Malownicze łąki i pola, piękne domy. A za oknem... czterdziestometrowa wieża. Takie są plany. O budowie sąsiedzi dowiedzieli się od robotników, którzy kopali fundamenty.

- Spytaliśmy, co to za nowy sąsiad się buduje. Usłyszeliśmy: „żaden sąsiad, proszę pana. Będziecie mieć maszt” – relacjonuje Łukasz Drewniak. To radny gminy, który mieszka nieopodal placu budowy.

Mieszkańcy wpadli w popłoch. Dlaczego? Dowiedzieli się, że anteny mogą zagrażać zdrowiu. Wiele ma na ten temat do powiedzenia Zbigniew Gezlok ze Stowarzyszenia "Prawo do życia". To z nim skontaktowali się mieszkańcy, by uzyskać informacje i pomoc. Sam pracował wiele lat przy montażu anten sieci telefonicznych.

- Od 16 lat walczę w sądzie o uznanie mojej choroby zawodowej – mówi.

I dodaje że, choć ma 48 lat, jest „wrakiem człowieka”. Praca przy elektromagnetycznych falach wykończyła jego układ nerwowy i odpornościowy. Dlatego działa w całej Polsce, by walczyć z elektroskażeniem. Jak? Zapobiega budowie anten, pomaga pokonać nieuczciwych inwestorów. Tylko pod skrzydłami jego instytucji są setki takich spraw.

- Przy antenach notuje się wzrost zachorowań na nowotwory – mówi. – Potwierdzają to badania. Tylko ktoś szalony buduje dom przy stacjach bazowych.

Jak ocenia budowę w Górce Pabianickiej? To nie pierwszy przypadek, z którym się styka, gdzie nikt nie poinformował o budowie mieszkańców. Do tego wspomina o powszechnym w Polsce procederze. Buduje się ogromny słup, a w dokumentacji uwzględnia jedynie nieduże anteny. Gdy budowa się zakończy, dokłada się kolejne, już bez pozwoleń. A to nie zawsze zostaje zauważone przez urzędy.

- Antena w Górce miałaby służyć do rozmów telefonicznych. A urządzenia, które planowano założyć, służą do czegoś innego, są słabsze – mówi.

W pobliżu wydzierżawionej pod budowę działki mieszkają niepełnosprawni. Lekarz orzekł, że nie powinni przebywać w pobliżu fal elektromagnetycznych ze względu na stan zdrowia.

Sen z oczu mieszkańców Górki Pabianickiej spędza też cena gruntów. Radny Drewniak w ich imieniu od 10 lat starał się o zmianę statusu działek. Pola uprawne miały być przeznaczone pod zabudowę mieszkalną. Lada dzień zmieniony zostanie plan zagospodarowania. Ale to na nic.

- Kto zechce kupić działkę tuż obok anten telefonicznych? – pytają retorycznie mieszkańcy.

„Gmina nas olała”

Mieszkańcy postanowili dowiedzieć się, co w zasadzie się dzieje. Nic dziwnego. Maszt, który ma wyrosnąć tuż obok ich domów, ma mieć ponad 40 metrów wysokości.

Prace ruszyły się 2 tygodnie temu. Kiedy mieszkańcy zaczęli szukać informacji, co właściwie się dzieje i za czyją zgodą, robota tylko nabrała tempa.

- W tym samym dniu, w którym rozmawiałem z pracownikami, chcieli zalewać fundamenty – denerwuje się radny.

- Nikt nas nie poinformował o budowie – mówi Piotr Kraska, sołtys Górki Pabianickiej. – Gmina nas, mówiąc kolokwialnie, olała.

Inwestor pokazał im dokumenty: ma wszystkie wymagane pozwolenia. Jest pozwolenie na budowę. Starostwo poinformowało też o wznoszeniu masztu Urząd Gminy.

- Dokumenty złożone zostały do gminy w kwietniu – informuje Joanna Kupś, rzecznik starosty.

Rzeczniczka wyjaśnia też, że nie mogło być mowy o niewydaniu pozwolenia.

- Starostwo działa z literą prawa. Wszystkie przesłanki, by tę zgodę wydać, zostały spełnione – mówi.

Dlaczego Urząd Gminy nie poinformował o tym mieszkańców, albo przynajmniej sołtysa? Nie otrzymaliśmy od wójta odpowiedzi.

- Zastępca wójta o budowie dowiedział się ode mnie, w zeszłym tygodniu – mówi sołtys. – Wójt nie wie sam, co się dzieje w jego gminie.

Nie sposób dowiedzieć się, która sieć planuje korzystać z anten. Inwestorem jest firma zewnętrzna. Ze wszystkich spytanych o inwestycję sieci komórkowych, jedynie Play odpowiedziało na pytanie.

- Nie jest to nasza inwestycja – poinformowało biuro prasowe Play.

„Wlej pan sobie beton w buty!”

Do Starostwa wpłynęła petycja mieszkańców Górki Pabianickiej w sprawie wstrzymania budowy masztu. Sprawa jest rozpatrywana. To nie jedyne działania mieszkańców.

- 12 lipca wpłynęło do nas pismo z prośbą o jak najszybsze przeprowadzenie kontroli – informuje Jakub Mikołajewski, starszy inspektor w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Pabianicach.

Powód? Głębokie i niezabezpieczone wykopy. Rzeczywiście, na placu budowy powstał ogromny rów o średnicy kilkunastu metrów. Od granicy z jedną z działek dzieli go dosłownie krok. Choć deszcz napełnił dziurę wodą, widać gołym okiem, że doszło do uszkodzenia rurek melioracyjnych. Co to oznacza dla mieszkańców?

- Gdyby zalano całość betonem, co prawie się wydarzyło, woda deszczowa zalewałaby sąsiednie uprawy – wyjaśniają mieszkańcy.

Do zalania fundamentów nie doszło dzięki protestowi mieszkańców. To „pospolite ruszenie” postanowiło działać na własną rękę. Jak?

- Inwestor postanowił wjechać na działkę „na skróty". Czyli drogą, z której nie miał prawa korzystać, bo jest prywatna – wyjaśnia jedna z sąsiadek.

Mieszkańcy zastawili drogę samochodem dostawczym. Napisali na nim „teren i droga prywatna”. Osobiście zaś „pogonili” robotników, wraz z betoniarką.

- Przyjechały dwie „gruchy” z betonem – relacjonują. – Pompa stanęła w polu pszenicy… Nie pozwoliliśmy na wjazd sprzętu. Pracownik spytał: „to co mam zrobić z tym betonem?”. Odpowiedzieliśmy: „a w buty sobie wlać!” – mówią z dumą mieszkańcy.

Dzięki wspólnej walce przeciwko inwestycji mieszkańcy mocno się zintegrowali.

- Polak w biedzie poznaje sąsiada – mówią.

Mają o co walczyć. Kochają swoją piękną, spokojną okolicę.

- Niech się z tą budową wynoszą do Komorowa, tam jest dużo miejsca.

- Nie wycofamy się. Jeśli znów ruszą z budową, trudno. Będziemy walczyć w sądzie o rozbiórkę – deklarują.

1 sierpnia odbędzie się kontrola placu budowy z nadzoru budowlanego. Mieszkańców Górki zaskoczył jednak fakt, że pozwolenie na budowę i prace wstrzymano. Wnioskował o to... sam inwestor. Starostwo wznowiło postępowanie administracyjne.

- Przestraszyli się nas? Albo uderzą od innej strony – spekulują mieszkańcy. Na dowód pokazują świeżo wykoszoną, nową drogę do fundamentów. Tym razem legalną.

 

W ubiegłym roku na wojnę z budowniczymi masztu poszło Piątkowisko. Wybrani mieszkańcy dowiedzieli się o planach od urzędników. Pod ich naciskiem właściciel gruntu wycofał się i zerwał umowę z telefonią.