Niewielką trattorię prowadzą pabianiczanka Magda Ryder i Włoch Sergio Bianchi. Urządzili w tym miejscu nie tylko włoską ucztę, ale zdążyli już zmienić nasze podejście do jedzenia.

- Wprowadziliśmy tu prawdziwy włoski klimat. Chodzi nam o to, żeby nasi goście mogli zatrzymać się tu na dłużej i w spokoju, z rodziną i przyjaciółmi czerpać radość z jedzenia – wyjaśnia Magda Ryder. - Wszystkie dania sami przygotowujemy na miejscu ze świeżych składników, nie korzystamy z półproduktów. Dlatego też na posiłek trzeba trochę dłużej poczekać.

Jak zapewnia właścicielka, każde danie robione jest dopiero od momentu zamówienia.

- Jeśli ktoś zamówi zupę, my dopiero kroimy warzywa i ją gotujemy – przytacza przykład.

Klienci nie czekają jednak przy pustych stolikach. Dostają oliwki, paluszki chlebowe, pieczywo i masło czosnkowe. O ich dobre samopoczucie dba Magda, a Sergio króluje w kuchni. Jak na prawdziwego Włocha przystało, dania przygotowuje z pieśnią na ustach. Dosłownie.

- Jeśli nie wkładasz w swoją pracę całego serca, to nikt do ciebie nie przyjdzie – uważa Sergio Bianchi.

Zaangażowanie szefa kuchni owocuje sporym gronem miłośników jego potraw. W weekend niełatwo o stolik w Mamma Mia. Czasem nawet w tygodniu brakuje tu wolnych miejsc. Dlatego lepiej wcześniej zarezerwować sobie stolik. Ale goście nie dają za wygraną, czasem wolą dłużej poczekać, aby to tu spędzić miło czas. Nawet jeśli zdarzy się, że jakiegoś dania zabraknie.

- Może się tak zdarzyć. Po prostu, jeśli skończą nam się składniki, nie przygotujemy konkretnego posiłku z karty – mówi Magda.

Klienci nie zrażają się tym i dają sobie zaproponować inną pozycję, niekoniecznie z karty. Szukają też innych rozwiązań…

- Skończyły nam się kiedyś pudełka na pizzę. Gość stwierdził, że jemu to nie przeszkadza i zaproponował, że przyjdzie po pizzę ze swoim talerzem – wspomina z uśmiechem właścicielka.

Gospodarzom Mamma Mia zależy na tym, aby goście celebrowali wspólnie spędzony czas na posiłku. Dlatego też zastrzegają, że do ich restauracji nie przychodzi się tylko na piwo, czy tylko na deser. Mimo że zarówno alkohole, jak i słodkości są serwowane w lokalu.

- Do nas najlepiej przyjść na przystawkę, danie główne i deser. Przy tym porozmawiać z przyjaciółmi, a nawet z nami. Z naszymi gości mamy dobre relacje. Później często przysyłają nam swoje prywatne zdjęcia z wakacji, pozdrawiają nas – mówi.

Sergio mówi w sześciu językach. Najlepiej goście porozumiewają się z nim po angielsku.

Restauracja jest niewielka, ale to akurat jej atut. Tworzy klimat włoskiego domu, a Magda i Sergio spokojnie mogą ugościć u siebie odpowiednią ilość osób. Tak, aby nikt nie musiał czuć się pominięty.

- Dania też podajemy jednocześnie. Nie chcemy, żeby jedna osoba przy stoliku jadła posiłek, a inne jeszcze na swoje czekały. To wspólne czekanie, a potem wspólne jedzenie – dodają zgodnie.

W Pabianicach mówi się o najlepszej włoskiej pizzy w regionie właśnie w Mamma Mia. Ale w karcie pizza to tylko jedna z opcji. Warto spróbować tu włoskich past, zup, przystawek ciepłych i zimnych czy specjalności szefa kuchni. A na osłodę tiramisu albo panna cotta. I lepiej przygotować apetyt na serwowane tu niemałe porcje.

- Wszystko robimy ze składników sprowadzonych z Włoch. Nawet cukier i sól, których używamy, stamtąd pochodzą – przyznaje Magda.