Orlen Copernicus Cup to jedne z największych i najważniejszych zawodów halowych na świecie. Jest to jeden z siedmiu tegorocznych mityngów tak zwanej „złotej kategorii”.

Kinga wystartowała na dystansie 1.500 metrów. Rywalki miała znakomite – biegło aż sześć Etiopek, siedem Polek, Czeszka, Finka, Australijka oraz reprezentantka Ugandy.

Jedna z Etiopek, Gudaf Tsegay zapowiadała pobicie własnego rekordu świata na tym dystansie – 3.53.09.

Bieg prowadziła Aneta Lemiesz, Kinga rozpoczęła jako ostatnia. Od pewnego momentu Tsegay biegła samotnie – dysproporcja między nią, a resztą stawki była wielka. „Ależ tempo!” – zachwycał się na antenie Polsatu Sport wicemistrz olimpijski, Artur Partyka.

Ostatecznie Tsegay nie pobiła rekordu świata. Jej czas to 3:54.78, trzeci tegoroczny rezultat na świecie. Rodaczki triumfatorki zajęły pięć pierwszych miejsc. Najlepsza z Polek, Martyna Galant z wynikiem 4:11.98 była 9.

Kinga Królik wyprzedziła dwie Polki i przekroczyła linię mety na 13. miejscu. Jej czas to 4:13.76.

- Kinga nigdy nie biegała 1.500 metrów w hali – mówi Jerzy Woźniak, trener Kingi w Azymucie. – Był to jej debiut w hali i na tak gwiazdorsko obsadzonej imprezie. Nie było łatwo się tam wcisnąć, decyzja o jej starcie zapadła cztery dni przed zawodami.

Szkoleniowiec uważa start swojej podopiecznej za udany.

- Wyprzedziła specjalistkę od biegów na tym dystansie, Klaudię Kazimierską, siódmą zawodniczkę mistrzostw Europy u-23, więc to pokazuje, że osiągnęła dobry wynik – uważa Woźniak.

Kingę Królik czekają jeszcze halowe mistrzostwa Polski w lekkiej atletyce 6 marca. Tydzień później leci do Kenii na kolejny obóz przygotowawczy.