Poczytajcie o tym, zanim po generalnym remoncie torowiska nad Dobrzynkę wrócą czerwone tramwaje.
120 lat z torami
Torowisko tramwajowe w Pabianicach ma już 120 lat. To pierwsze – zbudowane w latach 1899-1901, kończyło się przy kaplicy św. Floriana. Dalej tramwaj z Łodzi nie jechał. Zgodą na położenie stalowych torów przez nasze miasto dał car Mikołaj II Romanow, a pieniądze – fabrykanci, kupcy i bankierzy, wietrzący doby interes. Car zastrzegł jednak, że tramwaje mają bezpłatnie wozić listy, paczki pocztowe oraz urzędników pocztowych. Ciężkie szyny na drewnianych podkładach kładło i przytwierdzało kilkuset robotników drogowych. Pracami kierowali inżynierowie sprowadzeni z Petersburga. Gdy 17 stycznia 1901 roku do Pabianic wjechał pierwszy elektryczny tramwaj, na dwa brązowo-beżowe wagony posypały się kamienie. Rzucali je dorożkarze i furmani dotychczas wożący pasażerów brykami (wozami konnymi z ławkami). Powód? Obawiali się utraty zarobków.
Szyny aż do Łasku?
Niespełna rok po wjeździe do Pabianic pierwszego tramwaju, wygodnego podróżowania zapragnęli także mieszkańcy Nowego Miasta. „Elektryczna kolejka powinna kursować jeszcze dalej, aż do brzegu Dobrzynki” – pisali w petycjach do władz. W 1905 roku car zgodził się przedłużyć tory tramwajowe do Magistratu, który urzędował na Zamku. 19 lat później, już w niepodległej Polsce, tory biegły już przez całe miasto – mostem, lewobrzeżną ulicą Zamkową i Łaską do dworca kolejowego. 1 sierpnia 1924 roku, gdy pierwszy wagon dojechał do dworca, linia Łódź-Pabianice miała długość 14 km i 963 m. Planowano przedłużyć ją jeszcze bardziej – do parku Wolności, a potem przez Chechło, Dobroń i Kolumnę do Łasku. Ale nadciągnął wielki kryzys gospodarczy i prace na torowiskach zamarły. W kąt poszły też projekty linii tramwajowej z Pabianic do Dłutowa przez Rydzyny, Bychlew, Pawlikowice i Hutę Dłutowską.
Można się pozabijać!
120 lat temu szyny biegnące środkiem miasta były „sprawcami” licznych wypadków. Na Zamkowej i Łaskiej układano je wówczas wysoko nad brukiem – jak tory kolejowe. O wystające żelastwo potykały się konie ciągnące fabryczne wozy z węglem i bawełną, oraz chłopskie furmanki jadące na targowiska. Konie łamały nogi, wozy wywracały się, łamiąc osie. Na dodatek furmani bezlitośnie okładali batem zwierzęta, nie dające rady wyciągnąć wozu z pułapki wysokich torów. Dlatego Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami napisało do Ministerstwa Komunikacji prośbę o wymianę szyn – na nowoczesne, tzw. żłobkowe. Do prośby przyłączyli się coraz liczniejsi motocykliści z Pabianic. Oni także rozbijali swe maszyny i głowy (jeżdżono bez kasków) o wystające z jezdni szyny. Ostatecznie do wybuchu drugiej wojny niskie torowisko ułożono tylko na ulicy Warszawskiej i małym fragmencie Zamkowej.
Gdy szyny popękały
W lutym 1929 roku nadciągnęła najmroźniejsza zima od dwustu lat. Termometry pokazały w Pabianicach minus 32 stopnie Celsjusza. Mróz skuł miasto, rozsadzał rury wodociągowe i gazowe, popękały szyny tramwajowe. Na kilka dni i nocy pabianickie tramwaje stanęły. Koła wagonów przymarzły do szyn. Wiosną, gdy komunikacja ruszyła, pasażerowie znów narzekali, że tramwaje są zbyt wolne. Wagony „mknęły” wtedy po szynach z prędkością nie większą niż 20 km na godzinę. Kolejnym zmartwieniem były dopiero co wymienione szyny na ulicy Łaskiej. Kosztowały majątek, ale Komisja Wojewódzka orzekła, że położono je stanowczo za wysoko. Nakazano szyny zerwać, ułożyć jeszcze raz, a jezdnię ulicy Łaskiej przebrukować. Za dodatkowe prace musiała zapłacić Dyrekcja Tramwajów.
Mijanek coraz mniej
Z wiekiem i pod ciężarem często kursujących tramwajów drewniane podkłady rozpadały się. Zastępowano je betonowymi. Po 60 latach użytkowania wymieniano też mocno spracowane szyny. Torowisko na ulicy Warszawskiej remontowano latem i jesienią 1963 roku, dokładając drugą parę szyn. Dzięki temu tramwaj nie musiał już czekać na tzw. mijankach, aż nadjedzie skład z naprzeciwka. Podobne prace na ulicach Armii Czerwonej (Zamkowej) i Żukowa (Łaskiej) trwały do 1971 roku. Zniknęła m.in. mijanka przy dawnej fabryce Kindlera (dziś Centrum Handlowe Echo). Od tamtej pory przez niemal całe miasto biegnie podwójne torowisko. Tylko na odcinkach: ulica Pomorska – dworzec PKP i ulica Sikorskiego - Duży Skręt torowisko wciąż są pojedyncze – ze zwrotnicami i mijankami.
Jeszcze dalej, jeszcze szybciej…
53 lata temu znów przybyło nam torów tramwajowych. Niedużo, bo zalewie kilkaset metrów. W 1968 roku w szybkim tempie zbudowano pętlę przy ulicy Wiejskiej i ułożono prowadzące do niej podwójne torowisko - od ulicy Suwary (dziś Szarych Szeregów) w pobliżu dworca PKP. Dzięki temu motorniczy nie musiał już odczepiać wagonów na krańcówce przy dworcu, przesiadać się na tył wagonu motorowego, przestawiać dwie zwrotnice i tak manewrować, by wagon motorowy znalazł się na końcu składu – gotowego do kursu powrotnego. Pół roku później czerwone tramwaje wjechały na drugą pętlę – Duży Skręt przy ulicy Warszawskiej. Pozwoliło to „puścić” dodatkowe składy linii „41 BIS”, kursujące tylko w granicach Pabianic, miedzy pętlami. Wkrótce na przyjazd tramwaju „41” lub „41 BIS” czekało się tylko 6 minut.
Były szyny na… Bugaju
Przez 25 lat szyny tramwajowe mieliśmy także na osiedlu Bugaj. Nigdy jednak nie przejechał po nich choćby jeden wagon. To dlatego, że szybko upadł pomysł drugiej linii tramwajowej, która miała biec ulicami: Warszawską, Nawrockiego, „Waltera” Jankego, Świetlickiego do Jutrzkowic, a stamtąd polami w okolice kościoła św. Maksymiliana Kolbego i ulicy Zagajnikowej. Za kościołem planowano budować duże osiedle mieszkaniowe „Karolew”. Mieszkańców „Karolewa”, a także Jutrzkowic i Bugaju tramwaj miał wozić do Łodzi. W 1989 roku władze Pabianic kazały położyć na Bugaju fragment (łuk) podwójnego torowiska tramwajowego, przecinający ulicę „Waltera” Jankego (wtedy Świerczewskiego) i biegnący poboczem ulicy Nawrockiego. W sumie kilkanaście metrów szyn. Rok później szyny miały być kładzione na całej długości ulicy Nawrockiego i Świerczewskiego (2,4 km). Zaprojektowano też pętlę tramwajową na Bugaju – nieco większą niż na Dużym Skręcie. Ponieważ nie powstało osiedle „Karolew”, a pabianiczanie przesiedli się do mikrobusów i własnych aut, prac przy torowisku zaniechano. Zardzewiałe szyny wyrwano z asfaltu dopiero latem 2014 roku.
1.700 ton na złom
Stare szyny tramwajowe pojadą na złomowisko. Generalny remont torowiska w Pabianicach i Ksawerowie, jaki ciągnie się już drugi rok, jest pożegnaniem z prawie 28 km stalowych torów, przez dziesięciolecia leżących na tramwajowej trasie długości 9 km (taki jest zakres robót). Po każdej z tych szyn ponad milion sto tysięcy razy przejechały koła tramwajów (zazwyczaj 2-3 wagonów). To bardzo dużo. Metr bieżący „spracowanej” szyny waży około 60 kg. Wszystkie rozmontowane i pocięte tory ważą zatem blisko 1.700 ton. Z takiej masy stali mógłby powstać spory most na Warcie albo 30 czołgów. Za tonę złomu w punkcie skupu zapłacą około 1.250 zł. Wszystkie wyrwane z naszych ulic szyny są więc warte ponad 2 miliony 100 tysięcy zł. O tyle taniej będzie kosztował remont, wyceniony na 153 miliony zł.
Komentarze do artykułu: Zanim wrócą pabianickie tramwaje
Ten artykuł ma wyłączoną opcję komentarzy