko-psia „zalega” na kanapach w salonie i robi się w miarę cicho.

Stadem rządzi Babka, najmniejsza i najbardziej ukochana i rozpieszczona suczka pani Anny (podobna do ratlerka lub chihuahua), trochę roztyta i głośna.

- Mąż wypatrzył ją na stronie schroniska w Krakowie - opowiada. - Była w bardzo złej kondycji. Wydawało się, że nie przeżyje.

Grzegorczykom udało się psiaka uratować i odżywić, a Babka odwdzięcza się całym psim sercem.

Pani Anna i Babka

Pani Anna kocha psy miłością bezinteresowną i absolutną. Nie przejdzie obojętnie obok żadnej psiej krzywdy. 36-latka przeszła szkolenie pierwszego stopnia w zakresie behawiorystyki i jest inspektorem w Stowarzyszeniu Ochrony Praw Zwierząt „Jazgot” w Łodzi. Jest też psim ratownikiem.

Wiedzą o tym sąsiedzi i pracownicy schroniska przy Marmurowej w Łodzi, gdzie Anna pracowała jako wolontariusz. Na hasło: zaginął pies lub trzeba uratować psinę więzioną na łańcuchu, pani Anna rzuca wszystko i jedzie na pomoc. Jej mąż Robert zna żonę i już nie przechodzi obojętnie obok psiej biedy.

- Wolę zabrać od razu psa do auta niż wysłuchać reprymendy od Ani i wracać po niego kilka kilometrów – opowiada.

Psy swobodnie biegają po całym domu Grzegorczyków.

Anna i Robert są małżeństwem od kilkunastu lat, mają nastoletniego syna. Na 10. rocznicę ślubu mieli pojechać w podróż życia – na Kubę. Nie pojechali, bo...

...pomocy potrzebował Pastor. Tak nazwali doga niemieckiego, bo był cały czarny z białą krawatką. Pastor całe swoje dorosłe życie spędził w schronisku. Nikt go nie chciał, aż wypatrzyli go Grzegorczykowie i wzięli do siebie. Był z nimi przez 2 lata. Odszedł, gdy miał 15 lat. Do dziś pani Anna wspominając psa nie może ukryć wzruszenia.

Teraz próbuje wychować Hienę. Tak ze względu na umaszczenie nazwała młodego psa, którego znalazła w opuszczonych zabudowaniach po zakładzie mięsnym.

- Musiała tam się urodzić, nie znała ludzi – opowiada pani Anna. - Jest dzika.

Hiena na razie „mieszka” sama w dużym boksie, śpi w budzie. Pani Anna próbuje ją oswoić. Na razie uzyskała tyle, że pies wychodzi z kryjówki na jej widok.