„Nędzy u nas nie brak” – 127 lat zauważyła lokalna gazeta, pisząc: „Z wiarygodnego źródła wiemy, że w Pabianicach mieszka 11 niewidomych, 4 wariatów zupełnych, 23 głupowatych, niespełna rozumnych i idiotów, 7 cierpiących wielką chorobę, 30 trudniących się żebractwem, 16 nędzarzy, razem więc 91 osób, które nic nie robiąc, żyją z ofiarności innych. W Pabianicach żyło wówczas 13.000 osób.

Mieszkańcy Pabianic skarżyli się zwłaszcza na żebraków, uprzykrzając im życie. A gazeta pisała: „Warto pomyśleć o zmniejszeniu żebractwa, bo jak przyjdzie piątek, żebracy starzy, młodzi i dzieci kompaniami całymi chodzą po domach, żądając jałmużny w pieniądzach. Pożywienia nie chcą brać, a jak się zaś nic nie da, to można usłyszeć przekleństwa i pogróżki - słowem, przed falangą próżniaków drzwi się nie zamykają”.

Były też wiadomości dobre. Za wybrukowanie dwóch ulic polnymi kamieniami i wyremontowanie zamku nad Dobrzynką mieszkańcy chwalili władze miasta. „Pobudowano też oficynę na areszt policyjny; w tym zaś roku będą stawiane bariery w alejach i przewidziane są roboty nad przebrukowaniem głównej ulicy, Zamkowej, urządzenie studni artezyjskiej na rynku Nowego Miasta, a także, co najgłówniejsze i niezbędne, urządzenie 88 latarń naftowych na żelaznych słupach” – pisał „Dziennik Łódzki”. Nafta do oświetlania miasta i uposażenie człowieka, który zapalał i gasił lampy, miały kosztować aż 2600 rubli rocznie.

 

Więcej światła

Rok później narzekano, że latarnie naftowe są za drogie w utrzymaniu. Stopniowo zastępowano je elektrycznymi, które były o połowę tańsze i nie wymagały zatrudniania „latarnika”. Jednak radość z rozświetlonych ulic trwała krótko, gdyż w sobotnie i niedzielne wieczory latarnie elektryczne… nie świeciły. Powód tej dolegliwości wyłożyła prasa, pisząc: „Oświetlenie elektryczne, które miasto nasze zawdzięcza jednemu z tutejszych fabrykantów, jakkolwiek jest świetne, nie wyklucza jednak potrzeby oświetlenia naftowego. Po pierwsze lampy elektryczne znajdują się tylko na głównej ulicy; po wtóre lampy te świecą tylko wtenczas, kiedy idzie fabryka posiadająca maszynę dynamoelektryczną. Tym sposobem w dni świąteczne lub po zaprzestaniu robót w fabryce miasto pogrążone jest w egipskich ciemnościach. W tych dniach sprowadzono nowe lampy błyskawiczne, naftowe, które mają rozpraszać ciemności nie wszędzie czystego i nie zawsze bezpiecznego miasteczka”.

W świetle elektrycznych żarówek pracowali wtedy robotnicy przędzalni Kruschego i Endera oraz Kindlera. W fabrykach braci Baruchoów i papierni Saengera dopiero rozpoczynano elektryfikowanie hal i biur.

Pabianiczanie domagali się także lepszej drogi do Łodzi. Na tzw. szosę pabianicką – wyboistą, dziurawą i wiecznie tonącą w błocie, od czasu do czasu służby miejskie sypały tylko żwir. Ale wkrótce miało się to zmienić, bo jak doniosła gazeta: „Inżynieria drogowa postanowiła zamienić żwir zwyczajny na bruk. Odpowiednie roboty odbywają się na przestrzeni kilku wiorst szosy. Z tego powodu utrudniona jest komunikacja wozowa w porze dziennej i nocnej”.

Uciążliwy był też smród „walący” z koryta Dobrzynki zatruwanej fabrycznymi ściekami i odchodami mieszkańców. Do tego stopnia, że w połowie 1891 roku grupa mieszczan domagała się… „odwrócenia koryta rzeki”. Mieszczanom chodziło o to, by Dobrzynka nie płynęła środkiem miasta. Zamierzali wykopać nowe koryto rzeki – poza granicami Pabianic. Prasa pisała o tym w następujący sposób: „Rzeczka ta cuchnąc, zaraża powietrze całej dzielnicy Nowego Miasta i staje się przyczyna wielu chorób. Wobec ogromnych kosztów, jakich wymagałoby urzeczywistnienie projektu wykopania nowego koryta, są pesymiści, którzy nie wróżą mu powodzenia. Zdaniem ich byłoby lepiej i taniej oczyścić rzeczkę, a odpływ z fabryk oraz rynsztoków wypuszczać przez filtry”.

 

Budujmy się

„W tym roku, jak nigdy jeszcze, ruch budowlany w Pabianicach jest niebywały. Trzy cegielnie nie mogą nastarczyć cegły” – w lipcu 1894 roku pisała gazeta „Rozwój”. Stanąć ma tu 5 parterowych domów murowanych, 9 jednopiętrowych, 6 dwupiętrowych, a na polach pod miastem  4 murowanych, 6 drewnianych. Dużą ilość cegły zabierają bracia Baruch pod mającą się rozszerzyć fabrykę tkacką. Pomimo to mieszkań u nas brak, kompletnie nie ma jednej swobodnej izby w całym mieście, a w wybudowanych domach wszystkie lokaje już wynajęte. Wywiercono także 5 studzien, co właśnie obecnie się uskutecznia ku wielkiej radości mieszkań­ców”.

Rozwojowi miasta towarzyszyły kombinacje i spekulacje. We wrześniu 1896 roku zauważono, że wysokie opłaty za „przejazdy międzymiastowe” dyktują furmani – właściciele konnych wozów. Oburzony tym „Dziennik” pisał tak: „Furmani na traktach z Łodzi do Ozorkowa, Zgierza, Pabianic i Brzezin utworzyli między sobą spółkę, która cały ruch pasażerski trzyma w swoim ręku. Gdyby znalazł się przedsiębiorca, któryby na traktach tych puściłby w ruch omnibusy, po równie niskich cenach za przewóz pasażerów jakie oznaczyli Żydzi - niezawodnie zrobiłby dobry interes, a podróżującym niemałą wygodę”.

Także w 1896 roku porachowano pabianickie fabryki, fabryczki, sklepy, składy, cukiernie, apteki i szynki (bary).

Wkrótce władze miasta ogłosiły, że: „istnieją u nas obecnie: 3 fabryki tkackie, 3 przędzalnie, 5 farbiarni i apretur, 1 bielnik, 2 drukarnie, 1 papiernia, 1 fabryka chemiczna, 1 gazownia, 1 browar, 2 cegielnie, 1 garbarnia i 3 fabryki wód gazowych. Z drobnego przemysłu mamy 53 kantory wydające przędzę, 1.400 majstrów tkaczy pracujących po domach na własnych warsztatach, 4 ślusarzy, 2 powroźników, 1 kotlarza, 1 mosiężnika, 6 mularzy, 6 cieśli, 3 kołodziejów, 5 siodlarzy i rymarzy, 2 zdunów, 10 zegarmistrzów, 6 kowali, 3 blacharzy, 3 dekarzy, 3 poń­czoszników, 40 krawców, 8 golarzy i fryzjerów, 1 fotografa, 2 brukarzy, 3 bednarzy, 6 czapników, 2 introligatorów, 1 kamieniarza, 2 kuśnierzy, 1 koszykarza, 3 malarzy, 2 parasolników, 52 rzeźników, 1 studniarza, 3 szklarzy, 1 sztukatora, 3 tandeciarzy, 3 tokarzy, 1 aptekę, 1 cukiernię, 4 składy drzewa, 1 księgarnię, 1 odlewnię żelaza, 1 młyn wodny, 2 pralnie, 268 sklepów z różnymi towarami, 30 sklepików z wiktuałami spożywczymi, 3 składy węgla, 3 domy zajezdne, 6 sklepów z winami ruskimi, 4 sklepy kolonialne, 2 składy piwa i 1 bufet w ogrodzie.

Przy okazji okazało się, że ulicami Pabianic kursuje 30 dorożek. Mieszkańcy mogli się zabawić w 78 szynkach, 4 restauracjach i jednym bufecie ogrodowym. W granicach miasta pracowało 7 wiatraków i jeden młyn wodny. Chleb piekło 39 piekarzy, meble robiło 20 stolarzy, a buty reperowało 30 szewców.