To nie nowe zjawisko, ale jak przyznaje zarządca cmentarza, wcześniej nie działo się to na taką skalę. Dzikie zwierzaki przedzierają się na cmentarze i plądrują groby. Najczęściej niszczą świeże wiązanki kwiatów, zdarza się też, że cierpi na tym infrastruktura cmentarza. Właściciele grobów szukają winnych, podejrzewając o zniszczenia chuliganów lub złodziei. Okazuje się jednak, że winowajcami są bardzo czesto… sarenki. Ich ulubionymi wiązankami są te z róż.

- Od leśników dowiedzieliśmy się, że dla saren płatki róż są jak dla nas Ferrero Rocher – mówi Grzegorz Janczak, dyrektor Miejskiego Zakładu Pogrzebowego.

Jak te urocze szkodniki dostają się na teren cmentarza?

- Wchodzą sobie od strony pól przez otwartą furtkę - wyjaśnia.

Ta otwarta jest od 7.00 do 18.00, ale dla saren zamknięty cmentarz również nie stanowi większego problemu.

- Przeskakują też ogrodzenie. Co ciekawe, są w stanie wskoczyć, ale w drugą stronę już nie mogą wyskoczyć. Wtedy otwieramy im bramę techniczną, by mogły spokojnie się wydostać na wolność.

Humanitarne podejście władz cmentarza do dzikich zwierząt nie oznacza akceptacji powodowanych przez nie zniszczeń.

- Prowadzimy rozmowy z kołem łowieckim. Na terenie cmentarza oczywiście nie wolno strzelać, ale omawiamy z nimi kwestię odstraszenia saren. Wiemy jednak, że to chwilowe rozwiązanie, bo sarny znów tu wrócą. Być może ktoś ma pomysł na skuteczne odstraszenie tych zwierząt? – pyta dyrektor.

Sarny cmentarne powodują wiele szkód, ale nie są tak bezczelne, jak „hieny cmentarne”. Nie od dziś wiadomo, że złodzieje upodobali sobie piękne i często drogie wiązanki. Chętnie kradną je z grobów.

- Dostajemy takie zgłoszenia. Często te skradzione wiązanki, poszkodowani odnajdują w punktach sprzedaży – dodaje Janczak.