A wszystko zaczęło się w 1851 roku. Wtedy to fabrykant Leonard Fessler kupuje od zacnych pabianiczan, Tomasza i Kajetana Debichów, nieruchomości ziemskie pod numerami 206, 207 i 208. Place te są wymierzone przy ulicy Saskiej (dziś ul. Piłsudskiego). Cztery lata później fabrykant rozpocznie tam budować wytwórnię papieru. Maszyny w nowo uruchomionym (około 1863 roku) zakładzie napędza maszyna parowa o zawrotnej na owe czasy mocy 16 koni mechanicznych.
Po kilkunastu latach dobrej roboty papiernia zmienia właściciela - utracjusza. W 1874 r. decyzją Trybunału Cywilnego w Kaliszu - w drodze przymusowego wywłaszczenia fabrykanta Fesslera - zostaje sprzedana na publicznej licytacji. Kupcem (za 8.301 srebrnych rubli) jest Robert Saenger z Warszawy. Nowy właściciel zakłada Spółkę Akcyjną: „Robert Saenger – Fabryka Papieru w Pabianicach”. Dokument Trybunału Cywilnego stwierdza, że Saenger kupił „przestrzeń łokci 40.000 i zabudowania: fabrykę papieru, dom na kuźnie i stolarnie, kloakę, chałupę, pięć szop, magazyn, suszarnię budynek do tektury, budynek do gotowania farb”.
Do 1895 r. w fabryce „na okrągło” pracuje jedna maszyna papiernicza, która wyrabia tekturę, papier pakowy i papiery ze zmielonych szmat. Po pożarze, który częściowo niszczy zabudowania, papiernia będzie rozbudowana. Saenger kupuje nowoczesne maszyny papiernicze - parową o potężnej mocy 2.000 KM oraz duży ścierak drewna (do robienia masy celulozowej). W 1907 r. powstaje kotłownia i wyrasta komin fabryczny (zachowane do dziś). Komin zaliczany jest do najciekawszych zabytków techniki w Pabianicach. Ceglany, wysoki na 65 metrów, ze względu na podmokły teren, został zbudowany na drewnianych palach i poduszce żelbetowej.
Produkcja miesięczna na początku ubiegłego wieku sięga 400-500 ton papieru. Fabryka rozwija się. Robi i bez problemów sprzedaje papier piśmienny, na afisze teatralne i kinowe oraz do albumów.
Od 1931 r. zakład przekształca się w szwajcarsko-niemiecką spółkę pod firmą „Steinhagen i Saenger – Fabryki Papieru i Celulozy”. Własnością spółki są także papiernie we Włocławku i w Myszkowie. Fabryka jest rozbudowywana. Przeciętna produkcja miesięczna sięga już 600-700 ton. W przededniu września 1939 r. jest jednym z największych zakładów papierniczych w Polsce.
Kres jej rozwojowi przynosi hitlerowska okupacja. 1 września 1942 r. Niemcy rozkazują wstrzymać produkcję. Zakład będzie ogołocony z maszyn i urządzeń technicznych. Maszyny pojadą w głąb Niemiec. Puste hale produkcyjne zmieniają się w magazyny wojskowe.
Po wypędzeniu hitlerowców zakłady przemysłowe są upaństwowione. Ale nasza papiernia to tylko gołe mury – bez jednej maszyny. Mimo to dawni jej pracownicy: Józef Łuczak, Antoni Stępniak, Wacław Jench, Czesław Kaliński, Jan Szeler, Mieczysław Rianek, Bronisława Kupska, Czesław Kosek, Władysław Wesołowski, Kazimiera Stefaniak postanawiają wskrzesić papiernię. „Ludzie ci, czując się nowymi gospodarzami zakładu, nie patrzą na trudności. W zimie, początkowo bez żadnego wynagrodzenia, oddają swe siły po to, żeby fabryka ruszyła” – donosi lokalna prasa.
Do października 1945 r. trwa montowanie i kompletowanie urządzeń wywiezionych podczas okupacji. Nie wszystkie maszyny udaje się odnaleźć i sprowadzić do Pabianic. „Dzięki niespożytym siłom robotnika i nieprzeciętnym umiejętnościom ówczesnego kierownictwa technicznego, odtworzono z pamięci i z zachowanych schematów regulator dla najważniejszej maszyny parowej Franco-Tosi” – czytamy w gazecie z tamtych czasów. 20 października 1945 r. nasza papiernia rusza.
Dwanaście lat później pabianicka gazeta wyróżnia długoletnich pracowników papierni: Bronisławę Kupską i Józefa Urbaniaka (55 lat pracy), Wawrzyńca Walkiewicza (54 lata), Józefa Smieda (51 lat), Leona Sawickiego (48 lat), Władysława Wlazłego (48 lat), Józefa Stusia, Antoniego Suleja, Zygmunta Sadowskiego (47 lat), Szczepana Posta (46 lat), Józefa Adamczyka (45 lat), Kazimierę Adamiak, Franciszka Filipowskiego.
Małą załogą papierni kieruje radę robotniczą. Wzorem bolszewickim, wspiera ją kolektyw partyjny i związkowy z dyrektorem na czele. Dyrektorem jest wtedy przedwojenny szef - Władysław Kaźmierczak.
Pracownicy nie tolerują bumelanctwa. „Wyrazem tego może być fakt, że pewnego dnia robotnicy, bez żadnego odgórnego polecenia, jednego z robotników, który przyszedł później do pracy o kilka godzin bez usprawiedliwienia, a od którego zależała ich normalna praca, wyrzucili ze swego grona, każąc mu zajmować się pracami podwórzowymi” – pisał w 1957 r. dziennikarz miejskiego tygodnika.
W 1975 r. nasza fabryka traci samodzielność. Powód? Partia komunistyczna każe scalać małe państwowe firmy w wielkie organizacje gospodarcze (WOG). Pabianicka papiernia staje się filią Łódzkich Zakładów Wyrobów Papierowych.
Na początku lat 90. gwałtownie rośnie popyt na papier. Nasz papiernia rozkwita. Pracę dostaje w niej kilkaset osób. Robią gruby papier do pakowania, tekturę i papier „wybuchowy” - nitrocelulozowy dla wojska i górnictwa.
W 1993 r. państwowy zakład przekształca się w spółkę pracowniczą. Zatrudnieni w niej należą do najlepiej zarabiających w mieście. Do czasu…
Nocą z 22 na 23 marca 1996 r. największa hala przy ul. Piłsudskiego staje w ogniu. Pożar wybucha podczas robienia papieru do materiałów wybuchowych. Iskra z mechanizmu wadliwej maszyny spada na papier nitrocelulozowy. Momentalnie wybucha pożoga. Łuny gigantycznego pożaru w Pabianicach widać w centrum Łodzi. Kilka dni później prezes spalonej fabryki oświadcza lokalnemu tygodnikowi: „Powodów do odbudowy jest kilka. Pracę straciłoby 250 ludzi. Poza tym nie zarzyna się kury, która znosi złote jajka”. Zapada decyzja o budowie nowoczesnej hali produkcyjnej. Na otwarcie przyjeżdża Leszek Miller – późniejszy premier.
W pierwszych latach XXI w. fabryka ogłasza upadłość. Powód? Potężne długi - ponad 12 milionów zł. Ponad rok temu mocno podupadłą fabrykę kupił warszawski inwestor.