Karol Siciński nie wrócił do rodzinnych Pabianic. Chciał spocząć w Kazimierzu.

Zanim na dobre osiadł nad Wisłą, naszkicował kształt słynnego dziś kamiennego schroniska „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej. Projektował kina w Warszawie i kamieniczki w Kaliszu. Z renesansowym Kazimierzem Dolnym związał się na resztę życia. „To dzięki Karolowi Sicińskiemu miasteczko koło Puław wygląda jak wygląda” – napisano w magazynie „Dookoła Świata”. A wygląda prześlicznie.

Karol był synem pabianickiego stolarza artystycznego Wincentego Sicińskiego i Józefy z Wlazłowiczów, zamożnych kamieniczników. Ojciec robił zdobione kredensy, stoły, fotele i toaletki, ale nie gardził też zamówieniami na mniej fantazyjne komody. Urodzony 5 października 1884 roku Karol uczył się w gimnazjum przy Starym Rynku. Po maturze w 1905 roku ojciec wyprawił go do Krakowa na stałe zajęcia w Wyższej Szkole Przemysłowej, by syn miał w ręku porządny fach. Karol studiował budownictwo i rzeźbę w pracowni profesora Jana Reszki. Trzy lata później samowolnie zapisał się do tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych, do pracowni Leona Wyczółkowskiego i Stanisława Dębickiego. Szkicował, malował, rzeźbił.

W 1912 roku dostał rządowe stypendium na podróże po Europie, aby zgłębiał wiedzę o stylach w budownictwie miejskim. Pojechał do Francji, Włoch i Austrii.

Najdłużej przebywał w Wiedniu, gdzie wydał ostatni stypendialny grosz. Aby zarobić na czynsz za wynajęty pokój i całodniowe podziwianie wielkiego miasta, Polak imał się rozmaitych prac, niechby czyściciela chodników i dworcowego tragarza.

Rok później młody architekt wziął ślub z Jadwigą Feltynowską, zamieszkał w Warszawie i usamodzielnił się finansowo. W pracowni artystycznej Kalinowskiego i Krzywickiego, gdzie dostał posadę, wykonał siedem polichromii dla kościołów i cykl pejzaży dla zamożnego klienta. Sicińscy mieli za co żyć.

 

Podróż do ruin

Wybuchła wojna, z dymem poszły całe miasta, tysiące zabytkowych domów, szkół, kościołów. Kazimierz Dolny najpierw kruszał pod ogniem i kulami z dział cesarza Franza Józefa, a na koniec podpalili go cofający się żołnierze Mikołaja II Romanowa. W wielkim pożarze spłonęły ostatnie drewniane domy, wypalały się wnętrza kamienic budowanych na wapiennych skałach. Miasteczko, założone niegdyś przez siostry norbertanki na wzgórzu podarowanym przez Kazimierza Sprawiedliwego, było pożałowania godną kupą gruzów.

Rok później na zlecenie Towarzystwa Opieki nad Zabytkami „Przeszłości” do Kazimierza Dolnego zjechał Karol Siciński. To on miał rozpocząć inwentaryzowanie miasteczka, w zamyśle władz przeznaczonego do odbudowy. Siciński był tutaj pierwszy raz w życiu. Stanął w ogorzałych ruinach rynku i… chciał natychmiast wracać do domu.

Spisał wszystko, co nadawało się do wskrzeszenia: ceglane mury, kamienne fundamenty, studnie, kapliczki. Przy okazji zauważył, że im dłużej chadza brukowanymi uliczkami Kazimierza, tym słabiej upiera się przy decyzji wyjazdu.

Kazimierz przypominał mu włoskie miasteczka z kamiennymi domami na wzniesieniach, wąskimi uliczkami, urokliwym rynkiem. Zafascynowany tym miejscem na Ziemi postanowił osiąść nad Wisłą. Żona zgodziła się i niespełna miesiąc później zamieszkali w przybudówce na tyłach domu artystów, a potem w datowanej na 1635 rok kupieckiej Kamienicy Celejowskiej.

Sicińscy mieli pierwszy w miasteczku elektryczny dzwonek u drzwi. Było z nim utrapienie, bo od rana do nocy na dzwonku wisiały kazimierskie dzieciaki. Dzwonek brzęczał i brzęczał, dzieciaki to podbiegały do drzwi, to znów kryły się w zakamarkach podwórka. W krótkich chwilach między kolejnymi dzwonkami architekt pochylał się nad szkicami budowli. Z tego okresu pochodzą pierwsze kazimierzowskie projekty Karola Sicińskiego: pensjonat, schronisko dla turystów, skrzydła gmachu szkoły powszechnej. W poczytnych „Wiadomościach Literackich” architekt pisał o wyjątkowej wartości artystycznej tego urokliwego zakątka Polski, „gdzie rozłożyło się miasteczko niezwykłej urody. Z rynkiem, który jakkolwiek zniszczony pożarem i zrujnowany niechlujstwem mieszkańców, jeszcze dziś stanowi wzór urbanistyczny”.

Siciński przygotował pełne plany przebudowy kazimierskiego rynku.

Tytan pracy

Siciński był już uznanym architektem, gdy w 1921 roku zaprojektował schronisko PTTK „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej w Tatrach, 1500 metrów nad poziomem morza. Budynek z nieobrobionych głazów i drewna rósł bardzo szybko, wznoszony rękami żołnierzy kompanii wysokogórskiej Wojska Polskiego. Na uroczyste otwarcie schroniska przyjechał sam prezydent Stanisław Wojciechowski.

Karol Siciński był tytanem pracy. Dostał nagrody za projekt ratusza w Kaliszu (nigdy niezrealizowany) i koncepcję powojennej odbudowy tego miasta. Był współautorem projektów warszawskich kin: Palladium przy ulicy Złotej i Napoleona przy Placu Trzech Krzyży. Aktorzy i muzycy zamawiali u niego projekty willi z ogrodami.

W Kazimierzu Siciński musiał okiełznać chaos powojennej odbudowy: lepianki na gruzach zabytkowych kamienic, błyskawicznie wynurzające się z ziemi kurne chatki, pałace w cygańskim albo góralskim stylu, wszechobecną bylejakość. Aby Kazimierz nie przemienił się w paskudną prowincjonalną osadę, uparcie przywracał podcienia odbudowanym kamienicom, dostawiał do ścian drewniane balkoniki. Przedłużył pierzeje kamienic Przybyłowskich, na nowo kształtował strome dachy domów. W Kamienicy Blombergowskiej kazał zdjąć cały dach, bo szpecił. Przysparzało mu to wielu wrogów, zwłaszcza wśród żydowskich kupców, dla których zmiany architektoniczne kamienic ze sklepami były tylko zbędnym wydatkiem. Na domiar złego przeszkadzającym w handlowaniu.

„Ludzie go w Kazimierzu nie lubili, nie mieli dla Sicińskiego ani szacunku, ani zrozumienia” – wspominał sąsiad architekta. „Jak stanął na rynku i spojrzał na jakąś żydowską kamienicę, to Żydki od razu w popłoch: Aj waj, coś to będzie, pan Siciński się patrzy na moje kamienice, coś tu będzie chciał, żeby zmienić. Może poddasze krzywe jest co? Może prosto, może tak... Aj, waj!”.

W wąwozie Małachowskiego Siciński zaprojektował elegancką piętrową willę dla słynnej pisarki Marii Kuncewiczowej, autorki powieści „Cudzoziemka”. Budynek stawiano z białych kamieni i drewna. Bliżej rynku wyrosła szkoła i dom artystów, też według projektu pabianiczanina.

Rok przed wybuchem wojny Karol Siciński przygotował pełne plany przebudowy kazimierskiego rynku i dwóch podcieniowych domów obok Kamienicy Gdańskiej. Pod jego architektonicznymi rządami miasteczko nabierało stylu po latach nazwanego „renesansem kazimierskim”.

Dziełem pabianiczanina jest także schroniska „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej w Tatrach.

Powrót do Pabianic

Wybuchła kolejna wojna. W mroku niemieckiej okupacji Sicińscy przycupnęli na warszawskiej Sadybie, przy ulicy Goraszewskiego. Tam w 1940 roku dosięgła ich wielka tragedia: na zapalenie płuc zmarło jedyne dziecko, osiemnastoletni Andrzej. Cztery lata później w powstaniu spłonął dom na Sadybie. Niemcy wygnali Sicińskich z ruin do Pruszkowa, do obozu przejściowego. Stamtąd Jadwiga i Karol przyjechali do Pabianic.

W rodzinnym mieście próbowali zapomnieć o koszmarach wojny. Karol odnalazł dawnych przyjaciół, rzucił się w wir pracy. Zajęć nie miał zbyt wiele, bo nad Dobrzynką mało było do odbudowania. Zaprojektował dwa domy pod miastem.

Jadwiga, przez męża nazywana Wisienką, uważała, że w Pabianicach Karol odnalazł spokój. Pewnego dnia zauważyła też, że ciągnie go do Kazimierza.

Trzy lata po najbardziej niszczycielskiej wojnie Karol Siciński znów stanął na kazimierskim rynku. „Widok był przerażający: gruz, wypalone okna kamienic, strzępy dachów. Niegdyś biały kamień w fundamentach domów siniał jak trup” – wspominał. W Kazimierzu nie krzątał się ani jeden Żyd, wszystkich naziści wywieźli do obozów zagłady. Na nowym rynku nie było kramików, kolonialnych sklepów, kuźni, piekarni i wiślanych przewoźników z długimi brodami, pochylonych nad miską strawy uważonej w gospodzie Mendela. Znów trzeba było zaczynać od nowa.

Zaczął. Wkrótce rząd w Warszawie mianował Sicińskiego pełnomocnikiem ministra kultury do spraw odbudowy Kazimierza Dolnego. Karol miał tu także kierować państwową pracownią konserwatorską. W dziesięć lat odbudował lub zrekonstruował ponad trzydzieści obiektów. Projektował prywatne domy, utrzymane w stylu z lat trzydziestych: wille Krasińskich, Oroniów, Krwawicza, Drogomistrzów, Mycko-Mysłowskiego i Witkowskich. Kazał przebudować zabytkowy spichlerz, który po zdjęciu rusztowań stał się schroniskiem turystycznym. Zaprojektował hotel, odbudował przedwojenną bożnicę, w której teraz urządzono kino. Z kilku zniszczonych domów w rynku stworzył stylowy dom architektów.

Zwycięsko wyszedł z awantury z dyrekcją puławskich zakładów azotowych, która nad kazimierskim cmentarzem chciała budować koszmarne bloki wypoczynkowe dla pracowników. Nie pozwalał stawiać klockowatych domów krytych papą, ozdabiać ścian potłuczonymi talerzami, sklecać nadbudówek i dobudówek.

Znów go nie lubili, nie szanowali, nie chcieli. Dom Sicińskich u stóp Krzyżowej Góry wciąż był obrzucany jajkami i kamieniami. Albo łajnem. Do pracowni architekta ktoś wrzucał zdechłe wrony.

W Kazimierzu zapamiętano go jako starszego pana w grubych okularach, w białej koszuli, zawsze bez krawata. Siciński wolał wiązać pod szyją granatowe aksamitki, dyskretnie podkreślające bliskie związki z bohemą. Przynajmniej raz dziennie obchodził swój rynek i Mały Rynek. Na seansie każdego nowego filmu wyświetlanego w kazimierskim kinie pojawiał się z żoną. Siadali zawsze w pierwszym rzędzie.

Architekt zostawił po sobie wiele szkiców i rysunków miasteczka.

Już na zawsze w Kazimierzu

Z wiekiem tracił wzrok. Diagnoza była fatalna: katarakta. Niespełna rok później Siciński czytał już tylko przez lornetkę, już tylko adresy na kopertach. Dopiero wtedy dał się namówić na operację oczu. Znajomi opowiadali, że gdy w szpitalu zdjęto mu opatrunki i pierwszy raz po zabiegu obejrzał świat, do stojącej przy łóżku żony miał rzec: „Jadziu, aleś ty się postarzała!”.

Siciński zostawił po sobie wiele rysunków i obrazów pięknego Kazimierza nad Wisłą.

Zmarł 7 sierpnia 1965 roku w Warszawie. Żona pochowała go w grobowcu rodzinnym na kazimierskim cmentarzu, pod nagrobkiem, który sam zaprojektował.

W 2005 roku władze samorządowe miasteczka nadały Karolowi Sicińskiemu pośmiertny tytuł honorowego obywatela Kazimierza Dolnego.

Roman Kubiak