Mistrzostwa Europy były rozgrywane w Pomezii niedaleko Rzymu. Pabianiczanka pojechała tam w glorii mistrzyni świata z 2018 roku. To jej największy sukces.

- Fitness to sport niewymiarowy – tłumaczy Wójcicka. - O sukcesie decyduje chwila, błysk, prezentacja na scenie. A ja w Pomezii idealnie wstrzeliłam się w ów moment.

Ten moment był wart srebrnego medalu. Złoty też wywalczyła Polka. Co zadecydowało o tym, że pabianiczanka była druga?

- Głosowanie sędziów było tajne, ale ja wiem, czego zabrakło mi do złota – przyznaje. – Z decyzją arbitrów się pogodziłam. Nigdy nie dyskutujemy z werdyktem sędziów.

Wójcickiej nie ograniczał limit wiekowy, wagowy ani wzrostu. Startowała w kategorii Miss WPF. Na scenę wyszły wszystkie zawodniczki. Sędziowie wyczytywali pozy: przód, bok, tył i znów bok.

- Trzeba było zaprezentować m.in. biceps, triceps, łydkę, brzuch i udo – wylicza wicemistrzyni Europy. – W mojej kategorii był też minutowy układ dowolny.

Wójcicka dała pokaz w rytmie piosenki „Insomnia” brytyjskiej grupy Faithless.

- To spokojny utwór, przy którym mogłam eksponować wszystkie atuty – mówi.

Sukces naszej zawodniczki był poprzedzony długą serią wyrzeczeń, zwłaszcza tych kulinarnych. O pączkach, hamburgerach i pizzy można wtedy zapomnieć.

Potem zaczyna się liczenie kalorii i pilnowanie regularności posiłków.

- Kaloryczność posiłków była ograniczana już od stycznia – przyznaje pani Aneta. – Tydzień przed czerwcowymi zawodami z diety wykreśliłam ziemniaki, kaszę, ryż i makaron.

Organizm musiał sobie radzić, czerpiąc węglowodany z warzyw. W diecie mistrzyni nie ma też tłuszczów, jest za to sporo białka.

- Wtedy widać, jak się zmienia ciało – opowiada pabianiczanka.

Do węglowodanów wraca się dzień przed zawodami, co trzy godziny jedząc ściśle wyliczoną dawkę.

- Postawiłam na takie ilości ryżu, że moje mięśnie „spuchły” i stały się bardziej widoczne – mówi Wójcicka. – Za to dzień przed zawodami i w dniu zawodów nie piję wody.

Oprócz diety wicemistrzyni Europy musiała ciężko trenować. Są dwa okresy: „masowy”, gdy je się dużo i organizm ma siłę oraz „redukcja masy”, gdy w siłowni robi się więcej ćwiczeń.

- Codziennie miałam trening siłowy, do półtorej godziny dziennie – wylicza wicemistrzyni Europy. – Poza tym były dwa treningi „kardio” po czterdzieści minut.

Z wejściem na siłownię pani Aneta nie miała kłopotu, bo fitnessem zajmuje się zawodowo.

- Jestem instruktorką i trenerką personalną. Ukończyłam też kursy dietetyczne – mówi.

Równie ważne co siłownia i dieta są… fotografie. To wyznacznik ciężkiej pracy.

- Przed zawodami robię zdjęcia mojej sylwetki. Widzę wtedy, jak zmienia się moje ciało – opowiada. – W piątek wieczorem i w sobotę rano było tak, jak miało być. A potem cieszyłam się z medalu.

Fitness na poważnie zaczął się ponad 10 lat temu. Kilka lat wcześniej panią Anetę spotkało poczwórne szczęście, bo urodziła czworaczki: córkę i trzech synów. Dziś dzieci wchodzą w dorosłość. Jak można połączyć ich wychowywanie ze sportem tak wymagającym jak fitness?

- Gdy dzieci miały pięć-sześć lat, zaczęłam biegać na kursy i zdawać egzaminy, żeby mieć w ręku fach – wspomina. – Jeśli się chce, można się zorganizować. Jestem tego najlepszym przykładem.

Siedem lat temu przyszedł na świat najmłodszy syn Anety Wójcickiej. Pięcioro dzieci złapało sportowego bakcyla.

- Pasją córki jest jazda konna i fotografia – mówi wicemistrzyni Europy. – Dzięki temu, że córka robi zdjęcia, mam fotografie z każdych moich zawodów.

Starsi synowie grają w piłkę wodną. Najmłodszy szykuje się do szkoły sportowej.

- Wie pan, co jest moim największym sukcesem? – pyta mistrzyni.

- Mistrzostwo świata? – odpowiadam niepewnie.

Otóż nie! Pabianiczanka startuje w grupie wiekowej +35 lat. Jej rywalki są młodsze, nie mają dzieci albo rodziły tylko raz.

- A ja mam 46 lat, piątkę dzieci i walczę z nimi jak równy z równym – z dumą dodaje pani Aneta. – To nie jest mistrzostwo świata? Moim zdaniem to jest mistrzostwo… Kosmosu.