Piotr Pasternak i 5 - letni pittbul Fedor wzięli w nim udział w połowie września. Trasa wyścigu, licząca 6 kilometrów, przebiegała w okolicach Góry Kamieńsk. Dystans może wydawać się niezbyt długi, ale organizatorzy zadbali, by go skutecznie utrudnić. "Dorzucili" szesnaście przeszkód, a wśród nich m.in. przebieżkę w głębokim błocie, przeprawę przez rzekę i dźwiganie 15-kilogramowego worka z karmą dla psów. Dla Piotra, który do biegowych zapaleńców na co dzień nie należy, było to niemałe wyzwanie. Przygotowania trwały kilka miesięcy.

- Nie jestem zawodowym biegaczem, nawet amatorskim. Nie wiedziałem, czy podołam, ale podszedłem do tego bardziej jak do zabawy i chęci sprawdzenia mojej współpracy z Fedorem – mówi Piotr.

Pabianiczanin zawodowo zajmuje się szkoleniem psów. Swojego pitbulla uczył posłuszeństwa od szczenięcych lat. Ułatwiło to przygotowania do wyścigu, ale kluczy do sukcesu było więcej.

- Obaj musieliśmy być w formie fizycznej. Wspomagaliśmy się suplementami, żeby wzmocnić stawy i mięśnie. Trzymaliśmy też dietę – zapewnia pabianiczanin.

Trenowali kilka razy w tygodniu (nie tylko biegając). Można było spotkać ich m.in. na terenie „Tkalni”, gdzie Fedor czołgał się pod ławkami albo ćwiczył przechodzenie drzwiami obrotowymi.

- Do końca nie wiedziałem, jakie przeszkody przewidział organizator. Wymyślałem je we własnym zakresie - opowiada właściciel psa.

W dniu wyścigu u podnóża góry Kamieńsk zaroiło się od psiaków przeróżnej maści. Były małe, duże, rasowe i kundelki. Pojawił się nawet zwierzak, który poruszał się na specjalnym wózku. Miał sparaliżowane tylne łapy.

- Co ciekawe, on i jego opiekunka mieli na mecie lepszy czas niż my – mówi z uśmiechem Piotr.

Przed startem każdy czworonożny uczestnik przechodził restrykcyjną kontrolę lekarską. Biegacze byli „wypuszczani” na trasę co 15 minut, w grupach liczących po dwadzieścia osób. Nie obyło się bez zgrzytów między czworonogami.

- Na wszelki wypadek założyłem Fedorowi kaganiec, który zdjąłem dopiero przy drugiej przeszkodzie. Ja mojemu psu ufam, ale nie wiadomo, czy inny nie zaatakuje – zapewnia.

Trasa wyścigu wiodła przez łąki, las, rzekę, mnóstwo błotnistych i stromych terenów. Zawodnicy musieli zmierzyć się też z Górą Kamieńsk, która dla Piotra okazała się największym wyzwaniem.

- Do tej pory wjeżdżałem na nią wyciągiem. Już wtedy robiła na mnie wrażenie. Przyszedł czas, że trzeba było zmierzyć się z nią pieszo – opowiada Piotr.

W czasie pokonywania pierwszej przeszkody skąpali się w rzece. Dla dorosłego człowieka nie była głęboka. Fedor do zwolenników kąpieli raczej nie należał. Bał się wody od szczeniaka.

- Pracowaliśmy nad opanowaniem tego lęku. Przed wyścigiem ćwiczyliśmy ten element na wszelki wypadek. Trochę spanikował, kiedy wchodziliśmy na kładkę. Gdy wpadliśmy do wody, przycisnąłem go do siebie i ruszyliśmy do brzegu – wspomina pabianiczanin.

Były chwile, że ciężar psa (Fedor waży 40 kilogramów) pomagał opiekunowi pokonywać trudne odcinki. Sprawdzał się np. przy wchodzeniu na strome powierzchnie. Gorzej było, gdy przyszło dźwigać na plecach 15-kilogramowy worek z karmą lub zbiec ze schodów.

- Było dość trudno, a pies nie zamierzał wcale zwalniać – przyznaje Piotr.

Wyścig ukończyli na 45. miejscu. Jednak nie czas był najważniejszy, a fakt, że dali radę go ukończyć. Po wszystkim Fedor dostał w nagrodę psie smakołyki, a dumny właściciel wybrał się na zasłużoną pizzę i piwo, od których stronił przez wiele tygodni ze względu na dietę. Planuje już kolejny start.

- Po pierwszym biegu wiem, nad czym mam pracować. Chociażby nad komendami typu prawo-lewo, bo między drzewami pies szedł inną stroną niż ja – mówi z uśmiechem Piotr.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w przyszłości spróbują swoich sił w trudniejszej kategorii (tym razem startowali w BASE). Póki co, regenerują siły. Pabianiczanin stara się zachęcić innych właścicieli psów do udziału w „Hard Dog Race”.

- W naszym mieście znalazło się już kilku zainteresowanych. Zapewniam, że to świetna przygoda. Fizycznie może wydawać się trudna, ale nie ma czego się bać – przekonuje Piotr.