W tym sezonie było już tragiczne sędziowanie (podczas Pucharu Polski z ŁKS II Łódź) i zwyczajna ślepota rozjemców (mecz ligowy z UKS SMS Łódź). Tym razem doszło do kolejnych niewytłumaczalnych wydarzeń. Ale zacznijmy od początku…

W pierwszej połowie z boiska wiało nudą. Kibiców na chwilę obudzili Sebastian Dresler (lekki strzał głową), Eryk Sulikowski (minimalnie niecelny strzał głową) i Tomasz Niżnikowski, który tuż przed przerwą trafił w boczną siatkę. Z drugiej strony mieliśmy parę razy szczęście, bo gracze z Parzęczewa mieli kiepsko ustawiony celownik, a raz Adrianowi Nowickiemu przyszedł w sukurs słupek.

180 sekund po zmianie stron Niżnikowski obrócił się z piłką 20 metrów od bramki i pięknym technicznym lobem wrzucił futbolówkę „za kołnierz” bramkarza gości. Włókniarz mógł iść za ciosem i podwyższyć wynik. W 62. minucie strzał Niżnikowskiego okazał zbyt lekki i piłkę lecącą do pustej bramki wybił obrońca. Potem Bartłomiej Wołynkiewicz z 10. metrów uderzył nad bramkarzem i nad bramką. „Wołyn” miał czas i miejsce, by trafić do siatki, a mimo tego się nie udało…

W końcówce Niżnikowski dwukrotnie mógł zapewnić zwycięstwo – najpierw uderzył minimalnie niecelnie obok dalszego rogu, potem piłkę spod nóg wyłuskał mu bramkarz.

Ten sam bramkarz, który zapewnił remis gościom. W doliczonym czasie gry, wbiegł w pole karne Włókniarza przy rzucie wolnym i… dał się sfaulować w polu karnym. Winowajcą był jego vis a vis, czyli Nowacki. Orzeł pewnie wykorzystał „jedenastkę” i wyjechał z punktem z Pabianic.

Włókniarz: Nowacki – Sulikowski, Leonow, Potrzebowski, Stokłosa – Gorący, Mordzakowski, Sobytkowski (21. Wołynkiewicz), Mucha, Dresler – Niżnikowski.