- Sposób na tak długą pracę? Po prostu dobrze wykonywać swoje obowiązki – mówi skromnie.
Miłością do futbolu zapałał w szkole w Dłutowie.
- Przyszedł nauczyciel WF-u, który rozumiał sport i skierował mnie do miejscowego LZS – wspomina. – To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę.
Okazało się, że nastoletni Maranda ma talent nie tylko do futbolu. Jako licealista (uczył się w II LO) był mistrzem Pabianic w czwórboju lekkoatletycznym. Poza tym, w LZS-ie szło mu lepiej niż dobrze. Trafił na najlepszy okres w 70-letniej historii klubu. W 1967 roku drużyna pod wodzą Lucjana Piskorskiego awansowała do A Klasy, odpowiednika dzisiejszej IV ligi. Jeździła na mecze do Tomaszowa Mazowieckiego, Wielunia czy Piotrkowa.
- Piotr Maranda jest jednym z trzech najlepszych zawodników w historii GLKS, obok Macieja Bukowieckiego i Stanisława Sobolewskiego – uważa Krzysztof Świercz, prezes klubu z Dłutowa.
Na przełomie lat 60. i 70. Marandę w składzie chciał mieć balansujący między zapleczem ekstraklasy, a trzecią ligą Włókniarz. Ale absolwent II LO poszedł na studia w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie.
- AZS miał drużynę w III lidze. Grałem w niej razem z Jerzym Engelem, późniejszym selekcjonerem. Był też Krzysztof Czapiński, były drugoligowy gracz Włókniarza – wspomina. – Za grę otrzymywaliśmy wtedy… talerz pierogów.
Po skończonych studiach był już trenerem piłki nożnej. Wrócił do Pabianic, zaczął pracę w XX LO w Rudzie Pabianickiej i trenował młodzież w RKS-ie Łódź. W 1974 roku wyjechał do Warszawy.
- Przez 25 lat pracowałem jako trener w Sarmacie Warszawa – mówi. – Trenowałem dzieci i młodzież.
Klub z Warszawy wychował m.in. Krzysztofa Dowhania, najlepszego specjalistę od szkolenia bramkarzy w Polsce.
Ponieważ Piotr Maranda dobrze miał opanowane języki obce (rosyjski, niemiecki, angielski), rozpoczął jednocześnie pracę w Orbisie jako przewodnik grup zagranicznych.
- Doszła do mnie informacja, że Departament Zagraniczny PZPN szuka pracowników. Zgłosiłem się na rozmowę kwalifikacyjną i otrzymałem tę pracę – opowiada Maranda. – Prezesem był wtedy Edward Brzostowski, który robił porządki w związku.
Maranda określa Brzostowskiego mianem „pistolet”. Rzutki biznesmen z Dębicy postanowił dokonać rewolucji w strukturach związku.
- Nie cackał się z generałami, którzy rządzili wtedy polską piłką – wspomina. – Niestety, nie utrzymał tego stanowiska. Zastąpił go Zbigniew Jabłoński.
Kolejny prezes, Jerzy Domański planował, by Maranda został sekretarzem generalnym związku. Dłutowianin nie zmienił jednak stanowiska.
- Nowe obowiązki powierzył mi następca Domańskiego, Kazimierz Górski. Zostałem kierownikiem informacji szkoleniowej – zaznacza. – Sprowadzałem holenderskie kasety z nagranymi treningami.
W 1995 roku wraz z byłym selekcjonerem reprezentacji Ryszardem Kuleszą otworzył szkołę trenerów, nazywanej „Kuleszówką”. Wyszli z niej wszyscy najlepsi obecnie polscy trenerzy.
- Można powiedzieć, że wprowadziłem PZPN do Europy pod względem szkolenia – przyznaje. – Byłem w komisji do spraw kształcenia trenerów.
Ale w PZPN zajmował się nie tylko "trenerką".
- Prezes Marian Dziurowicz wysłał mnie do Niemiec, gdzie załatwiałem sprawy zerwanego kontraktu z firmą Puma – mówi. – Można powiedzieć, że byłem prawą ręką „Magnata”.
Jako przedstawiciel PZPN zjeździł całą Europę. Był nawet na Syberii i w Kazachstanie.
- Zawodowo nie odwiedziłem jedynie Islandii – śmieje się.
Jednak Maranda to przede wszystkim trener. Z jego wiedzy i doświadczenia korzystali kolejni selekcjonerzy.
- Pomagałem Pawłowi Janasowi, którego znałem jeszcze z Pabianic, Waldemarowi Fornalikowi i Adamowi Nawałce – wylicza. – Byłem też w sztabie Franciszka Smudy na Euro 2012. Odpowiadałem za obserwację reprezentacji Rosji.
Dłutowianin swoją pracę wykonał dobrze – rozpracował rywala tak, że Polacy meczu nie przegrali. Na boisku padł remis 1:1.
- Pomogłem też Jerzemu Brzęczkowi w uzyskaniu papierów trenerskich, bez których nie mógłby dziś pracować z reprezentacją Polski – mówi.
Po Euro 2012 w PZPN nastała era Zbigniewa Bońka. Maranda był szefem komisji szkolenia i licencjonowania trenerów. W 2016 roku przeszedł na emeryturę. Jednak „Zibi” postanowił, że doświadczony pracownik nadal może służyć polskiemu futbolowi. Skierował Marandę na nowe tory. Teraz zajmuje się piłką nożną halową, tzw. futsalem.
- Monitoruję kursy trenerskie, jako pierwszy w kraju zrobiłem papiery na prowadzenie szkoleń – przyznaje.
Choć osiadł na dobre w Warszawie i stał się niejako obywatelem świata, nie zapomina o swoich korzeniach. Ostatnio odwiedził Dłutów przy okazji turnieju 13-latków.
***
Prezesi PZPN za czasów pracy Piotra Marandy: Edward Brzostowski (1985-1986), Zbigniew Jabłoński (1986-1989), Jerzy Domański (1989-1991), Kazimierz Górski (1991-1995), Marian Dziurowicz (1995-1999), Michał Listkiewicz (1999-2008), Grzegorz Lato (2008-2012), Zbigniew Boniek (od 2012).
Komentarze do artykułu: Obywatel świata z Dłutowa
Nasi internauci napisali 0 komentarzy