5 lipca przed hipermarketem na łódzkim Teofilowie wezwani tam policjanci zatrzymali dwóch nastolatków. Chłopcy (bracia) byli podejrzewani o kradzież yorka sprzed pobliskiej apteki. Obaj są mieszkańcami powiatu poddębickiego.
Kilka godzin później policjanci z Poddębic przeszukali dom, w którym mieszkają bracia z rodzicami. Po podwórku biegało tam ponad 30 psów kilkunastu ras. Właściciele posesji (rodzice zatrzymanych) nie potrafili sensownie wyjaśnić, skąd mają te piękne i drogie psy. Policjanci podejrzewali, że psy mogą pochodzić z kradzieży, dlatego kazali zabrać je do hotelu dla zwierząt w Łodzi.
Nie mylili się - psy były skradzione. Do tej pory znaleźli włascicieli pięciu zwierzaków. Właścicielka golden retrieviera swojego psa odebrała po 3,5 roku od momentu, gdy go jej skradziono.
Zatrzymani chłopcy mają 11 i 14 lat. Starszy przyznał się do kradzieży dwóch psów. Wkrótce stanie przed sądem rodzinnym. Jego brat, młodszy o trzy lata, upiera się, że nie tknął cudzych zwierząt. Matka chłopców próbowała przekonać policjantów, że psy kupował jej mąż. Miał to robić na łódzkich targowiskach i giełdach zwierząt. Prowadził niezarejestrowaną hodowlę, a szczeniaki, które się rodziły, miały być sprzedawane.
Wśród kilkunastu skradzionych psów były yorki, golden-retriwery, pinczerki i ratlerki.
Zarzuty w sprawie kradzieży zwierząt mogą usłyszeć także rodzice chłopców, bo wygląda na to, że przestępstwami zajmowała się cała rodzina.