Tragiczny wypadek wydarzył się wczoraj na szosie pod Pabianicami, którą zdążał autobus na trasie Łódź-Kalisz przez Pabianice. W pewnej chwili z przeciwka ukazał się wóz chłopski. Konie przestraszyły się autobusu i poniosły. Szofer zatrzymał auto, ale konie wpadły wprost na karoserię. Dyszel wozu przebił szybę w oknie autobusu i uderzył w głowę pasażera Aleksego Burchardta. Pasażer stracił przytomność. Ofiarę wypadku przewieziono w stanie groźnym do szpitala.

„Echo”, luty 1934

Skok na ekierki

Do sklepiku uczniowskiego przy Szkole Powszechnej nr 1 im. Promyka (ul. Pułaskiego) włamali się nieznani sprawcy, którzy po rozbiciu szafy skradli przybory szkolne oraz gotówkę uzyskaną ze składek - 37 złotych. Energiczne śledztwo organów bezpieczeństwa naprowadziło na ślad złodziei, którymi okazali się dwaj młodociani osobnicy: Sobala i Bębnowski, stale mieszkający w Pabianicach. Obaj stanęli przed sądem i zostali skazani na rok domu poprawczego.

„Echo”, luty 1934

Nie bić policjantów!

Znany na terenie Pabianic awanturnik Feliks Reda został doprowadzony do sądu za pobicie przodownika policji, Cieciuty. Jak to się stało? W trakcie zajścia na potańcówce awanturnik skoczył do przodownika, wyrwał mu pałkę, wybił trzy zęby i zabrał policyjną czapkę. Oskarżonego Redę skazano na 6 miesięcy więzienia i po wyroku natychmiast przewieziono do wiezienia.

„Orędownik”, kwiecień 1934

Mają go!

Złodziej z Pabianic, Oskar Hude, został wytropiony jako sprawca kradzieży palta z szafy pastora Antoma Maya. Pastor zameldował o tym rano, a już po południu aresztowano złodzieja. Jak się okazało Hude zakopał palto koło cegielni.

„Republika”, sierpień 1932

Huragan w Pabianicach

Nad miastem przeciągnęła burza ulewna z wichurą, która powyrywała drzewa z korzeniami, łamała płoty, wyrządzając duże spustoszenia. W czasie burzy zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Mianowicie na przechodzącego ul. Kilińskiego p. Sobolewskiego zwalił się płot. Sobolewski doznał pęknięcia czaszki i złamania obojczyka. W stanie beznadziejnym odwieziono go do szpitala.

„Orędownik”, czerwiec 1935

Szaleniec z nożem

Na wychodzących z pobliskiego lasu w Pabianicach Edwarda Jankowskiego i Jana Brykowskiego napadł nieznany im mężczyzna, ciężko raniąc nożem. Na pomoc pośpieszyli czterej przechodnie, lecz i tych szaleniec zmasakrował, po czym zbiegł. Jeden z poszkodowanych poznał sprawcę. Jest to Edward Włodarczyk, cieszący się w Pabianicach opinią najgorszego awanturnika.

Policja udała się niezwłocznie na ul. Gawrońską 5, gdzie Włodarczyk zamieszkiwał. Całe mieszkanie było zdemolowane, a w kałużach krwi pławiła się Stanisława Włodarczykowa, żona szaleńca, oraz jej staruszek ojciec i matka. Okazało się, że sprawcą tego zbrodniczego czynu był również Włodarczyk, który po dokonaniu masakry w lesie wpadł w jeszcze większy szał i wyładował go w domu. Gdyby nie przybycie policji, Włodarczyk prawdopodobnie rzuciłby się na sąsiadów. Po dłuższej walce udało się szaleńca skuć w kajdany i odwieźć do więzienia. W czasie dochodzenia stwierdzono, że przed kilkoma dniami Włodarczyk usiłował zamordować żonę, lecz wszystkie strzały chybiły.

„Orędownik”, lipiec 1935

Bo kierownik bił kolonistów

Przed tygodniem wysłano z Pabianie 120 dzieci na kolonie letnie do Seszyna na Kujawach, na koszt Funduszu Pracy. Po kilku dniach niektóre dzieci napisały listy do rodziców, skarżąc się na złe jedzenie, spanie i obchodzenie się z nimi. Rodzice udali się do prezydenta Pabianic, Bolesława Futyrny, który przyrzekł interwencję. Następnie prezydent polecił, by 15 osób z grona rodziców wyjechało autobusem na kolonie - by naocznie przekonać się o panujących tam stosunkach.

Delegacja rodziców pojechała do Seszyna, gdzie zobaczyła, że niektóre dzieci maję siniaki na całym ciele, ponieważ kierownik kolonii mocno je bije. Prócz tego stwierdzono, że warunki utrzymania pozostawiają dużo do życzenia. 10 chłopców już uciekło z kolonii. Rodzice chcieli zabrać dzieci do domu, lecz kierownik oświadczył, że warunki ulegną zmianie. Urząd Wojewódzki wydelegował nazajutrz 4 urzędników, którzy stwierdzili, że rodzice mają rację i podjął stosowne kroki wobec kierownika.

„Orędownik”, lipiec 1935

Oj, nieładnie, nieładnie…

Właścicielka składu z napojami chłodzącymi i lodami, Perła Jelenkiewicz, używała do lodów sfałszowanych składników. Przyłapana na fałszerstwie Żydówka, stanęła przed sądem, który po rozpatrzeniu spawy skazał ją na 20 zł grzywny.

Z kolei przy ul. Warszawskiej ma sklep z owocem i wodą sodową Żydówka Szacena Warszawska, zamieszkała przy Poprzecznej 12. Kilkakrotnie policja zwracała jej uwagę, że sklep jest za długo otwarty. Wczoraj niepoprawnej Żydówce spisano protokół.

„Orędownik”, lipiec 1935