ad

Ulicy Szpitalnej jeszcze wtedy nie było. Dlatego należący do miasta plac w pobliżu strzelistego komina cegielni Franciszka Nawrockiego (ojca słynnego malarza) był przypisany do ulicy Tuszyńskiej. Na tym pięciomorgowym placu, za ostatnim domem Pabianic, miał stanąć miejski szpital. Był 1903 rok. Do tej pory ciężej chorych znad Dobrzynki trzeba było wozić do szpitala w powiatowym Łasku. Zamożniejsi wieźli chorych do Kalisza albo Piotrkowa.

W Pabianicach pod zaborem rosyjskim zgodę na budowanie szpitala mógł wydać tylko carski namiestnik. O skromny parterowy szpital (na 10-12 łóżek) od kilku lat bardzo się starał miejski lekarz – Ignacy Broniewski. Za własne pieniądze doktor Broniewski zamówił nawet plan budynku z salą operacyjną, ale nie znalazł posłuchu i pieniędzy we władzach miasta.

Dopiero w czerwcu 1903 roku carski namiestnik - naczelnik powiatu łaskiego Włodzimierz Iwanow (wierny sługa Mikołaja II Romanowa) zwołał zebranie pabianickich fabrykantów oraz co zamożniejszych obywateli. To przy znacznym udziale ich pieniędzy miał być wznoszony szpital.

Wezwani przez naczelnika zgromadzili się w restauracji hotelu „Pod Złotą Kotwicą”, Augusta Hegenbarta - od zamku oddzielonego jedynie nurtem Dobrzynki. Gazeta „Rozwój” z czerwca 1903 roku opisała to tak: „Wobec licznie zgromadzonych fabrykantów tutejszych, pan naczelnik Iwanow przedstawił palącą sprawę budowy szpitala miejskiego, gdyż Pabianice, jako miasto liczące przeszło 35 tysięcy ludności, powinny już od dawna posiadać własny szpital, a nie jak to dotąd praktykowało się, wysyłać chorych do pobliskiego Łasku (odległego o 15 wiorst), gdzie zaledwie bardzo małą liczbę chorych przyjmowano, z powodu szczupłości tamtejszego szpitalika”.

Naczelnik spytał, ile kto da. Fabrykant Oskar Kindlera obiecał dać na szpital 5.000 rubli, choć przy ulicy Bocznej (dziś Żeromskiego) budował własny szpital fabryczny. Firma Krusche i Ender deklarowała także 5.000 rubli, a Herman Faust - 2.000 rubli. Właściciele trzech cegielni obiecali 65.000 darmowych cegieł na szpitalne mury. Oprócz placu, kasa miasta miała wyłożyć 15.000 rubli w paru rocznych ratach. „Całość kosztów nie powinna przekroczyć 33.000 rubli” – oświadczył naczelnik Iwanow.

Brakowało co najmniej 7.000 rubli. „Sądzimy, iż mieszkańcy Pabianic nie omieszkają w jak najkrótszym czasie dopełnić, choćby drobnymi składkami, brakującej sumy na tak szlachetny i sympatyczny cel” – apelowały władze miasta.

Szpital Miejski obliczono na 22 łóżka dla chorych. W razie pilnej potrzeby można by było dostawić jeszcze 18 łóżek. Plany budynków kreślił powiatowy inżynier budowlany - Stefana Jan Lemene. Wkrótce do grona fundatorów szpitala dołączyła papiernia Saengerów (2.000 rubli) i fabryka produktów chemicznych (2.000 rubli).

 

Bunt lekarzy i inżynierów

Szpital Miejski miał być budowany w systemie pawilonowym. Projekt inżyniera Lemene, konsultowany ze służbami sanitarnymi i lekarzami, przewidywał trzy oddziały: ogólny (chorób wewnętrznych), chirurgiczny oraz chorób zakaźnych (oddzielnie dla kobiet i mężczyzn). „W szpitalnym pawilonie będzie się mieścić sala operacyjna, kamera dezynfekcyjna, nadto osobna sala, w której znajdą czasowy przytułek dotknięci chorobą umysłową” – zapisano w projekcie. „Główny gmach szpitalny łączyć się ma z budynkiem oficyny długim korytarzem. W oficynie mieścić się będzie wydział gospodarczy, prócz tego mieszkanie dla służby i sióstr miłosierdzia. Oddzielny budynek przeznaczony zostanie na trupiarnię. Do budowy szpitala zamierza się przystąpić wiosną roku przyszłego” – pisał „Rozwój” z grudnia 1903 roku.

Za zgodą naczelnika Iwanowa powołano komitet budowy szpitala. Znaleźli się w nim: Włodzimierz Iwanow - naczelnik powiatu (prezes komitetu), Bazyli Andrejew - burmistrz Pabianic, Rudolf Budziński - skarbnik, Witold Eichler - lekarz, Ignacy Broniewski - lekarz, Teodor Ender - fabrykant, Herman Faust - przemysłowiec, Oskar Kindler - przemysłowiec, Bolesław Kostelecki - inżynier firmy R. Kindler, Feliks Mońkowski - inżynier powiatu, Edward Ostaniewicz - lekarz, Jan Procner - inżynier firmy Krusche i Ender, Oskar Saenger - fabrykant, Ludwik Schweikert - przemysłowiec, Aleksander Kosiński - sekretarz.

Prace budowlane rozpoczęto później niż zakładano – z końcem 1904 roku. Gwałtownie przerwano je wczesną zimą 1905 roku, kiedy na rusztowaniach już uwijali się murarze. To dlatego, że w Pabianicach rozgorzały strajki, rozruchy i niepodległościowe protesty. Burzliwe wydarzenia skłóciły naczelnika Iwanowa z inżynierami i lekarzami. Gdy w grudniu 1905 roku okrutny Iwanow rozkazał carskim dragonom zmasakrować pokojową manifestację pabianiczan, kroczącą pod chorągwią z Matką Bożą Częstochowską i sztandarem z Orłem Białym, w komitecie budowy szpitala wybuchł bunt.

Doktor Eichler, inżynier Kostelecki, doktor Ostaniewicz i inżynier Procner wymówili posłuszeństwo naczelnikowi powiatu. Rozwścieczony Iwanow dolał oliwy do ognia, każąc wyrzucić z fabryk manifestujących robotników, a ze szkół - niepokornych uczniów. Na dodatek prześladował ich rodziny.

W liście do władz guberni zbuntowani lekarze i inżynierowie napisali: „Niżej podpisani członkowie komitetu budowy szpitala miejskiego w Pabianicach, któremu przewodniczy naczelnik powiatu łaskiego p. Iwanow, składają swoje mandaty, nie chcąc współpracować z jednostką, której ręce są obryzgane krwią niewinnych ofiar”.

Mało brakowało, a czterech zbuntowanych pomaszerowałoby w kajdanach na Sybir. Ocalił ich… zamach na naczelnika Iwanowa. Trzy miesiące po masakrze manifestantów na ulicy Zamkowej, bojownicy Polskiej Partii Socjalistycznej dopadli naczelnika powiatu. Stało się to w sobotę (10 marca 1906 roku) wieczorem na ulicy Łaskiej, gdy Iwanow zmierzał dorożką ku stacji kolejowej (wracał do domu z narady w sprawie wyposażenia szpitala). Carskiego sługę dosięgło 16 kul z rewolwerów zamachowców. 45-letni Włodzimierz Iwanow zmarł, zanim wniesiono go do gabinetu doktora Witolda Eichlera.

 

Wreszcie jest!

O naradzie poprzedzającej zamach na Iwanowa, dziennik „Rozwój” napisał tak: „Przedmiotem obrad była sprawa jak najszybszego urządzenia wnętrz szpitala, który stoi już pod dachem. Uchwalono zaprowadzić w szpitalu oświetlenie elektryczne i ogrzewanie centralne, poruczywszy instalacje firmom krajowym. Do robót przy wewnętrznym urządzaniu szpitala komitet starać się będzie przystąpić jak najprędzej, aby szpital mógł być oddany do użytku w lipcu. Gmach szpitala, który stanął na placu około cegielni Nawrockiego, przedstawia się okazale”.

Jednakże okazało się, że 15.000 rubli z kasy miejskiej i datki od fabrykantów pokryją zaledwie trzy czwarte wydatków. W tej sytuacji komitet budowy szpitala znowu wyciągnął rękę po datki od pabianiczan. Urządzano publiczne zbiórki pieniędzy i loterie fantowe.

Szpital Miejski był gotowy w październiku 1906 roku. Przed Bożym Narodzeniem miejski lekarz chciał położyć w łóżkach pierwszych chorych, ale nie pozwolili na to urzędnicy z ratusza. Znów poszło o pieniądze. O okolicznościach sporu ówczesna prasa pisała tak: „Na przeszkodzie w otwarciu szpitala stanęły formalności urzędowe, które wymagają wskazania funduszów, z których w pierwszym roku szpital będzie utrzymywany, jak również wykazano potrzebę zatwierdzenia etatów i pensji lekarza i felczera”.

Uroczyste otwarcie Szpitala Miejskiego wyznaczono na 1 stycznia 1907 roku. Tak jak było zaplanowane, szpital dzielił się na trzy oddziały: wewnętrzny chirurgiczny i zakaźny. Okalał go dwuhektarowy ogród, zamknięty wysokim parkanem z bramą.

W razie potrzeby (podczas wojny czy po katastrofie kolejowej) można było dostawić półtora tuzina łóżek. Fot. z albumu doktora Tadeusza Meyera

Sala operacyjna była na parterze, obok gabinetu lekarskiego i szpitalnej kuchni. Fot. z albumu doktora Tadeusza Meyera

Zazdrość sąsiadów

Oprócz dostojników, do świeżo otwartego szpitala wpuszczono dziennikarzy łódzkiej prasy. Korespondent gazety „Rozwój” szczegółowo opisał wszystko, co zobaczył. Oto jego relacja: „Budowę wykonano w sposób następujący: na froncie gruntów od strony ulicy Tuszyńskiej wybudowano piętrowy budynek, w którym na parterze mieszczą się oddziały chirurgiczny i zakaźny, przedzielone murem, wskutek czego chorzy nie będą mogli się z sobą komunikować. Na parterze mieści się kancelaria szpitalna, gabinet lekarza, sale operacyjne, kuchnia, śpiżarnia, wanny, klozety i mieszkanie dla służby. Wszystkie sale połączone są widnymi i szerokimi korytarzami.

Na piętrze jest oddział dla chorych wewnętrznych, wanny, klozety, mieszkanie dla zarządzającej i dozorującej oraz mieszkanie dla felczera. W suterynach mieści się centralne ogrzewanie. Sale dla chorych są bardzo widne, posiadają dużą ilość powietrza, doprowadzanego i odprowadzanego przy pomocy specjalnych urządzeń.

Oprócz tego szpital posiada dostateczną ilość wody, którą otrzymuje przez urządzania wodociągowe. W głębi posesji wybudowano ubikacje gospodarcze, na krańcu zaś posesji, z dala od drogi, stoi pawilon dla chorych umysłowo. Pawilon ten ufundowany jest kosztem fabrykantów.

Na przestrzeni wolnej od budynków, Pabianickie Towarzystwo Ogrodnicze bezinteresownie przystąpiło do urządzenia trawników i parku. Grunty szpitalne zostały ogrodzone wysokim parkanem. Drzewa potrzebne na ten cel ofiarowali mieszkańcy z lasów miejskich.

Obecnie w szpitalu ustawiono już 40 łóżek, lecz w razie potrzeby można jeszcze pomieścić 20, bez uszczerbku dla chorych. Etat wydatków obliczony został na 9.000 rubli rocznie. Sumę tę mogą pokryć chorzy, przy opłacie w wysokości 1 rubel dziennie w oddziale chirurgicznym oraz 75 kopiejek dziennie w oddziałach zakaźnym i wewnętrznym. Wydatki na całą szpitalną budowę wyniosły: budynki - 30.000 rubli centralne ogrzewanie, wentylacja i wodociągi - 12.000 rubli, urządzenie wewnętrzne szpitala - 10.000 rubli.

Obecnie w szpitalu już mieszka część personelu. Budynki są ogrzewane, co kosztuje około 150 rubli miesięcznie. Zwiedzając Szpital Miejski w Pabianicach, zazdrości się energii ludziom, którzy w stosunkowo niewielkim mieście potrafili, przy szczupłych funduszach, stworzyć instytucję, która niejednego biedaka ochroni od śmierci, zaś w ciężkich chwilach życia da mu przytułek. A tymczasem Łódź, ta magnatka wobec Pabianie, nie może się zdobyć nawet na mały szpitalik”.

Wieść o bardzo dobrze zaprojektowanym i pomysłowo urządzonym pabianickim szpitalu lotem błyskawicy obiegła region. Wkrótce na ulicę Szpitalną 2 przybyły delegacje władz i przedsiębiorców budowlanych ze Zgierza, Zduńskiej Woli i Łodzi. Podpatrywano, jak powinien funkcjonować miejski szpital. „W tym dziele trzeba się wzorować na Pabianicach” – nie miała wątpliwości regionalna prasa.

Roman Kubiak

 

(W drugiej części artykułu będzie o lekarzach, którzy w szpitalu Miejskim pracowali tu przez całe zawodowe życie, ratując tysiące pabianiczan, o wojennych losach szpitala, grabieżach, katastrofach i schyłku budowli przy ulicy Szpitalnej 2)