Trener „Perełek” opowiada, dlaczego źle kojarzy mu się Radom, a dobrze Białystok i czemu gra na plaży może pomóc zawodniczkom na trawiastym boisku. Zapraszamy do lektury!

Rok temu został Pan trenerem żeńskiej drużyny PTC. Czemu przyjął Pan tę propozycję?

Gdy dostałem możliwość trenowania ekipy PTC, od razu do zadzwoniłem do Jarosława Jagielskiego, z którym znamy się od ponad 20 lat. On ma dużo większe doświadczenie w pracy z kobietami. Nad propozycją współpracy Jarek zastanawiał się 48 godzin. Gdy zgodził się pomagać mi w pracy, zdecydowałem, że spróbuję trenować drużynę pań.

We dwóch łatwiej jest zapanować nad szatnią pełną kobiet?

Zdecydowanie. Na przykład: jeden szkoleniowiec zwróci uwagę na grę w obronie, a drugi na atak.

Kto za co jest odpowiedzialny?

Nie ma podziału. Konsultujemy, co mamy robić i co trzeba poprawić, by dziewczyny grały lepiej.

Który z panów bardziej krzyczy, a który bardziej przytula zawodniczki?

To kwestia stosownego momentu. Staramy się uzupełniać. Jeśli jeden widzi to, czego nie dostrzeże drugi, od razu zwracamy uwagę piłkarkom. Nie ma między nami rywalizacji. Staramy się zazębiać, choć bywają mecze, podczas których mamy odmienne opinie.

I co wtedy?

Najważniejsze jest to, by dziewczyny rozumiały, o co nam chodzi, jak mają grać na boisku. Możemy mieć różne spojrzenia na drużynę, ale wszystko musi iść w dobrym kierunku.

Ledwie zaczęliście pracę, a już musieliście ją przerwać, bo wybuchła pandemia…

Wiedzieliśmy, że PTC nie ma zbyt szerokiej kadry, zaproponowaliśmy więc grę dziewczynom z Grembacha Łódź. Ze względów pandemicznych najpierw nie rozegraliśmy jednej rundy, a potem okres przygotowawczy do nowej trzeciej ligi był bardzo dziwny. Mieliśmy umówione sparingi, ale na dzień, dwa dni przed meczem rywalki odmawiały przyjazdu do Pabianic. Rozegraliśmy ledwie jeden mecz testowy. To miało wielki wpływ na to, jak dziewczyny reagowały podczas spotkań ligowych.

Teraz też nie jest lekko…

Mieliśmy uzgodnione sparingi, ale Śląsk II Wrocław i Piotrcovia już odwołały pojedynki. Jak większość drużyn amatorskich jesteśmy w kropce. Wciąż czekamy na decyzje w sprawie zniesienia obostrzeń epidemicznych. Póki co, dziewczyny realizują indywidualnie nasz plan przygotowań.

Zauważyłem, że dużo podpowiada Pan piłkarkom podczas meczu. Skąd się to bierze?

Dziewczyny same powinny podpowiadać sobie i reagować na boiskowe wydarzenia. My, trenerzy, musimy nieraz krzyknąć, by rozmawiały na boisku, zwracały sobie uwagę, bo to niedobrze, gdy podczas gry panuje cisza. Wydaje mi się, że moje podpowiedzi też nie są dobre, bo stopują myśl zawodniczki, która wie lepiej niż trener, co chce zrobić. Chociaż na inaugurację ligi (2:2 ze Złym Warszawa – red.) krzyczeliśmy do Klaudii Rosiak, by po rzucie wolnym weszła za mur. Klaudia posłuchała i padła bramka.

Po pierwszej rundzie jesteście na piątym miejscu w tabeli. Jest Pan zadowolony?

Wynik to pochodna frekwencji na treningach i meczach. Boli mnie wyprawa do Radomia, gdzie graliśmy z ostatnią drużyną ligi. Pojechaliśmy bez bramkarki Agaty Pacler. Przegraliśmy 2:4, bo w naszej bramce stanęła zawodniczka z pola. Mam wrażenie, że reszta drużyny też nie dała z siebie stu procent. Z kolei w ostatniej minucie meczu ze Złym Warszawa straciliśmy gola z rzutu karnego, a to dwa punkty mniej. Zatem pięć punktów spokojnie mogliśmy dołożyć do naszego dorobku.

A najlepszy mecz?

Zdecydowanie w Białymstoku, na zakończenie rundy. Zagraliśmy super, choć tylko zremisowaliśmy 1:1. Aż żal, że ta runda się skończyła. Mieliśmy sinusoidę – raz graliśmy dobrze, by potem zagrać słabiej. Stać nas spokojnie na miejsce na podium.

Dysponował Pan dość wąską kadrą. Zimą będą wzmocnienia?

Chęć gry u nas wyraziły cztery zawodniczki. Jesteśmy już po rozmowach. Jedna gra na środku obrony, to była reprezentantka Polski juniorek, a trzy to piłkarki techniczne, ofensywne, które sprawią, że dłużej będziemy utrzymywać się przy piłce. W sparingach musimy zobaczyć, czy to może dobrze funkcjonować. Jeśli się uda, zespół PTC będzie wzmocniony i powalczymy o miejsce w czubie tabeli.

Przyjdzie druga bramkarka? Jesienią między słupkami stała tylko Agata Pacler.

Ciężko jest pozyskać dobrą bramkarkę. Rozmawialiśmy z kandydatkami, ale na razie temat się urwał ze względu na to, że dziewczyny musiałyby dojeżdżać z dość daleka.

Co będzie z bramkarką Magdaleną Kociołek, która na początku ubiegłego roku nabawiła się poważnego urazu kolana?

Najprawdopodobniej zrezygnuje z gry w piłkę. Kontuzja sprawiła, że ma inny pomysł na życie.

W planach macie sparingi z pierwszoligowym UKS-em Łódź i Legią Warszawa. Kto „załatwił” te super mecze?

Trener Jagielski i ja. Dostałem wolną rękę w doborze rywali, Jarek tylko potwierdził.

Część zawodniczek gra w piłkę na boisku trawiastym i w beach soccera. Czy jedno z drugim nie koliduje?

To jak najbardziej wskazane. Jestem za tym, by dziewczyny się rozwijały. Piłka inaczej zachowuje się w hali, inaczej na plaży, a jeszcze inaczej na trawie. W Portugalii małe dzieci zaczynają przygodę z piłką od futsalu, od gry na małej przestrzeni, gdzie trzeba szybko podejmować decyzję o zagraniu, czy zwodzie. Później wpływa to na wyszkolenie seniorów. Sam grałem w reprezentacji Polski w futsalu i beach soccera, co absolutnie nie przeszkadzało mi grać na boisku trawiastym.

PTC ma drugi najskuteczniejszy atak w lidze. Gra ofensywna to atut „Perełek”?

Mogliśmy strzelić dużo więcej goli! Mamy dobre skrzydłowe: Dagmarę Suskiewicz i Magdalenę Pacler. Poza tym przestawiliśmy Andżelikę Błoch na pozycję numer 9, choć długo się przed tym broniła. W końcu jednak Andżelika uwierzyła w swoje możliwości. Jest przebojowa, silna i ma najwięcej strzelonych goli. Zmiana pozycji była z korzyścią tak dla niej, jak i dla całej drużyny.

Do września rzadko graliśmy z rywalami spoza województwa. Czy przed startem III ligi zawodniczki obawiały się nowych przeciwniczek?

Część drużyny nie była przyzwyczajona do takiej gry. Ale mamy też w składzie piłkarki, które posmakowały drugiej ligi. Ba, były o włos od awansu do pierwszej ligi. Pozostałe dziewczyny miały chęć sprawdzenia swoich umiejętności, a dobre mecze utwierdziły je w przekonaniu, że wcale ta liga nie jest taka straszna.

Czy klub PTC nadąża organizacyjnie za wynikami sportowymi?

Jak najbardziej. Przed sezonem mieliśmy spotkanie z prezesem, który zapewnił nas, że pieniędzy nie zabraknie. Na mecz do Radomia, który graliśmy w niedzielę o godzinie 11.00 pojechaliśmy dzień wcześniej, zamawiając nocleg. Jest dobrze.

Teoretycznie nie „grozi” Wam ani awans ani spadek z ligi… O co będziecie grać wiosną?

W każdym meczu chcemy grać o trzy punkty. Będziemy dawać z siebie wszystko, by wygrywać. Nie wiemy, ile zespołów spadnie, ani awansuje z naszej grupy. Jeśli ktoś wycofa się z drugiej ligi, druga drużyna na koniec sezonu może grać w barażach. Przed startem rozgrywek, z drugiej ligi wycofały się dwa zespoły. Przez tę pandemię wszystko jest możliwe.

Czego drużynie PTC życzyć w rundzie wiosennej?

Przede wszystkim zdrowia, bo to jest najważniejsze. Chciałbym, by dziewczyny uwierzyły w swoje umiejętności, bo na treningach widać duży potencjał. Czasem brakuje potwierdzenia tego w meczach ligowych. A możliwości drużyny są duże, co pokazały niektóre jesienne spotkania.

Dziękuję za rozmowę.