W fotelu ojca miasta Sulejowa siedziała krótko - kilkanaście miesięcy. Zanim pierwszy raz weszła do gabinetu prezydenta, by zasiąść w fotelu, 8 marca 1949 roku nad Dobrzynkę „zupełnie przypadkowo” zjechała ekipa Polskiej Kroniki Filmowej. Operator kamery od razu pobiegł do sali, w której obradowała Miejska Rada Narodowa. „Wybierano” tam nowego prezydenta Pabianic (bo Władysławowi Doleckiemu partia nakazała ustąpić). Kamerzysta doskonale wiedział, kto będzie następcą Doleckiego. Bez wahania podszedł do siedzącej w pierwszym rzędzie radnej Łucji Sulej. Zaterkotała kamera. Kilka dni później cała Polska oglądała w kinach krótki film pod tytułem „Kobieta prezydenta miasta”.

Materiał z Pabianic od minuty 2:15:

Na filmie pokazano uradowaną panią prezydent Pabianic i równie uradowanych radnych miejskich, gratulujących jej stanowiska. Lektor Kroniki Filmowej (aktor Andrzej Łapicki) odczytał taki oto tekst: „8 marca, w Międzynarodowym Dniu Kobiet, odbyły się w Pabianicach wybory nowego prezydenta miasta. Została nim Łucja Sulej, nauczycielka szkoły powszechnej. Ta doświadczona działaczka społeczna i aktywistka partyjna na pewno sobie da radę na nowym, odpowiedzialnym stanowisku”.

Mianowanie prezydentem 52-letniej Sulejowej akurat w Dniu Kobiet był pomysłem komunistycznej propagandy. Postanowiono to dużo wcześniej podczas narady w stołecznym Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Nic do gadania w tej sprawie nie mieli ani radni z Pabianic, ani ówczesny prezydent Dolecki. Chodziło o pokazanie, że w robotniczym kraju i robotniczym mieście rządy może sprawować robotnicza córka (rodzice Łucji byli fabrycznymi tkaczami), niekoniecznie starannie wykształcona.

Obywatelka prezydent tłumaczyła to po swojemu: „Wybór mnie na prezydenta był dowodem wprowadzenia w życie hasła równouprawnienia kobiet” - mówiła.

 

Nowakówna, do książek!

Urodziła się 24 września 1898 roku jako Łucja Nowakówna. Tata, Kazimierz Nowak, i mama, Anna z Sobczyków, pracowali na trzy zmiany w fabryce Kruschego i Endera. Po czteroletniej szkole powszechnej Łucja dostała zajęcie w zakładowym warsztacie, jako pomocnica stolarza, a później w kantorze. Miała wtedy trzynaście lat.

Podczas pierwszej wojny światowej uczyła się w domu, z trzech książek, jakie mieli Nowakowie. Jesienią 1918 roku zdała od razu do czwartej klasy żeńskiego gimnazjum. Po lekcjach za kilka marek „od łebka” uczyła czytać analfabetów i dawała korepetycje uczniom szkół powszechnych. Po maturze ukończyła kurs nauczycielski i dostała skierowanie do wiejskich szkółek w Jutrzkowicach, Bychlewie, Woli Buczkowskiej i Wygiełzowie. Uczyła pisać, czytać, rachować i gimnastykować się. Gdy miała dwadzieścia siedem lat, poślubiła Józefa Suleja, bojownika Polskiej Partii Socjalistycznej i radnego miejskiego z Pabianic. Józef uchodził za „szychę”, liczył się z nim nawet prezydent miasta.

Łucja była kobietą odważną. Podczas hitlerowskiej okupacji potajemnie uczyła dzieci z sąsiedztwa. Pisała artykuły do podziemnej gazetki i roznosiła po mieście nielegalne wydruki. W domu jej rodziców spotykali się konspiratorzy PPS. Dwa razy wpadła w łapy gestapo. Była przesłuchiwana, bita, zastraszana. Jakimś cudem uniknęła wywiezienia na roboty w Rzeszy.

Po wypędzeniu Niemców z Pabianic Sulejowa stanęła przy polowej kuchni. „Najważniejszą w tym okresie sprawą było zapewnienie pożywienia ludziom zagubionym w zawierusze wojennej i żołnierzom wracającym z frontu. Tę sprawę oczywiście załatwiły kobiety. Zorganizowałyśmy kuchnię i gotowałyśmy posiłki z zapasów po Niemcach” – kilkanaście lat później opowiadała w tygodniku „Życie Pabianic”.

Towarzyszka nauczycielka

Wróciła do szkoły. „Dosłownie trzy dni po wyzwoleniu kolega Nowak i kolega Zawadzki zebrali wszystkich pabianickich nauczycieli i przydzielili im szkoły, w których pomieszczenia nadawały się do użytku” – wspominała. „Ławki nosiliśmy na plecach, nocami szorowaliśmy podłogi”.

Uczyła w Szkole Powszechnej nr 12 przy ulicy Pułaskiego, zapisała się do Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. W marcu 1945 roku wstąpiła do Polskiej Partii Socjalistycznej. Niebawem została przewodniczącą Zarządu Grodzkiego Ligi Kobiet. Zajmowała się rozdzielaniem wśród kobiet nici, igieł, garnków, talerzy, łyżek i mleka w puszkach z amerykańskich darów UNRRA.

W grudniu 1948 roku towarzyszka Sulejowa reprezentowała pabianicką organizację PPS na Kongresie Zjednoczeniowym w Warszawie. Gdy PPS połączono ze stalinowską Polską Partią Robotniczą, Łucja dostała posadę kierowniczki Wydziału Kobiecego i wiceprzewodniczącej Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Pabianicach. Było to zajęcie dobrze płatne. Od 1946 roku udzielała się także jako radna Miejskiej Rady Narodowej.

 

Niech coś powie

Wniosek o powołanie nauczycielki Łucji Sulejowej na stanowisko prezydenta Pabianic odczytał w Domu Ludowym (dziś Miejski Ośrodek Kultury) przy ulicy Kościuszki towarzysz Stefan Kamiński, szef klubu radnych PZPR. Sala widowiskowa była pełna. Jak należało się spodziewać, wniosek towarzysza sekretarza poparli wszyscy radni.

Nazajutrz rano przed gabinetem prezydenta Pabianic w ratuszu czekał reporter „Dziennika Łódzkiego”. Oto jego relacja: „Była godzina dziewiąta, gdy znalazłem się w gabinecie Pani prezydent. Odbywała właśnie ostatnie rozmowy z ustępującym, a powołanym do pracy w spółdzielczości, byłym prezydentem Władysławem Doleckim. Sulejowa była mile zaskoczona tą pierwszą wizytą dziennikarską.

- Jak się Pani czuje w nowej swojej roli? – spytał redaktor.

- Przyznam się, że jeszcze nie ochłonęłam z wrażenia. W okresie zrównania praw kobiety i mężczyzny nie mogę się uchylać od najtrudniejszej nawet pracy. Jako kobieta położę szczególny nacisk na sprawę polepszenia warunków opieki nad matką i dzieckiem. Będę kontynuowała akcję remontów mieszkań robotniczych, dbać będę o estetyczny wygląd miasta”.

Rozmowę przerwała ekipa Państwowego Przedsiębiorstwa „Film Polski”, która ustawiła Sulejową przed terkocącą kamerą. „Niebawem zobaczymy te zdjęcia na ekranach kin” – radował się filmowiec.

Pani prezydent nie musiała się wysilać. Najważniejsze decyzje w mieście podejmował kto inny - pierwszy sekretarz PZPR. Sulejowa była marionetką. Partia posyłała towarzyszkę prezydent głównie na spotkania z robotnicami w tkalniach, przodownikami pracy, starcami i dziećmi. W marcu 1949 roku Sulejowa wygłosiła z kartki referat „O zdobyczach kobiet w Związku Radzieckim i krajach demokracji ludowej”. Maszerowała też w manifestacji potępiającej „anglo-amerykańskich podżegaczy wojennych”. Była na akademii z okazji 62. rocznicy rewolucji bolszewickiej, gdzie czytała referat o „wyzwoleniu i równouprawnieniu, które rewolucja przyniosła kobietom w Rosji”. Nie miała o tym pojęcia, a tekst referatu dostała tuż przed akademią od sekretarza partii.

W lipcu 1949 roku towarzyszka Łucja przemawiała na wojewódzkiej konferencji partyjnej w Łodzi. Mówiła tak: „Ustrój demokracji ludowej stwarza konieczny zespół warunków dla aktywizacji kobiet nie tylko na odcinku prac społecznych, wysuwa bowiem kobiety na kierownicze stanowiska również w zakładach pracy oraz samorządzie. W samorządzie centralnym i terytorialnym pracuje jeszcze mało kobiet. Jestem jedną z tych kobiet, które partia postawiła na odpowiedzialnej placówce. Zaufanie, jakim mnie darzy partia sprawiło, że nie brak mi wiary i nie brak zapału w przezwyciężaniu trudności, jakie napotykam w pracy”.

Wystarczy! Niech wróci do garów

Długo nie porządziła. 6 czerwca 1950 roku Sulejowa została odesłana na fotel przewodniczącej Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. W nagrodę za wierność partii, dostała garść odznaczeń: Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi, Medal Dziesięciolecia PRL, Odznakę Zasłużonego Działacza Odbudowy Warszawy oraz sporą premię i skierowanie na wczasy w rządowym ośrodku wypoczynkowym dla sprawdzonych towarzyszy.

„Jako kobieta, będąc prezydentem miasta, starałam się przede wszystkim o poprawę sytuacji kobiet pracujących” – po latach Sulejowa wspominała w prasowym wywiadzie. „Organizowaliśmy wtedy pierwsze żłobki i przedszkola. Zarząd Miejski postarał się także o przerobienie dawnego Domu Ludowego na obecny Dom Kultury. Nie było nas stać na wybudowanie nowego domu kultury”.

Partia wciąż przesuwała ją na kolejne stanowiska i funkcje – zazwyczaj drugorzędne, za to nieźle płatne. W 1960 roku 62-letnia Łucja Sulej urzędowała w gmachu przy ulicy Kościuszki 14. Z nadania PZPR była wówczas przewodniczącą Zarządu Miejskiego Ligi Kobiet. „Przy pomocy zakładów pracy daliśmy paczki gwiazdkowe wszystkim pabianickim sierotom i półsierotom. Dostało je przeszło 200 dzieci” – wyliczała w wywiadzie dla lokalnej gazety.

Opowiadała też o tym, jak Liga Kobiet pomogła młodej robotnicy z trojgiem dzieci, od której odszedł mąż, nałogowy alkoholik. „Ta nieszczęśliwa kobieta otrzymała pomoc z Komisji Wzajemnej Pomocy przy Zarządzie Miejskim Ligi Kobiet. Pragnę wspierać ją także w uzyskaniu lepszego mieszkania” – deklarowała Sulejowa w wywiadzie dla „Dziennika Łódzkiego”.

Urządzała odczyty dla pabianiczan pod tytułem: „Alkoholizm i jego skutki”, „Jak wybrać dobry zawód”, „Higiena osobista człowieka”. Doglądała dziesięciu placów zabaw w Pabianicach, do dyrekcji zakładów pracy pisała prośby o zrobienie w fabrycznych warsztatach  kilku huśtawek, zjeżdżalni i piaskownic. Czworo chorych dzieci z rodzin robotniczych wysłała do darmowego prewentorium. Staruszkom, którzy nie dostawali emerytur, załatwiała obiady w zakładowych stołówkach.

Sulejowa zmarła 20 grudnia 1970 roku po ciężkiej chorobie. Miała 72 lata. Pochowano ją na cmentarzu katolickim przy Kilińskiego. Była bezdzietną wdową (mąż zmarł osiemnaście lat wcześniej). „Odszedł od nas człowiek, który całe swe życie oddał wielkiej sprawie socjalizmu i swojego miasta. Pamięć o niej pozostanie na zawsze” – tak po śmierci Łucji Sulej pisał pabianicki tygodnik.

współpraca: KG