Sytuacja kadrowa w drużynie Dłutowa była wręcz dramatyczna. Brakowało: Ernesta Bartłomiejczyka, Pawła Jacha, Bartłomieja Kaczmarka, Antoniego Mosińskiego, Bartosza Sendala, Kamila Stelmacha i Kamila Stolarka. Z pomocą ekipie Piotra Urbaniaka ruszyli weterani: 41-letni Jarosław Sońta, który zdjął buty z kołka i cztery lata starszy Mariusz Malinowski.

O dziwo, dłutowianie nie ustępowali renomowanym rywalom. W 20. minucie strzelili bramkę na 1:1. Akcję zapoczątkował Adam Skiba, zagrał do pędzącego po skrzydle Dawida Krystery. Młody pomocnik ograł obrońcę i precyzyjnie zacentrował, a wrzutkę skutecznym uderzeniem zamknął Dominik Mosiński. Dłutów zatem strzelił bramkę, grając bez… nominalnego napastnika.

Do przerwy jednak to gospodarze prowadzili 3:1, wykorzystując błędy defensywy GLKS. Po przerwie podwyższyli na 4:1.

- Myśmy naprawdę nie ustępowali miejscowym. Stwarzaliśmy tyle sytuacji, że można było obdzielić nimi ze trzy spotkania – mówi Krzysztof Świercz, prezes GLKS Dłutów. – Brakowało skuteczności, poza tym świetnie spisywał się bramkarz z Kutna, broniąc w nieprawdopodobnych sytuacjach.

W 80. minucie dłutowianie strzelili bramkę na 4:2 (Krystera) i zaatakowali. Niewiele do szczęścia brakowało weteranowi Malinowskiemu.

- Brakowało mu milimetrów do tego, by sięgnąć piłkę i mieć dwie dwustuprocentowe sytuacje – dodaje Świercz. – Szkoda, że wróciliśmy do domu bez punktów.

Dłutów: Bukowiecki – Skiba, Woch, Witczak, Sońta (Malinowski) – Krystera, Ciniewski, Łańcuchowski, Kleber, Wojna – Mosiński.