„Mąki, mleka, masła, twarogów, cukru i suszonych śliwek nie zabraknie” – 52 lata temu pisał „Dziennik Łódzki”. „Do sklepów mają być dowiezione hodowlane perliczki, mrożonki, dżemy i kompoty w słoikach”. Tych ostatnich obiecywano o 15 proc. więcej niż przed rokiem. „Pabianiczanki coraz częściej rezygnują z robienia pracochłonnych pierogów, sięgając po mrożone kluski z Hotrexu” – pisała prasa.

Państwowe zakłady w Niechcicach przyrzekły zrealizować zamówienia pabianiczan na drożdże. Przyjechało masło z Australii. Dzieciom obiecano, że wreszcie poznają smak daktyli. „Banany już do Polski przypłynęły, ale muszą dojrzeć w Gdańsku, żeby były żółte” – tłumaczyła gazeta. Czy zdążą dojrzeć przed wigilią? Na to pytanie nikt nie odpowiedział. Wydział Handlu obiecał jedynie dostawę dodatkowych rolek papieru toaletowego, ale nie gwarantował, że wystarczy dla wszystkich chętnych.

W połowie grudnia już wiedziano, że na Boże Narodzenie zabraknie białej kiełbasy, kawy, szynki, jajek, majonezu, tartego chrzanu cytryn, koniaku i ryb. „Natomiast od przyszłego roku będzie można zapisywać się w Motozbycie na najnowocześniejsze samochody marki Zaporożec, produkcji radzieckiej. „Pierwsi zapisani powinni odebrać swój wóz już za sześć lat” – zachwalała lokalna prasa.

Zmartwieniem setek pabianiczan był wtedy niedostatek części zamiennych do telewizorów. Przed świętami każdy chciał mieć sprawny telewizor, a tymczasem na naprawę trzeba było czekać nawet trzy miesiące. „Najgorzej wygląda zaopatrzenie w części zamienne do Turkusów, Neptunów i Belwederów. Bez niektórych części do tych starszych telewizorów nie można odbierać drugiego programu” – alarmował „Dziennik”.

Na przedświątecznym jarmarku panie kupowały panom pod choinkę zapalniczki gazowe i długopisy z importu oraz koszule z Wólczanki, a panowie paniom perfumy albo kolorowe chustki” – donosiła prasa.

Rok 1982

Po 4 plasterki wędliny „na głowę” obywatela, po pół śledzia, pół kilograma białego sera i 8 cukierków owocowych – tak władze Pabianic zadbały o mieszkańców szykujących się do Bożego Narodzenia 40 lat temu, w stanie wojennym.

By przynieść do domu cokolwiek z tych rarytasów, trzeba było godzinami sterczeć w długich kolejkach przed sklepami. Do tłumów „tubylców” marzących o czarno-białych telewizorach Neptun, kolorowych Jowiszach po 101.000 zł i stereofonicznych radiach Amator, przyłączyli się „obcy”. Byli to mieszkańcy Konina i Sieradza, którzy na zakupy do Pabianic przyjechali wynajętymi autokarami. Walka wieczoru rozpętała się z powodu 6 ton cukierków owocowych („rzuconych do sklepów” wieczorem) i tuzina radioodbiorników marki Taraban. W ruch poszły pięści.

Rekordy długości biły kolejki po wódkę bez kartek (świąteczny prezent dla Polaków od generała Jaruzelskiego). Ogonek przed sklepem monopolowym przy ulicy Kościuszki ciągnął się do skrzyżowania z ulicą Złotą (dziś Kolbego). Dziennie sprzedawano 6 tysięcy butelek wódki, w tym połowę reglamentowanej (na kartki).

Już dwa tygodnie przed świętami miejski Sztab Handlowy triumfalnie powiadomił mieszkańców, że Zakłady Mięsne mają robić białą kiełbasę – po pół kawałka „na głowę” pabianiczanina. Wiceprezydent miasta Lech Maląg obiecywał, że przed końcem grudnia powinny przyjechać cytryny. Dojechały już suszone śliwki. Do gwiazdkowych paczek dla dzieci pracowników fabryk sprowadzono ponad tonę włoskich orzechów spod Kluczborka.

Zimą 1982 roku zdobycie prezentu pod choinkę uchodziło za czyn heroiczny. W księgarni przy rogu ulic Armii Czerwonej i Nowotki (dziś św. Jana) w pół godziny sprzedano 400 książeczek z bajką o Kopciuszku. Błyskawicznie wykupiono też książki Jana Brzechwy, Melchiora Wańkowicza, 50 egzemplarzy Atlasu Historycznego Polski oraz Quo vadis.

Rok 1989

„Na pewno będzie więcej ryb!” – obiecywała prasa ponad 30 lat temu. Dwa samochody ciężarowe dorszy i śledzi przed Bożym Narodzeniem wysłała do Pabianic spółdzielnia rybacka Kuter z Darłowa. W pierwszym rzucie dotarło 3,5 tony śledzi. Przed sklepami rybnymi natychmiast ustawiły się stumetrowe kolejki. Karpie przywieźli prywatni hodowcy i kłusownicy – na rynek przy ulicy Moniuszki. Wkrótce nad Dobrzynkę przyjechała też cała ciężarówka francuskich i RFN-owskich win musujących, powszechnie zwanych szampanami. W minionych latach na sylwestra przywożono tylko radzickie „igristoje”.

Przed świętami w sklepach pojawiło się w 30 ton pomarańczy oraz 15 ton grejpfrutów, mandarynek i cytryn. Niestety, głównie kubańskich – suchych i bez smaku.

Spółdzielni Społem udało się sprowadzić 10 ton białej kiełbasy. Wypiekiem 90 ton chleba i bułek zajęły się piekarnie Społem przy ulicach Konstantynowskiej i Bocznej oraz rodzinne piekarnie Wacława Klepczarka, Bolesława Szewczykowskiego, Sławomira Bartochy i Ryszarda Nowaka, bo po latach rządów komuny wreszcie mogli pracować „prywaciarze”.

Jak podało ówczesne „Życia Pabianic”, 33 lata temu wreszcie nie było kłopotów z kupieniem mąki, ryżu, cukru, maku, proszków do pieczenia, rodzynków i kawy. Zabrakło jedynie grochu i fasoli.