Krajem wstrząsnął wówczas zbrojny przewrót marszałka Józefa Piłsudskiego, dziś nazywany zamachem majowym. Poza Warszawą, w której padły strzały i gdzie w bratobójczych potyczkach ginęli polscy żołnierze, niewiele o zamachu wiedziano. Na prowincji, czyli także nad Dobrzynką, informacje przekazywano z ust do ust. Było wśród nich mnóstwo plotek. O świcie głodni świeżych wieści pabianiczanie biegli na dworzec kolejowy. „Co się dzieje w stolicy?”, „Czy to prawda, że marszałek Piłsudski wyprowadził na ulice wojsko i aresztował prezydenta Polski?” – przez okna wagonów wypytywali pasażerów pociągów jadących z Warszawy. Postój na naszym dworcu trwał zaledwie kilka minut, a pytań były setki.

Starsi ustawiali się w kolejkach po świeże gazety. Ogonek przed budką z prasą na placu generała Dąbrowskiego (Starym Rynku) wił się aż do kościoła św. Mateusza. Niestety, gazety pisały niewiele, gdyż państwowa cenzura usuwała z nich widomości, które mogłyby rozniecić zamieszki na prowincji. Na pierwszych stronach dzienników cenzor pozwalał na zaledwie kilkanaście wyrazów. „Ilustrowana Republika” z maja 1926 roku mogła napisać tylko tyle: „W Warszawie… w poprzek Alei Ujazdowskich… grają… pękają…  rozlega się… z wszystkich krańców Polski… PPS… Zakusy faszystów stłumione zostały w zarodku”.

Radio podało, że przeciwko nowemu rządowi premiera Wincentego Witosa naczelnik Piłsudski wyprowadził wojsko. Żołnierze opanowali mosty na Wiśle, Pocztę Główną i centralę telefoniczną. Polała się bratnia krew.

Dopiero późnym wieczorem 12 maja do Pabianic przywieziono dodatek nadzwyczajny „Kurjera Łódzkiego”. Czytelnicy dowiedzieli się, że rząd w Warszawie próbował aresztować marszałka Piłsudskiego, ale w obronie wodza stanęły wierne mu oddziały wojska. Żołnierze otoczyli dom marszałka w Sulejówku i szykują się do szturmy na stolicę, by obalić rząd.

„Ilustrowana Republika” wydrukowała komunikat premiera Witosa o politycznym przewrocie, jakiego w Warszawie dokonał Piłsudski. Gazeta rozeszła się w okamgnieniu. Pabianiczanie czytali, że Piłsudski podniósł rękę na legalne władze Rzeczpospolitej, rozpętując bratobójcze walki. Rząd ogłosił w stolicy stan wyjątkowy, zawiesił wolność osobistą obywateli, nietykalność mieszkań, tajemnicę korespondencji i wolność prasy. Za rządem opowiedziała się część wojska. Nie było wiadomo, które garnizony pozostają wierne rządowi, a które Piłsudskiemu.

Nocą przez Pabianice przejechały dwa wojskowe pociągi z pułkami poznańskimi. Ciągnęły na Warszawę. Wnioskowano, że pułki poznańskie są wierne prezydentowi Wojciechowskiemu. Pabianiczanie, którzy od kilku dni obserwowali tory kolejowe dostrzegli, że żołnierze wiozą broń ciężką.

 

Czy to wojna?

Rankiem z pierwszych stron gazet krzyczały tytuły: „Marszałek Piłsudski na czele wojsk zajął stolicę”, „Tłumy wołają: Niech żyje Piłsudski!”, „Wrzód pękł”, „Faszyści aresztowani”. Na stronach dzienników widniały plamy – ślady cenzury.

Najwięcej informacji udało się wydrukować (na wewnętrznych stronach) „Ilustrowanej Republice”, która donosiła: „Od godziny 7 minut 30 wciąż słychać w Warszawie pojedyncze strzały lub salwy. Do Sejmu dostać się nie można. Na placu Trzech Krzyży stoi kordon policji, który nikogo nie przepuszcza. Na Placu Saskim przed sztabem generalnym kompania 22. Pułku piechoty rozwinęła sztandar, a orkiestra wciąż grała Pierwszą Brygadę. Niezliczone tłumy otaczają wojsko, wznosząc entuzjastyczne okrzyki na cześć marszałka Piłsudskiego. W tej chwili też można skonstatować, że miasto jest prawie całkowicie opanowane. Gdzieniegdzie jeszcze, a w szczególności koło mostu Poniatowskiego, zgrupowana jest szkoła oficerska piechoty, broniąca dostępu wojskom zajmującym most”.

Tymczasem w Pabianicach „ludność miasta wyległa na ulice, by zażyć wiosennego ciepła. Każdy jak zwykle kupował gazety, nie przeczuwając w nich nic nadzwyczajnego” – relacjonowała „Gazeta Pabjanicka”. „Ludzi ogarnął niepokój o los wypadków w stolicy. Na ulicach potworzyły się grupy osób, żywo omawiających wypadki. Ujawniły się różne poglądy”.

Po Pabianicach szybko rozchodziły się plotki. Mówiono, że Piłsudski zdobył Belweder, że polskie aeroplany bombardują Warszawę, że generałowie, którzy nie chcą złamać przysięgi wierności prezydentowi, strzelają sobie w głowy.

„Jedni pabianiczanie widzieli w akcji Piłsudskiego zapowiedź uzdrowienia stosunków społecznych w Państwie, inni zaś wróżyli z wypadków smutne konsekwencje. Aby się czegośkolwiek dowiedzieć, gromady ludzi szły na dworzec, by tam, od powracających z Warszawy, zdobyć nowe wiadomości. Niestety, pociągi z Warszawy nie przyszły” - relacjonowała „Gazeta Pabjanicka”.

Po południu skrzyknęły się stronnictwa polityczne. Na wiecu Polska Partia Socjalistyczna poparła pucz Piłsudskiego. O godzinie 18.00 ulicami Pabianic wyruszył pochód. Przodem szli Strzelcy. Za nimi działacze PPS niosący transparenty: „Niech żyje Piłsudski”, „Niech żyje rząd robotniczo-chłopski”. Pochód zatrzymał się przed Magistratem, gdzie przemówił ławnik Józef Pluskowski. Poparcie dla marszałka uchwaliło miejskie koło Narodowej Partii Robotniczej.

Późnym wieczorem przez Pabianice przemaszerował oddział polskiego wojska. Żołnierze szli od strony Łodzi. Ulice opustoszały. Około północy miastem wstrząsnęła seria wybuchów. To wojsko wysadzało kolejowe zwrotnice na szlaku Kalisz-Łódź, by zatrzymać pociągi z żołnierzami jadącymi na odsiecz prezydentowi Polski. Garnizon łódzki stanął po stronie marszałka.

Nocą na dworzec kolejowy w Pabianicach wkroczyły dwa oddziały wojska. Dowódcy dali rozkaz kwaterowania w pobliżu torów. Jeden oddział zajął opróżnione magazyny kolejowe przy ulicy Łaskiej, drugi spał w rowach. Jedzenie i wodę przywoziła żołnierzom magistracka ciężarówka i trzy furmanki.

 

Robić zapasy!

Niepokój rósł. Rankiem pabianiczanie robili wojenne zapasy. Cena chleba gwałtownie podskoczyła - z 80 groszy za kilogram do 1,30 złotych. Mendel jajek zdrożał z 1,60 zł do 2 zł, masło - z 5,50 zł za kwartę do 6,50 zł, twaróg - z 2 zł za kg do 2,60 zł. Po południu zabrakło mąki, cukru, soli, wódki, konserw, zapałek i nafty. Dolary drożały z minuty na minutę.

Po mieście krążyły wieści, że wojsko wysadza mosty, że trzeba będzie kopać okopy, że w starciach na ulicach Warszawy, Krakowa i Lwowa padły tysiące zabitych. „Express Wieczorny” powtórzył plotkę, że Piłsudski chce zostać królem Polski.

W pobliżu pabianickiej Szkoły Rzemiosł przy ulicy Tuszyńskiej (dziś ul. Piotra Skargi) zebrało się kilkaset osób z czerwonymi flagami. „Gdy zebrani ruszyli w stronę Magistratu, z lokalu robotniczych związków zawodowych przy ul. Zamkowej 20 przemówił pan Feliks Papiewski, nawołując do czujności i rozejścia się. Karne tłumy rozeszły się spokojnie do domów” – pisała „Gazeta Pabjanicka”.

Połączenia kolejowe i telefoniczne z Warszawą były zerwane. Do stolicy kursowały tylko prywatne omnibusy. Bilety mocno zdrożały – z 17 zł do 35 zł od pasażera. Za kurs w jedną stronę taksówkarze żądali aż 180 zł.

W sobotę miasto odetchnęło z ulgą. Dodatki nadzwyczajne gazet przynosiły wieści o rychłym zakończeniu walk i politycznego przesilenia w stolicy. Z pierwszych stron krzyczały tytuły: „Zwycięstwo Piłsudskiego”, „Cała stolica w rękach Marszałka”, „Rząd uciekł”, „Prezydent ustąpił”, „Nie będzie wojny domowej”.

 

Czy w Pabianicach ukrył się premier?

O świcie kolejarze naprawili zwrotnice i pociągi ruszyły. Wtedy gruchnęła wieść, że wypędzony ze stolicy premier Wincenty Witos ukrywa się w… Pabianicach. Mało tego – że nad Dobrzynką ukrywa się z nim prezydent Polski - Stanisław Wojciechowski, otoczony sztabem generałów i wojskiem wrogim Piłsudskiemu. Tę wiadomość podało kilka prawicowych dzienników. Powtórzyły ją gazety niemieckie. „Republika” pisała: „W Niemczech rozpowszechniano wiadomość, iż rząd Witosa zakwaterował się w… Pabianicach, gdzie znajduje się główny sztab jego wojsk. Nareszcie i Pabianice doczekały się wzmianki w historii…”.

Do Magistratu od rana telefonowano z Sejmu, Belwederu i sztabu wojsk marszałka Piłsudskiego. Pytano, czy w mieście lub pobliżu Pabianic ktoś widział ruchy wojsk? „Wojska tu nie widziano, to plotki” – odpowiadali urzędnicy.

Warszawa nie dawała wiary. Przed południem zjechała do Pabianic specjalna grupa wojskowo-policyjna (około 40 osób), by przeczesać miasto nasze i przedmieścia. Wywiadowców Piłsudskiego widziano także w Rydzynach, Górce Pabianickiej, Chechle, Dobroniu, Dłutowie i Woli Zaradzyńskiej. Nie znaleźli tam choćby plutonu piechurów.

W stolicy walki ucichły. „Ogłoszono listę zabitych i rannych” – podała prasa. „Liczba zabitych przekracza 300, rannych jest z górą 1.000. Zauważa się wśród poszkodowanych znaczną liczbę osób cywilnych”.

 

Wreszcie spokój

Dopiero 5 czerwca 1926 roku „Gazeta Pabjanicka” próbowała wyjaśnić czytelnikom, co właściwie wydarzyło się w Polsce.

Pisała tak:

„Znękane społeczeństwo, patrząc od dłuższego czasu, co się dzieje na najwyższych szczeblach naszej drabiny państwowej, widząc niebywałą korupcję, szerzącą się we wszystkich nieomal urzędach państwowych, niedołęstwo władz w rozbudowie naszej państwowości, nieudolność i oportunizm partyjny, oczekiwało czegoś nadzwyczajnego. I oto przebrała się miara. Marszałek Piłsudski, twórca bezsprzeczny państwa naszego, brzydzący się podłością i niesprawiedliwością, nie mógł bezczynnie patrzeć, jak państwo to, które jemu w znacznej mierze zawdzięczało swój byt niepodległy, rozkładało się od zgnilizny i staczało w ponurą przepaść.

Oczy całego narodu w krytycznym momencie zagrożonego bytu państwowego, zwróciły się na Piłsudskiego, jako jedynego człowieka, który mógł ująć w dłonie wielkie dzieło zabezpieczenia Polsce niepodległości (…). Uczciwa i zdrowa moralnie część narodu chce kategorycznie widzieć marszałka na stanowisku kierowniczym w państwie, wierząc głęboko, że i obecnie potrafi Piłsudski wyprowadzić nasz nieszczęsny kraj z zamętu”.