ad

W sobotę na meczu Widzewa ze Stomilem Olsztyn w I lidze było 5580 widzów. W niedzielę, ze względu na zagrożenie epidemiologiczne, na obiekt w Parku 3 Maja nie mógł wejść nikt spoza piłkarzy i szkoleniowców. Mecz rezerw Widzewa z GLKS-em Dłutów oglądało… zero widzów.

GLKS Dłutów „przemycił” na mecz byłego asystenta Leo Beenhakkera w reprezentacji Polski, Radosława Mroczkowskiego, informując organizatorów, że pan Radosław przyjechał z ekipą GLKS w roli… trenera. Mroczkowski jednak nie prowadził dłutowian w tym meczu, robił to – jak zwykle – Piotr Urbaniak.

W drużynie Widzewa zagrało siedmiu zawodników z pierwszoligowej kadry. Przez pierwsze 45 minut nie byli w stanie pokonać świetnie broniącego Kamila Ozora. Najgroźniejszą okazję wypracowali… goście. W 20. minucie po główce Marcina Klucha, bramkarz łodzian z wielkim trudem wybił piłkę na róg.

- Byłem niezwykle zbudowany i pozytywnie zaskoczony naszą postawą w pierwszej połowie – mówi Krzysztof Świercz, prezes GLKS Dłutów.

Po przerwie łodzianie pierwszy raz trafili w 56. minucie z rzutu karnego, gdy łokciem we własnej „szesnastce” zagrał Marcin Ciniewski.

- Nie mamy pretensji do sędziego o tę „jedenastkę” – zaznacza Świercz. – Gdyby nie ten karny, może byśmy wytrzymali jeszcze kwadrans bez straty gola.

Karnego wykorzystał Marcel Pięczek. Kolejne gole padły w 74. (Patryk Stępiński), 77. (Pięczek) i 80. (Jakub Szlaski) minucie, a wynik w 87. minucie ustalił wychowanek PTC, Konrad Cieślak.

- Szkoda, że z powodu urazu musiał zejść Emil Łańcuchowski, który trzymał w ryzach naszą drugą linię – żałuje prezes. – Warto wspomnieć, że graliśmy bez kilku podstawowych graczy: Pawła Jacha, Dawida Krystery, Bartosza Kaczmarka i Wojciecha Klebera.

Dłutów: Ozór – Rula, Witczak, Woch, Skiba – Kluch, Ciniewski, Łańcuchowski (72. Stolarek), Mosiński, Bartłomiejczyk (82. Wojna) – Sendal (89. Bukowiecki).