ad
Pamiętasz mamę?

- Jedynie z opowiadań taty. Miałam sześć lat, gdy zginęła w wypadku samochodowym. Mama rzadko bywała w domu. Ciągle wyjeżdżała na treningi, zgrupowania, turnieje… Nie widywałam jej zbyt często.

Coś jednak zapamiętałaś?

- Jak przez mgłę widzę: idę z mamą i tatą za rękę przez boisko w hali koszykówki. Mama odbiera jakiś medal. Ale nic więcej.

A zdjęcia, medale, wycinki z gazet?

- Mam w swoim pokoju wszystkie pamiątki. Na ścianach wiszą zdjęcia, medale, proporczyki…

Gdzie jest Twój pokój?

- Mieszkam z tatą na Lazurowym Wybrzeżu, w Martigues. Cały rok mamy ciepło. Lubię opalać się na plaży. Pływam w morzu. Ale w październiku się wyprowadzam do Montpellier. Będę tam studiować handel międzynarodowy.

Czy przyda Ci się znajomość języka polskiego?

- Może po studiach będę zajmowała się handlem między Francją a Polską. Oprócz francuskiego znam hiszpański i angielski. Na studiach będę się uczyć chińskiego.

Jest w Twoim życiu miejsce na koszykówkę?

- Gram od zawsze. W Martigues nasza drużyna była w pierwszej lidze regionów południowych. Teraz mam wznowić treningi w klubie Latte. To już wyższa liga. Ale koszykówka to dla mnie tylko przyjemność, rozrywka.

Tata chodzi na mecze?

- Nie lubi. Mówi, że za niski poziom i się denerwuje, gdy widzi, jak fatalnie gramy. Potem mi mówi, jakie błędy popełniłam i jak mogłam zagrać lepiej. Co powinnam zrobić na boisku. To pomaga.

Oglądasz zmagania koszykarek w pabianickim Memoriale Gliszczyńskiej?

- Bardzo bym chciała, ale co przyjadę, to mecze są w innym miesiącu. Myślałam, że teraz będą we wrześniu, a są w październiku. Mam pecha.

Czy nikt Cię nie zaprasza na jedyną w Polsce imprezę imienia Twojej mamy? Na dodatek w rodzinnych Pabianicach?

- Nigdy nie dostałam zaproszenia. Na pewno bym specjalnie przyjechała do Polski. Miło byłoby móc wręczyć puchar zwycięskiej drużynie. Byłoby super!

Ludzie wiedzą, czyją jesteś córką?

- Wiele osób poznaje mnie na ulicy. Na mój widok mówią: „Aleś wyrosła".

Po co tu wracasz?

- Przyjeżdżam do dziadka, siostry mamy i brata taty. Mam tu całą rodzinę i koleżanki. Z Martą Kostrzewą poznałyśmy się w piaskownicy. Przyjaźń przetrwała lata. Teraz też się spotykamy przed blokiem i gramy w koszykówkę.

A może przeprowadzisz się do Pabianic?

- O, nie. Będę przyjeżdżać raz w roku. Francja jest ładniejsza, daje większe możliwości młodym ludziom i lepsze zarobki.

Panna Magda Gliszczyńska jest obywatelką…

…Polski. Wkrótce dostanę drugie obywatelstwo - francuskie, bo jest mi potrzebne na studiach. Zawsze mówię, że jestem Polką. Używam nazwiska Gliszczynska.

Co Ci się nie podoba w Pabianicach?

- Jedzenie. Tu się tyle je i do tego bardzo tłusto. Zdarza mi się przywieźć z Polski z 5 kg więcej. Tylko pyry, kanapki, twarożki. To koszmar. We Francji nikt tak się nie opycha. Kiedyś zdenerwowało mnie to, że kanar w tramwaju kazał mi pokazać legitymację uczniowską. We Francji nie ma legitymacji, więc jej nie pokazałam i zapłaciłam karę - 37 zł za skasowanie biletu ulgowego.

Mamy tutaj coś fajnego?

- Lody włoskie na rogu ulicy Bugaj. Są najlepsze na świecie. I pierogi z serem. No i wódkę, którą od niedawna przywożę z Polski dla przyjaciół. Francuzom bardzo smakuje.


***
MAŁGORZATA KOZERA-GLISZCZYŃSKA

zmarła tragicznie w lipcu 1992 roku) uznawana jest za jedną z najlepszych polskich koszykarek. W latach 1976-77 zdobyła z Włókniarzem tytuł mistrza Polski juniorów. Jednocześnie występowała w zespole seniorek, zdobywając z nim awans do ekstraklasy. W barwach Włókniarza występowała 16 lat. W 1980 r., jeszcze jako juniorka, zapewniła sobie miejsce w podstawowej piątce reprezentacji Polski. Rozegrała w ekstraklasie 341 spotkań, zdobyła 6.440 punktów. 227 razy wystąpiła w koszulce z białym orłem. W drużynie narodowej rzuciła 1.752 pkt. W 1990 r. wyjechała do Francji. Grała w I-ligowym klubie w Istres koło Marsylii. Turniej poświęcony jej pamięci zorganizowano z inicjatywy trenera Henryka Langierowicza. W pierwszym (1992 r.) zwyciężył Amakon z Kiszyniowa. Polfa triumfowała w memoriale 7 razy.