Dzień przed wizytą Jaśnie Oświeconego do Pabianic wjechał oddział Kozaków, dowodzony przez kapitana Suwałowa. Była to osobista straż namiestnika. Nazajutrz Pabianice obudziły się wcześniej niż zwykle. „Od wczesnego ranka miasto miało wygląd świąteczny: domy przyozdobiono chorągwiami, balkony udekorowano dywanami. Wszystkie domy odświeżono, ulice zamieciono, wejście do magistratu (Zamku) przystrojono świerkami i bramą z różnokolorowych materii oraz zieleni.

Podług programu, Jaśnie Oświecony książę Imeretyński przyjechał do Pabianic w czwartek 15 lipca 1897 roku o godzinie czwartej po południu” – relacjonował „Tydzień”, gazeta guberni piotrkowskiej, ukazująca się w każdą niedzielę. Nasze miasto należało wówczas do guberni piotrkowskiej.

Generał-gubernator Aleksander Imeretyński liczył sobie 50 lat. Na co dzień urzędował i mieszkał w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie. Prowincji nie lubił, zaglądał tu rzadko. Wolał dobrze zjeść i zabawiać się w Warszawie, od czasu do czasu przywołując do siebie prowincjonalnych urzędników państwa, których z lubością rugał i pouczał.

Był człowiekiem przebiegłym. Wśród poddanych cara gubernator Imeretyński chciał uchodzić za zwolennika porozumienia Polaków z Rosjanami. Jednak w tajnym memoriale dla Mikołaja II Romanowa pisał o pozornych ustępstwach wobec Polaków, jakie zarządził w Warszawie. Miały one skutkować szybszym tempem rusyfikacji otumanionych Polaków.

 

Jedzie, jedzie!

Zanim przed Zamkiem nad Dobrzynką zatrzymał się czarny powóz z księciem Imeretyńskim, a za nim powozy z liczną świtą namiestnika, na ulice wyległy tysiące ciekawskich pabianiczan. Wszyscy chcieli na własne oczy ujrzeć Jaśnie Oświeconego, a może nawet dotknąć go. Tłum kłębił się po obu stronach ulicy Zamkowej, bo książę miał przyjechać z Łasku - stolicy powiatu, do którego należały Pabianice.

Od rogatek miasta porządku na trasie pilnowali umundurowani druhowie tutejszej straży ogniowej, dowodzeni przez komendanta Juliusza Kindlera (fabrykanta). Od godziny grała strażacka orkiestra, na zmianę z kapelą strzelców. Wizyta carskiego namiestnika w Pabianicach miała potrwać zaledwie pół godziny, a mimo to była największym wydarzeniem od niepamiętnych czasów.

„Tydzień” z 1897 roku pisał: „Punkt o czwartej przed magistrat zajechał powóz, z którego wysiedli: Jaśnie Oświecony Książę i pan gubernator piotrkowski, w następnych zaś powozach przyjechali: generał-lejtnant piechoty Aleksander Puzyrewski – szef sztabu okręgu warszawskiego, pułkownicy Gurko, Mawrin i Orłow oraz urzędnik do szczególnych poruczeń przy jenerał-gubernatorze, kamerjunkier Najwyższego Dworu - Jaczewski.

Kilka minut wcześniej przybyły władze powiatu łaskiego z księciem Dmitrijem Czagadajewem na czele. Za orszakiem Jaśnie Oświeconego księcia przybył także sztab-oficer guberni piotrkowskiej pułkownik Gubaniew i kaliski gubernator Daragan”.

 

Zaborca witany jak przyjaciel

Władze Pabianic uradziły, że carskiego namiestnika (zaborcę) powitają po staropolsku, jak przyjaciela  – czyli chlebem i solą. Złocisty bochen nakazano upiec piekarzowi Łazarskiemu. Chleb i sól na srebrnej tacy miał podać księciu fabrykant Oskar Kindler - honorowy ławnik magistratu. Także jemu przypadł zaszczyt przedstawienia księciu kilku znamienitych obywateli Pabianic: urzędników, lekarza i fabrykantów. Gazeta „Tydzień” napisała, że: „Jaśnie Oświecony książę raczył im podać rękę, zaś stojący na czele tej deputacji pan Oskar Kindler wypowiedział wierszowane powitanie.

Następnie dostojny gość dopełnił przeglądu straży ogniowej ochotniczej, która przedstawiła się i liczebnie, i pod względem taboru, bardzo dodatnio, uszykowana w dwa szeregi, poza którymi stały sikawki i beczki.

Jaśnie Oświecony książę, przyjąwszy raport od zastępcy naczelnika straży p. Ludwika Szwajkerta, obszedł szeregi, chwaląc strażaków i salutując. Również ustawieni w rząd członkowie miejscowego towarzystwa strzeleckiego i cechy wszystkich rzemiosł z chorągwiami zaszczycone zostały powitaniem przez Jaśnie Oświeconego księcia”.

Gdy umilkły głosy zachwytu, utrudzony powitaniami książę namiestnik wkroczył na pabianicki Zamek, gdzie uszykowano przyjęcie na długich stołach. Kucharze podali pieczone bażanty, połacie wędzonej szynki, pieczeń z dziczyzny, faszerowane prosię, kawior, piwo, gruzińskie wino oraz tutejsze nalewki i miody. Książę spoczął w królewskim fotelu, delektując się dziczyzną. Podczas poczęstunku wysłuchał próśb poddanych znad Dobrzynki – wytypowanych mieszkańców Pabianic.

Z relacji wydrukowanej w „Tygodniu” wiemy, iż fabrykant „Pan Oskar Kindler podał naczelnikowi kraju prośbę od mieszkańców miasta o konieczności przeprowadzenia drogi żelaznej do Pabianic i utworzenie szkoły 7-klasowej handlowej”.

 

Wysłuchaj nas, Panie!

Fabrykant Oskar Kindler uniżenie prosił też namiestnika o zgodę na otwarcie w Pabianicach kancelarii rejentalnej, sądu pokoju i hipoteki. Po to, by oszczędzić tutejszemu ludowi ciągłych wędrówek i wyjazdów do rejenta i sądu – instytucji mieszczących się w stolicy powiatu, Łasku.

Gdy Kindler skończył, do fotela, w którym rozsiadł się Jaśnie Oświęcony książę niepewnym krokiem podszedł obywatel Pabianic Ludwik Hille – delegat tutejszych parafian wyznania katolickiego. Hille błagał namiestnika „o łaskawe zatwierdzenie budowy drugiego kościoła rzymsko-katolickiej parafii” na lewym brzegu Dobrzynki - Nowym Mieście. Książę nakazał sekretarzowi zapisać, iż jest to sprawa znacznej wagi. Po tych słowach obywatel Hille padł na kolana, z całego serca dziękując Jaśnie Oświeconemu.

Do spraw mniej ważnych carski namiestnik zaliczył prośbę pabianiczan o wydanie zgody na zbudowanie rzeźni miejskiej (nazywanej wówczas szlachtuzem). Aby było tanio, rzeźnię chciano budować sposobem gospodarskim – z drewna.

Na rzeźnię pabianiczanie czekali od dawna. Do tej pory świnie, krowy, cielęta, kozy i owce z okolic naszego miasta trzeba było zapędzać  do powiatowej rzeźni w Łasku, gdzie mięso badał jedyny w powiecie weterynarz. Za samowolny ubój zwierzaka we własnej zagrodzie władze surowo karały. W ten sposób respektowano przepisy sanitarne, zapobiegające masowym zatruciom mięsem od chorych zwierząt.

Ostatnie chwile wizyty namiestnika Imeretyńskiego w Pabianicach gazeta „Tydzień” opisała w ten sposób: „Wreszcie Jaśnie Oświecony książę przy gromkich okrzykach kilkunastotysięcznego tłumu publiczności i dźwiękach orkiestry strażackiej oraz kapeli strzelców, po półgodzinnym pobycie w naszym mieście, odjechał do Łodzi. Porządek przez cały czas wizyty, pomimo licznych tłumów, bez udziału policji utrzymano wzorowy”.

Roman Kubiak

*******************

Jak się żyło w Pabianicach 125 lat temu

Pod koniec XIX wieku w naszym mieście żyło niespełna 13 tysięcy osób. Pracowało tutaj 40 krawców, 6 czapników, 8 golarzy i fryzjerów, 52 rzeźników, 39 piekarzy, 20 stolarzy, 30 szewców, 10 zegarmistrzów i 6 kowali. Doliczono się 268 sklepów, w tym 30 spożywczych i 6 z winem. „Nędzy u nas nie brak” – pisała lokalna gazeta, donosząc, że „w Pabianicach mieszka 11 niewidomych, 4 wariatów zupełnych, 23 głupowatych, niespełna rozumnych i idiotów, 7 cierpiących wielką chorobę, 30 trudniących się żebractwem, 16 nędzarzy, razem więc 91 osób, które nic nie robiąc, żyją z ofiarności innych”. Mieszkańcy Pabianic skarżyli się zwłaszcza na uprzykrzających im życie żebraków.

Ulicami miasta kursowało 30 dorożek, mieszkańcy mogli się najeść i zabawić w 78 knajpach (szynkach), 4 restauracjach oraz jednym bufecie ogrodowym. Na obrzeżach Pabianic pracowało 7 wiatraków i młyn wodny.

Władze były chwalone za wybrukowanie polnymi kamieniami dwóch ulic. „Pobudowano też oficynę na areszt policyjny. W tym roku będzie urządzana studnia artezyjska na rynku Nowego Miasta i stanie 88 latarń naftowych na żelaznych słupach” – pisał „Dziennik”.

Pabianiczanie domagali się lepszej drogi do Łodzi. Na tzw. szosę pabianicką – wyboistą, dziurawą i wiecznie tonącą w błocie, służby miejskie sypały tylko żwir. Ale wkrótce miało się to zmienić, bo - jak doniosła gazeta - „Inżynieria drogowa postanowiła zamienić żwir na bruk”.

Uciążliwy był smród z koryta Dobrzynki zatruwanej fabrycznymi ściekami i odchodami mieszkańców. Do tego stopnia, że w połowie 1891 roku grupa mieszczan domagała się… „odwrócenia koryta rzeki”. Chodziło o to, by Dobrzynka nie płynęła środkiem miasta. Zamierzano wykopać nowe koryto – poza granicami Pabianic. Prasa pisała: „Rzeczka ta cuchnąc, zaraża powietrze całego Nowego Miasta, stając się przyczyną wielu chorób”.

Spory ruch panował na placach budów. „Trzy cegielnie nie mogą nastarczyć cegły” – pisał „Rozwój”. W tym roku Pabianicach ma stanąć 5 parterowych domów murowanych, 9 jednopiętrowych, 6 dwupiętrowych, a na polach pod miastem  4 murowanych, 6 drewnianych. Wywiercono 5 studzien, ku wielkiej radości mieszkań­ców”.

W 1896 roku porachowano pabianickie fabryki, fabryczki, sklepy, składy, cukiernie, apteki i szynki (bary). Wkrótce władze miasta ogłosiły, że „istnieją u nas obecnie: 3 fabryki tkackie, 3 przędzalnie, 5 farbiarni, 1 bielnik, 2 drukarnie tkanin, 1 papiernia, 1 fabryka chemiczna, 1 gazownia, 1 browar, 1 garbarnia i 3 fabryki wód gazowych. Z drobnego przemysłu mamy 53 kantory wydające przędzę, 1.400 majstrów tkaczy pracujących po domach na własnych warsztatach, 4 ślusarzy, 2 powroźników, 1 kotlarza, 1 mosiężnika, 6 mularzy, 6 cieśli, 3 kołodziejów, 5 siodlarzy i rymarzy, 2 zdunów, 6 kowali, 3 blacharzy, 3 dekarzy, 3 poń­czoszników, 1 fotografa, 2 brukarzy, 3 bednarzy, 2 introligatorów, 1 kamieniarza, 2 kuśnierzy, 1 koszykarza, 3 malarzy, 2 parasolników, 1 studniarza, 3 szklarzy, 1 sztukatora, 3 tokarzy, 1 aptekę, 1 cukiernię, 4 składy drzewa, 1 księgarnię, 1 odlewnię żelaza, 2 pralnie, 3 składy węgla, 3 domy zajezdne, 6 sklepów z winami ruskimi, 4 sklepy kolonialne i 2 składy piwa. (rk)