Prawie 100 kolarzy, trenerów i związanych z kolarstwem działaczy odpowiedziało na zaproszenie Ludowego Klubu Sportowego Pawlikowiczanka.
 
Nasz wicemistrz świata
O Pawlikowicach nie zapomina Krzysztof Sujka – wicemistrz świata z 1978 roku w Nürburgu (Niemcy). Na olimpiadzie w Montrealu (1976 rok) był szósty, a na olimpiadzie w Moskwie (1980 r.) zajął 21. miejsce ze startu wspólnego.
- Miałem 17 lat, gdy zacząłem w Pawlikowicach uprawiać kolarstwo – wspomina wybitny kolarz. - To był najlepszych klub w Polsce.
Krzysztof Sujka to pabianiczanin. Reprezentował też barwy Społem Łódź, a służbę wojskową odbywał w Orle Łódź. Wtedy, w 1975 został mistrzem Polski w wyścigu na 4.000 m na dochodzenie drużynowo. Indywidualnie został wicemistrzem Polski w 1977 i brązowym medalistą MP w 1976.
Ścigał się we Francji, Włoszech i Niemczech. Wygrał Rheinland-Pfalz Rundfahrt w 1977 roku, francuski Ruban Granitier Breton w 1978 roku oraz Małopolski Wyścig Górski w 1979. 
Cztery razy pojechał w Wyścigu Pokoju: w 1978, 1979, 1980 i 1981 roku. W 1978 wygrał etap i klasyfikację górską. W klasyfikacji końcowej zajął 9. miejsce. Rok później wygrał dwa etapy i był trzeci w klasyfikacji generalnej. W 1980 wygrał dwa etapy i w klasyfikacji końcowej zajął 7. miejsce. Wygrywał etapy Tour de Pologne. Tabliczka z jego podpisem „K. Sujka” jest w Alei Sław Kolarstwa Polskiego w Nałęczowie.
Dziś mistrz ma 59 lat. Latem jeździ na rowerze codziennie. Zimą dwa, trzy razy w tygodniu.
- Robię średnio po 80 kilometrów. Zajmuje mi to około 2 godzin i 40 minut. Kolarstwo to bardzo czasochłonna pasja – wylicza. - Mamy grupę z Pabianic. Jest nas 60 osób. Spotykamy się w niedzielę z Łodzią na trasie w Tuszynie i ścigamy.
5 lat temu zdobył tytuł Mistrza Świata Masters w Tyrolu.
- Kolarstwo to też drogi sport. Bardzo dobry rower kosztuje około 30.000 zł – dodaje.
 
25-krotna mistrzyni Polski
Jeszcze w szkole podstawowej na treningi do Pawlikowiczanki zapisała się Bogusia Matusiak. Miała 14 lat. Dziś ma na swoim koncie 25 tytułów mistrzyni Polski oraz 150 wygranych wyścigów w kraju i za granicą.
- Koleżanki z klasy zapisały się i ciągnęły mnie ze sobą. Zachwycały się chłopakami, którzy jeździli w klubie. One pojeździły rok, dwa. Ja zostałam na lata – wspomina jedna z najlepszych w Polsce kolarek.
Przez większość kariery amatorskiej związana była z LKS-em Pawlikowiczanką. Od 2002 jest kolarzem zawodowym. Przez 19 lat jej trenerem był Marek Wojna.
- Jeździliśmy na zawody starym tarpanem albo nyską, która miała przerdzewiały próg. Nikt na to nie patrzył. Najważniejszy był wynik – opowiada. - Pojechałam do Holandii z rowerem, który był zmontowany z trzech innych. A tam zawodniczki przyjechały z całą obsługą. Miały nawet dietetyka i masażystę. Mnie menu układał trener. Jak miałam pieniądze, to jadłam to, co powinnam. A jak brakowało, to nie pilnowałam diety.
Największy sukces, jaki osiągnęła, to było 9. miejsce na Mistrzostwach Świata w Hamilton (Kanada).
- Na tle kolarek przygotowanych w superwarunkach, to co my robiliśmy, to był cud – mówi dziś Bogusia. - Ale olimpiada zupełnie mi nie poszła.
W Atenach w 2004 roku zajęła dopiero 42. miejsce.
- Kolarzowi potrzebne są 3 elementy: siła, szybkość i wytrzymałość. Problem polega na tym, jakie obciążenia zastosować, w jakim czasie, jakich bodźców użyć. Jak wreszcie połączyć te elementy, by wszystko zagrało i przyniosło efekt. Ja nie miałam z tym problemu, bo alfą i omegą w tych sprawach był dla mnie mój trener Marek Wojna – wyjaśnia.
Bogusia Matusiak 3 lata temu wycofała się z zawodowego sportu.
- Dziś z grupą pabianickich kolarzy amatorów ścigam się w niedzielę w Tuszynie – zdradza.
 
Najszybszy z najszybszych
Dwa lata temu pabianiczanin Krzysztof Jeżowski zakończył karierę sportową. To mistrz Polski (2009 r.), wicemistrz Polski (2004 r.) i brązowy medalista mistrzostw Polski (2006). 
- Jestem wychowankiem LKS-u Pawlikowiczanki – przyznaje. - Miałem 15 lat, gdy zacząłem jeździć.
Przez wiele lat był najszybszym sprinterem w Polsce. W 2009 zwyciężył w generalnej klasyfikacji Wyścigu Dookoła Tajwanu. Dwukrotnie wygrał Memoriał im. Henryka Łasaka.
- Nie miałem młodości, bo trenowałem. Całe moje życie jest pełne wyrzeczeń. Od rana trening, około 6 godzin na rowerze. Potem 2-godzinna przejażdżka jako odnowa, obiad i nie ma siły już na nic – opowiada 39-letni dziś kolarz.
Do tego trzymanie diety. 
- Nie można przytyć, ale nie można przesadzić, bo nie będzie siły przy finiszowaniu – wyjaśnia.
Jeżowski jest spełnionym sportowcem.
- Ale oprócz treningów, diety, dobrego sprzętu potrzebne jest szczęście – dodaje.
W Pabianicach chciał wygrać etap Wyścigu Solidarności. 2 lipca 2008 roku na metę na ulicy Waltera-Jankego pierwszy wjechał Niemiec Andre Schulze (PSK Whirpool) i wygrał pierwszy etap wyścigu, wyprzedzając pabianiczanina Jeżowskiego (CCC Polsat).
– Zabrakło mi 50, a może 30 metrów, żeby wyprzedzić rywala – powiedział na mecie. – Nie miałem miejsca, żeby wcześniej zaatakować, a przegrałem z bardzo dobrym rywalem ścigającym się w Giro d'Italia.
Linię metę widać było z okna jego bloku. Wśród kibiców na finiszu była żona i córka Jeżowskiego.
 
Mistrz mastersów odchodzi
Jerzy Bylicki – dwukrotny mistrz świata masters (2014, 2012 r.) i wicemistrz świata (2013 r.), który dziś w wieku 65 lat zapowiedział koniec kariery sportowej. Z St. Johann in Tirol w Austrii znów przywiózł do Pabianic trzy puchary.
- Miałem 14 lat, gdy zacząłem się ścigać w Pawlikowiczance - mówi aktualny mistrz świata. - Dwa razy byłem w kadrze na Wyścig Pokoju. Raz nawet zostałem rezerwowym, ale nigdy w Wyścigu Pokoju nie pojechałem.
Z roweru Bylicki zsiadł, gdy miał 26 lat. Do kolarstwa wrócił w 2000 roku.
- Urodził się syn Borys. Z tego powodu wsiadłem na rower i znów zacząłem się ścigać – zdradza. - Ale teraz mam 65 lat i koniec z udziałem w zawodach, bo to bardzo wyczerpujący trening.
Żeby dobrze przygotować się do wyścigów, trenował 5 razy tygodniu. Dwa razy robił po 50 kilometrów, raz pokonywał 100. Sam zazwyczaj jeździ z szybkością 50-60 km/h. Gdy jadą grupą, prędkość rośnie do 70 km/h.
Trening to nie wszystko. Jest też dieta, więc unika tłustych potraw, wieprzowiny, słodyczy. Przy wzroście 173 centymetry waży 63 kilogramy. Taką wagę utrzymuje od 14 lat. Ale nie odchudza się za bardzo, bo wtedy wraz z kilogramami traci siłę.
W tym roku 29 sierpnia Jerzy Bylicki po raz drugi został mistrzem świata mastersów. Pokonał 60 zawodników w swojej kategorii (60-64 lata) ze startu wspólnego. Od kilku lat Bylicki regularnie zdobywa tytuł mistrza Polski w kategorii masters.
- Nie wiem, ile razy go zdobyłem. To nie jest ważne – dodaje. - Przecież nie będę tego liczył.
Regularnie ścigał się w grupie kolarzy z Łodzi, Pabianic i Tuszyna. W lipcu w Tuszynie zdobył złoto w swojej kategorii wiekowej na IV Memoriale Sławka Rubina.
- Ale teraz odpuszczam i już nie będę się ścigał – obiecuje 65-letni mistrz świata.
 
Znów pedałują mistrzowie sprzed lat
Paweł Chałaśkiewicz – obecny mistrz Polski masters w kat. 50 A - miał 15 lat, gdy zaczął trenować w Pawlikowiczance.
- Początki były trudne. Sukcesy przyszły, gdy byłem w juniorach. Trafiłem do kadry młodzieżowej – wspomina.
Ścigał się w młodości z Zenonem Jaskułą, Andrzejem Sypytkowskim i Markiem Leśniewskim. Był to początek 80. lat. Został wicemistrzem Polski juniorów w jeździe indywidualnej na czas. Jako zawodnik łódzkiego Włókniarza, pojechał do Francji. Podczas wyścigu miał wypadek. Do kolarstwa wrócił dopiero wiele lat później.
- Znów się ścigam. Rocznie robię 15.000 kilometrów – wyjawia 50-letni dziś kolarz amator.
W tym roku wywalczył mistrza Polski masters w swojej kategorii wiekowej.
Dariusz Winer był pierwszy zawodnikiem trenera Wiesława Piatkowskiego. Do Pawlikowiczanki ściągnął kolegę, kolarza Marka Wojnę. Obaj pochodzili z Leszczyn Dużych.
W 1980 roku Winer był wicemistrzem Polski na torze we Włókniarzu Łódź, a Wojna był trzeci. 
Winer z kadrą Polski szykował się do olimpiady w Montrealu. Miał ścigać się na torze. Ale nie wystartowali.
- Wtedy zrezygnowałem ze sportu, ale nie żałuję ani jednego dnia, że się ścigałem. Od 25 lat prowadzę biznes, ale to kolarstwo nauczyło mnie hartu, walki i waleczności – uważa pan Dariusz.
Nad sprzętem zawodników Pawlikowiczanki przez całe lata czuwał Leonard Tomaszewski.
- Był nie tylko mechanikiem. Był też naszym trenerem – wspomina Winer.
Jednym z organizatorów „Spotkania po latach” zawodników i działaczy Pawlikowiczanki był Kazimierz Gęszczak. Rano urządzili sobie przejażdżkę na rowerach - 80 kilometrów. Zajęło im to 2 godziny 40 minut. 
W sobotnie popołudnie do sali OSP w Pawlikowicach zjechało około 100 osób. Było wręczanie dyplomów i wspominanie.
- Ubywa nas, więc uznaliśmy, że trzeba się spotkać. Póki jeszcze żyjemy – mówi Gęszczak. - Klub powstał w 1946 roku jako Ludowy Zespół Sportowy. Ja jestem dziś seniorem seniorów – żartował.
W 1946 roku Kazimierz Gęszczak z Kazimierzem Placem i Kazimierzem Szymańskim założyli LKS Pawlikowice, przekształcony w 1969 roku w Ludowy Klub Sportowy Pawlikowiczanka.