– Zastanawiam się, czy jechać z rodziną na wakacje, czy kupić teraz węgiel na zimę – mówi pan Tomasz.

Pabianiczanin odłożył kilka tysięcy na zagraniczny wyjazd dla czteroosobowej rodziny, ale zmroziły go wieści o przewidywanych podwyżkach. W ubiegłym roku kupował ekogroszek, którym pali w domowym piecu cetralnego ogrzewania, po 1.000 zł za tonę.

– Na początku roku byłam w składzie – opowiada młoda kobieta. – Za tonę węgla wołali 1,6 tysiąca zł. W łódzkim składzie już 2,4 tys zł i to na długo przed sezonem. Strach pomyśleć, co będzie po wakacjach? Co robić?

Robić zapasy węgla na zimę już teraz, radzi Krzysztof Mondzielewski, prezes Zakładu Energetyki Cieplnej. On też spodziewa się podwyżki cen opału, który firma kupuje dla miejskiej ciepłowni.

– Za tonę w składzie mogą od pabianiczan żądać 3.000 zł – przewiduje prezes Mondzielewski.

Pabianicki ZEC podwyżkę cen już poczuł. Wstępne informacje, jakie w maju dostała pabianicka spółka ciepłownicza od swojego dostawcy, mówią o cenie opału wyższej o 120 procent.

Jeśli ZEC przyjmie (a raczej musi) nowe warunki, w mieście szykuje się jeszcze przed wakacjami podwyżka cen ciepła, choć taryfa na ciepło obowiązuje do 6 lutego 2023 r.

– Nie możemy wziąć podwyżki na własne barki – tłumaczy prezes ZEC.

Jak się nieoficjalnie dowiedziało Życie Pabianic, prawdopodobnie od połowy tego roku pabianiczanie będą płacić więcej za ciepłą wodę i kaloryfery w swoich mieszkaniach. O ile? Prawdopodobnie o 30 procent.

– Czekają nas ciężkie czasy – mówi Mondzielewski. – Mam nadzieję, że nie będzie nam zimno, a nie będzie, jeśli podpiszemy umowę na węgiel. A i to gwarantuje nam dostawy tylko w 95 procentach.

Skąd problem? Przecież węgiel to polskie czarne złoto. Mówiono nam, że jego polskie pokłady wystarczą na 200 lat. Pokazywano w TV wysokie po niebo hałdy wydobytego węgla.

– Mamy węgiel, jest go dosyć i w dobrej jakości – uważa Krzysztof Mondzielewski. – Jego brak wynika z wygaszania kopalni. Umówiliśmy się w Europie na ochronę klimatu i odchodzenie od ogrzewania węglem.

Węgiel sprowadzaliśmy zza wschodniej granicy, a teraz w związku z wojną to się ucięło. Roczne potrzeby są szacowane na ok. 17 mln ton. Przedstawiciele Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla szacują, że za kilka miesięcy w kraju może brakować nawet 11 mln ton węgla (6 mln ton w energetyce i 5 mln ton w sektorze komunalno–bytowym). Wykazują, że w 2021 roku mieliśmy spore zapasy węgla, 10 mln ton z importu i 5 mln ton przykopalnianych rezerw. Na koniec roku w systemie brakowało jakichś
2 mln ton.

Swoje zrobiły podwyżki cen i fakt, że Rosja zakręciła nam kurek od gazu. Drożejący z dnia na dzień gaz sprawia, że ludzie wracają do węgla, którego zaczyna brakować na rynku i kółko się zamyka. Spółki wydobywcze wprowadzają limity sprzedaży, i tak np. spółka Lubelski Węgiel Bogdanka wprowadziła limit 5 ton w ciągu 12 miesięcy. W punktach sprzedaży Polskiej Grupy Górniczej nie można kupić więcej niż 5 t. Podobne ograniczenia możemy spotkać w składach opału.

– Sprzedajemy tylko po 2 tony – usłyszeliśmy w składzie przy ulicy Łaskiej.– Na placu jest średni orzech po 1.340 zł za tonę. Ekogroszku nie ma i nie wiadomo kiedy będzie.

Jak czegoś jest mało, a popyt duży, to cena rośnie. Takie są prawa ekonomii. Tylko, że za 3–4 miesiące już nie będzie czego sprzedawać.

– Na jesień węgiel będzie kosztował nawet 4–5 tys. zł. Oczywiście, o ile będzie dostępny, bo wtedy węgla po prostu już nie będzie – przewiduje Bogusław Ziętek, szef związków zawodowych Sierpień 80.

W 2020 r. za tonę węgla Kowalski płacił około 900 zł. W 2021 1.000 zł. A w 2022 r. bez 2.000 zł w kieszeni nie ma po co wchodzić do składu. Za węgiel lepszej jakości trzeba płacić więcej: od 2.600 zł do nawet ponad 3.200 zł. Podobnie z ekogroszkiem; w czerwcu 2021 r. za „groszek” o dobrej kaloryczności i małej zawartości siarki płacono mniej niż 1.000 zł, w marcu 2.400–2.500 zł, a teraz to ok. 3.000 zł za tonę.

Wszystko wskazuje na to, że jesienią węgiel będzie trudno dostępny i znacznie droższy niż dzisiaj.