Na pokładzie śmigłowca będzie zespół czujników dymu i małe laboratorium chemiczne. Po około 40 sekundach od pobrania próbki dymu strażnicy miejscy dostaną z laboratorium informację, kto spala w piecu plastikowe butelki, foliowe torebki i inne trucizny zagrażające zdrowiu sąsiadów. Dron, który z powodzeniem robił to dotychczas, ma zbyt dużo zleceń. Niemal każdej doby Straż Miejska dostaje około 70 skarg na „trucicieli” – przeważnie najbliższych sąsiadów.

- Nasz dron już nie wyrabia – mówi Tomasz Makrocki, komendant Straży Miejskiej. – Poprosiliśmy prezydenta, by kupił nam o wiele wydajniejszy śmigłowiec, który przyda się także do patrolowania miasta.

Prezydent Grzegorz Mackiewicz długo się nie zastanawiał. Zamówienie na śmigłowiec wyszło z Urzędu Miejskiego już w połowie marca. Latającą maszynę wybrał komendant Makrocki. To jeden z tych śmigłowców, które przed paroma laty odrzucił z przetargu ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Francusko-amerykański śmigłowiec „rdzewiał” w hangarze, bo minister obiecał, że o niebo lepsze helikoptery będą robione w Mielcu i na Ukrainie. Jak dotąd z tej obietnicy jest tylko niebo, dlatego jeden z „rdzewiejących” helikopterów kupiły Pabianice. Maszyna powinna dotrzeć nad Dobrzynkę w pierwszych dniach maja.

- Próby techniczne śmigłowca dla Pabianic rozpoczniemy 1 kwietnia – mówi Jean-Luc Ganthier – przedstawiciel producenta. - Na bokach maszyny już wymalowaliśmy niebiesko-żółty herb Pabianic. Za kilka dni rozpoczniemy szkolenie pilotów.

Uprawnienia do pilotowania śmigłowca (licencję) ma tylko komendant strażników, Tomasz Makrocki. A to nie wystarczy. Ponieważ śmigłowiec będzie latał o różnych porach dnia i nocy, trzeba zatrudnić drugiego pilota.

Skąd władze miasta wzięły pieniądze na śmigłowiec? Jak się dowiedzieliśmy, ratusz zrezygnował z zakupu służbowej limuzyny dla wiceprezydent Pabianic Aleksandry Jarmakowskiej-Jasiczek. Chodzi o samochód marki Lexus, już zamówiony w salonie (zamówienie cofnięto). Zastępczyni prezydenta miała nim rano dojeżdżać do pracy w Urzędzie Miejskim, a po fajrancie wracać do domu.

- Pani wiceprezydent wciąż jest aktywną harcerką, więc zupełnie wystarczą jej solidne buty dla piechurów – w ten sposób zmianę decyzji tłumaczy prezydent Grzegorz Mackiewicz. – Oczywiście będą to buty służbowe, nabyte za środki z budżetu miasta i unijne dotacje z programu ekologicznego GREENSHOES 2021.

Wiceprezydent Marek Gryglewski miał obiecane służbowe Porsche Cayenne (w kolorze czarnym), ale temu zakupowi sprzeciwiło się kilkoro radnych.

- Jako działacz lewicy, prezydent Gryglewski nie powinien obwozić się w luksusie  – uważa Krzysztof Rąkowski, przewodniczący Rady Miejskiej. – Zresztą, podobnie jak ja, Gryglewski nie ma oszałamiających sukcesów w odchudzaniu się, raczej więc wskazana byłaby deskorolka.

Stanęło na Skodzie Citigo. Gryglewski ponoć kręci nosem, ale coraz częściej spogląda na leżące już w szufladzie jego biurka kluczyki do służbowej „skodówki”. Cóż, lepszy rydz niż nic…

Z powodu cięć budżetowych służbowego roweru nie dostanie także w tym roku sekretarz miasta – Paweł Rózga.

- Szanuje oszczędnościową decyzję pana prezydenta, choć o rower z koszykiem na zakupy proszę od blisko czterech lat – mówi sekretarz. – No, trudno, autobusem MZK też można wygodnie dojechać do pracy.