W 1994 roku ŁKS zakwalifikował się do Pucharu Zdobywców Pucharów dzięki… warszawskiej Legii. Legioniści ograli w finale Pucharu Polski ŁKS 2:0 po golach Wojciecha Kowalczyka i Jerzego Podbrożnego. Drużyna ze stolicy sięgnęła jednak po mistrzostwo Polski, dzięki czemu ŁKS obok Legii, GKS Katowice i Górnika Zabrze, reprezentował nas w europejskich pucharach.

Latem w ekipie z Alei Unii Lubelskiej doszło do sporych zmian – do Widzewa odeszli Andrzej Woźniak i Dariusz Podolski, do Stali Mielec poszedł filigranowy rozgrywający Janusz Kaczówka, zaś do Jagiellonii Białystok wrócił Andrzej Ambrożej. Jedynie za Woźniaka pozyskano w miarę równorzędnego następcę, był nim Jerzy Zajda (Warta Poznań). Resztę dziur w składzie uzupełniono wychowankami.

Bardziej znany był… Widzew

ŁKS wracał do europejskich pucharów po 35 latach nieobecności. W 1958 roku sensacyjnie wywalczył tytuł mistrza Polski i równie sensacyjnie odpadł z Pucharu Europy z luksemburskim Jeunesse Esch. Właściwie w portugalskiej prasie na temat ŁKS była cisza. Przed meczem o łodzianach wspomniano tyle, że… przyjechali. ŁKS dotarł do Porto z Warszawy via Frankfurt. Bardziej rozpoznawalny w Porto był Widzew, także za sprawą trenera bramkarzy w ekipie „Smoków”, Józefa Młynarczyka.

To właśnie „Młynarz” zaopiekował się łódzkim zespołem, który zakwaterowany został w trzygwiazdkowym hotelu Antas, 300 metrów od stadionu. Piłkarze mieli pokoje… jednoosobowe. Nie lada wyprawę urządzili sobie łódzcy dziennikarze, którzy na mecz pojechali… busem. Miejscowi żurnaliści pytali ich o „Sibulę”, czyli Tomasza Cebulę. Uznali go za najgroźniejszego zawodnika ŁKS. Wszyscy zawodnicy byli do dyspozycji trenera Ryszarda Polaka, który przed meczem wypalił:

- Nie wiem na co stać moją drużynę. Nigdy nie graliśmy z takim rywalem, dlatego nie mogę powiedzieć, jak zachowają się moi gracze…

Pudło Płuciennika

Niemal wszyscy spodziewali się w Porto pogromu. Miejscowi kibice bez wahania stawiali na zwycięstwo podopiecznych Bobby’ego Robsona 3:0. W pierwszej jedenastce łodzian wybiegł wspominany Leszczyński, pod koniec meczu na murawie zameldowali się Dariusz Nowacki (ojciec bramkarza Włókniarza, Adriana) i Dariusz Matusiak, który trafił do ŁKS prosto z… pabianickiego Włókniarza. Latem „zieloni” z hukiem spadli z II ligi i większość zawodników dostała wolną rękę w poszukiwaniu nowych klubów.

W pierwszej połowie ŁKS-owi sprzyjało szczęście. Zajda odbił strzał Jorge Couto, a dobitka Secretario trafiła w słupek. Potem Brazylijczyk Emerson „ostemplował” poprzeczkę łódzkiej bramki. Łodzianie też mieli swoje okazje – jako pierwsi wywalczyli rzut rożny, jako pierwsi także wypracowali groźną okazję, lecz po podaniu Artura Kościuka, Jacek Płuciennik uderzył zbyt lekko, by zaskoczyć Vitora Baię. W 33. minucie Grzegorz Krysiak piętą dograł w pole karne do Płuciennika. Napastnik ŁKS stanął oko w oko z Baią, lecz nie trafił w bramkę. Jeszcze przed przerwą łodzianie zdobyli się na wypad, ale bramkarz Porto uprzedził Wieszczyckiego.

„Biało-czerwono-białym” animuszu wystarczyło na 45 minut. Po przerwie była już tylko dobrze znana „obrona Częstochowy”. Portugalczycy mocno przyspieszyli i na przedpolu bramki Zajdy, co chwilę dochodziło do groźnych sytuacji. W 67. minucie łódzki bramkarz wygrał pojedynek sam na sam z Domingosem Paciencią. Jednak sześć minut później napastnik gospodarzy dopiął swego – po akcji Antonio Folhy z Rui Barrosem, z bliska zdołał wepchnąć piłkę do siatki.

Porto atakowało głównie lewą stroną, gdzie za rywalami nie nadążał Krysiak. Po przeciwnej stronie świetne zawody rozgrywał za to Tomasz Lenart. W 79. minucie po akcji Serba Ljubinko Drulovicia, piłkę dość ekwilibrystycznie klatką piersiową zgrywał Emerson, a do siatki skierował ją Barros. Jeszcze w ostatniej minucie trafił Peruwiańczyk Ronald Baroni, lecz sędzia z powodu ofsajdu gola nie uznał.

15 września 1994, Estadio Das Antas w Porto

I runda Pucharu Zdobywców Pucharów

FC Porto – ŁKS Łódź 2:0 (0:0)

Gole: Domingos 73., Rui Barros 79.

Porto: Vitor Baia – Secretario, Jorge Costa, Jorge Couto (69. Ronald Baroni), Rui Jorge – Emerson, Andre (57. Ljubinko Drulović), Rui Barros, Paulinho Santos – Antonio Folha, Domingos Paciencia.

ŁKS: Jerzy Zajda – Rafał Pawlak, Artur Kościuk, Marek Chojnacki, Witold Bendkowski – Grzegorz Krysiak (76. Dariusz Nowacki), Zdzisław Leszczyński, Tomasz Wieszczycki, Tomasz Lenart – Jacek Płuciennik (86. Dariusz Matusiak), Tomasz Cebula.

Żółte kartki: Secretario/Cebula, Wieszczycki.

Sędziował: Sandor Piller (Węgry)

Widzów: 40.000

„Wieszczu” przyjechał rowerem

Zanim doszło do rewanżu, w ŁKS-ie wrzało. Na ligowy mecz z Legią trener Polak zabrał tylko jedenastu zawodników. Skończyło się na gładkim 0:3. W Łodzi zostali: rezerwowy bramkarz Dariusz Gawroński oraz Jarosław Dziedzic, Pawlak, Wieszczycki, Leszczyński, Płuciennik i Krysiak. Zawodnicy najpierw żądali zwrotu zaległości (około dwóch miliardów starych złotych), potem chcieli, by klub wydał im karty zawodnicze, co było równoznaczne z transferem bezgotówkowym po zakończeniu sezonu. Warto przypomnieć, że nie obowiązywało wówczas tzw. prawo Bosmana.

Wszyscy zbuntowani piłkarze spotkali się z zarządem. Na salę obrad pofatygował się też Wieszczycki, który wjechał na nią modnym wówczas rowerem górskim. Negocjacje trwały kilka godzin. Jako pierwszy uszy po sobie położył Gawroński i nie otrzymał żadnej kary. Obecnego trenera PTC, Pawlaka, Krysiaka i Płuciennika zdyskwalifikowano na trzy, a Dziedzica na cztery miesiące. Bunt uszedł na sucho „cykliście” Wieszczyckiemu, bowiem…

- On ma taką umowę, że nie można go ukarać. To, czy gra w ŁKS zależy od jego dobrej woli – powiedział dziennikarzom ówczesny dyrektor ŁKS, Marek Łopiński.

Wykonanie dyskwalifikacji zawieszono na pół roku.

Zanosiło się, że żaden z siódemki zbuntowanych piłkarzy nie zagra w rewanżu. Tymczasem już kilkanaście godzin później rozanieleni działacze ŁKS obwieścili urbi et orbi, iż znaleźli dobroczyńcę, który nie dość, że spłaci wszelkie długi, to jeszcze przez rok będzie łożył kasę na utrzymanie piłkarskiej sekcji. Nie był to żaden Katarczyk, czy inny Arab, ale nowy prezes Autonomicznej Sekcji Piłkarskiej ŁKS, niejaki… Antoni Ptak.

Właściciel potężnego centrum targowego stwierdził, że może natychmiast wypłacić zaległe pieniądze, ale piłkarze… odmówili. Tłumaczyli to (sic!) chęcią dobrego przygotowania się do meczu z Portugalczykami. W zamian za pomoc Ptak dostał kartę zawodniczą Cebuli, którego po rewanżu chciał wytransferować do tureckiego Vansporu.

Jelczowi powiedzieli „nie”

W tle zawirowań w ŁKS na Okęciu wylądowała ekipa z Porto. Ramię w ramię z trenerami Robsonem i Młynarczykiem szedł ich tłumacz, Jose Mourinho (później słynny trener m.in. Porto, Realu Madryt i Chelsea FC). Angielski trener nie zabrał do Łodzi kontuzjowanych Folhy, Joao Pinto i Semedo. Doświadczonego Andre miał zastąpić Aloisio, zaś Folhę, Drulović. Działacze z Łodzi wysłali po Portugalczyków klubowego jelcza, ale ci woleli wypożyczyć luksusowego mercedesa. Jelczem do Łodzi nie chcieli także jechać portugalscy dziennikarze. Żniwa mieli zatem warszawscy taksówkarze, bowiem żurnaliści z Półwyspu Iberyjskiego dotarli do Łodzi właśnie w ten sposób. Autokar ŁKS wrócił do Łodzi pusty.

W rewanżu na boisku nie działo się wiele. Właściwie spotkanie rozpoczęło się na dobre w 33. minucie, gdy za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Rui Jorge. Wtedy ŁKS zwietrzył szansę na niespodziankę. W 38. minucie dobrze uderzał Pawlak, ale zablokowali go obrońcy. Defensorzy Porto byli czujni także po centrze Cebuli, gdy z 10. metrów strzelał Lenart i niemal z tego samego miejsca poprawiał Wieszczycki. W 45. minucie goście skontrowali. Niestety dla ŁKS – skutecznie. W pole karne wpadł Domingos. Jego strzał odbił się m.in. od Bendkowskiego, ale poprawka Drulovicia z trzynastu metrów już znalazła drogę do siatki. Jeszcze przed przerwą kapitalną sytuację na wyrównanie miał Wieszczycki, ale w sobie tylko znany sposób nie trafił głową z pięciu metrów.

Po zmianie stron jak na dłoni było widać techniczną przewagę Portugalczyków. Różnicy jednego zawodnika na boisku właściwie nie było widać. Umiejętnościami dorównywał im jedynie Cebula. To było za mało. ŁKS obudził się dopiero w ostatnim kwadransie. Strzał Płuciennika z wolnego był niecelny, podobnie jak uderzenie Nowackiego, który przeniósł piłkę nad poprzeczką. W doliczonym czasie gry po centrze z prawej strony głową do bramki nie trafił Krysiak.

Portugalczycy nie zawojowali ówczesnej edycji PZP. W kolejnej rundzie przeszli co prawda węgierski Ferencvarosi TC (6:0 i 0:2), ale w ćwierćfinale po karnych musieli uznać wyższość włoskiej UC Sampdorii.

29 września 1994, stadion ŁKS w Łodzi

I runda Pucharu Zdobywców Pucharów (rewanż)

ŁKS Łódź – FC Porto 0:1 (0:1)

Gol: Drulović 45.

ŁKS: Jerzy Zajda – Witold Bendkowski, Marek Chojnacki, Artur Kościuk (65. Dariusz Nowacki) – Rafał Pawlak (86. Jarosław Soszyński), Grzegorz Krysiak, Zdzisław Leszczyński, Tomasz Wieszczycki, Tomasz Lenart – Jacek Płuciennik, Tomasz Cebula.

Porto: Vitor Baia – Secretario, Jorge Costa, Aloisio, Rui Jorge – Emerson, Jorge Couto (34. Bandeirinha), Rui Barros (46. Andre), Paulinho Santos – Ljubinko Drulović, Domingos Paciencia.

Żółta kartka: Rui Jorge.

Czerwona kartka: Rui Jorge (33.).

Sędziował: Martin Bodenham (Anglia).

Widzów: 6.484.