Bo prawie każdy, wyjeżdżając w różne zakątki kraju lub świata, przywozi dla siebie bądź dla bliskich pamiątki. Nie każdy jednak wie, że kupując pamiątki oferowane na bazarach, w butikach i sklepikach w różnych częściach świata, może przyczynić się do wyginięcia rzadkich i chronionych gatunków zwierząt i roślin.
Czego zatem nie należy kupować i przewozić przez granicę? Lista jest dość długa. A na niej są między innymi: kawior, skóry lub wyroby ze skór dzikich kotów, niedźwiedzi, wilków, wypchane ptaki drapieżne, wyroby ze skór węży, krokodyli lub waranów, medykamenty i produkty lecznicze (maści, balsamy itp.), zawierające wyciągi z wewnętrznych organów niedźwiedzi, nalewki na kobrach lub innych wężach, a także koralowce, muszle morskich ślimaków.
Na wszystko muszą być papiery
Przywóz z krajów trzecich na teren UE, jak i wywóz z UE okazów roślin i zwierząt będących lub pochodzących z gatunków zagrożonych wyginięciem (wymienionych w postanowieniach Konwencji Waszyngtońskiej – CITES), możliwy jest na podstawie wydanych wcześniej odpowiednich zezwoleń i świadectw CITES.
Bez stosownych dokumentów łamiemy prawo. Konsekwencje tego mogą być bardzo dotkliwe, bo przewóz takich okazów kwalifikowany jest jako przestępstwo pospolite, za które grozi kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do 5 lat. Taką karę sąd może zamienić na grzywnę, na co pozwala Kodeks karny w przypadku przestępstw zagrożonych karą pozbawienia wolności do 8 lat.
- Tu postępowanie toczy się najczęściej pod nadzorem prokuratora, a akt oskarżenia trafia do sądu, który decyduje o wysokości i formie kary – mówi st.asp. Beata Bińczyk, oficer prasowy Izby Administracji Skarbowej z Łodzi. - Dlatego ostrzegamy i przestrzegamy turystów. W takich sytuacjach nie ma żadnego taryfikatora, zgodnie z którym sąd oferuje łagodniejsze wyroki z uwagi na konkretne gatunki czy okazy.
Nie ma tu również możliwości umorzenia tego postępowania na poziomie urzędowym czy łagodniejszego podejścia do sprawy z powodu jakichś okoliczności łagodzących, braku wiedzy czy wyjaśnień typu: „To tylko mały kawałek rafy koralowej, nie urwałem, znalazłem na plaży”.
Często podróżni widzą, że dany produkt, torebka czy buty wykonane są ze skóry aligatora czy węża, że biżuteria zrobiona jest z kości słoniowej, ale to kupują. Czasem świadomie ryzykują licząc, że się uda, albo nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. W końcu niczego nie ukradli, mają paragon czy dowód zakupu.
W kawałku czy w proszku?
Bywa jednak tak, że turyści nawet nie podejrzewają, co kupują. Polecane i zachwalane medykamenty medycyny chińskiej czy dalekowschodniej, maści i preparaty mogą zawierać części zwierząt i chronionych roślin. Sproszkowane kości czy wyciągi z tłuszczu to przepis nie na zdrowie, a spore kłopoty na granicy.
- Wśród zarekwirowanych rzeczy mamy buteleczki zawierające tłuszcz z pytona albo wyciąg z niedźwiedzia – opowiada st asp. Beata Bińczyk. - Mamy plastry, ponoć rozgrzewające, w składzie których są sproszkowane kości tygrysa. To też jest zabronione.
Nawet trywialna maść z pijawek nie przejdzie przez granicę.
- W pierwszej chwili ktoś może złapać się za głowę, lamentując, że to zwykła maść kupiona być może nawet w lokalnej aptece, bez zamiaru przemytu. Nawet nie była specjalnie schowana – opowiada oficer prasowa. - Po prostu ktoś komuś polecił. A na opakowaniu wszystko było po chińsku.
Należy mieć oczy szeroko otwarte. Nie tylko za wypchanego aligatora czy torebkę z głową węża można stanąć przed sądem. Zwróćmy uwagę na maści, a nawet znalezione pióra.
- Tłumaczenie typu, przecież podniosłem z ulicy, nie wyrwałem, nie zabiłem ptaka, nic nie pomoże - zapewnia st.asp. Bińczyk. - To samo może dotyczyć na przykład kolców jeżozwierza, które to zwierzę gubi. Naprawdę nie trzeba mieć wypchanego kajmana czy skorupy żółwia szylkretowego, żeby trafić przed oblicze sądu.
Warto też zwrócić uwagę na muszle. Bardzo dużo małży czy ślimaków jest pod ochroną.
- Dlatego, jak nie znamy gatunku, to po prostu nie zabierajmy ich ze sobą i nie wkładajmy do walizek – doradza oficer prasowa. - Warto też zawsze dowiedzieć się przed wyjazdem, jakie obowiązują przepisy na miejscu. Ponieważ w wielu krajach przepisy mogą być tak restrykcyjne, że zabranie jakiejkolwiek muszelki z plaży będzie wiązało się z bardzo wysoką karą pieniężną. Do takiej wyprawy trzeba się solidnie przygotować.
Wszystkie przepisy i zalecenia dotyczące pobytu w danym kraju znajdziemy na stronie internetowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
- W Łodzi przypadków przewożenia żywych zwierząt nie mieliśmy. U nas funkcjonuje tylko granica powietrzna na lotnisku Reymonta – opowiada oficer. - Takie sytuacje często zdarzają się na granicach lądowych. Ludzie przewożą zwierzęta w samochodach.
Na łódzkim Lublinku najczęściej nieświadomie „przemycane” były kawałki raf koralowych. Służby celne też biorą pod uwagę kraje, z jakich turyści wracają.
- Na łódzkim lotnisku takim kierunkiem, na którym funkcjonariusze są bardziej wyczuleni na ewentualne egzotyczne pamiątki, jest Turcja – opowiada rzeczniczka.
Niewiedza to nie jest okoliczność łagodząca
A tłumaczeniom, usprawiedliwieniom i prośbom, żeby przymknąć oko na te zabrane przez przypadek drobiazgi końca nie ma.
- Bo nie zdawaliśmy sobie sprawy że to będzie kłopot, przecież to tylko kawałeczek rafy, mała muszelka, piórko – opowiada st. asp. Bińczyk. - Dziecko zabrało z plaży, jak mieliśmy mu odebrać?
Również spis gatunków chronionych i zagrożonych wyginięciem jest dostępny na urzędowych stronach, jednak ich nazwy zaserwowane są czytelnikowi po łacinie. Trzeba być odrobinkę bardziej dociekliwym, żeby się w tym połapać.
- Dlatego rekomendujemy, żeby żadnej takiej pamiątki nie przywozić. Niewiedza nie jest tutaj okolicznością łagodzącą – wyjaśnia st.asp. Bińczyk - My robimy swoje i musimy zebrać dokumentację, dowody, a interpretacja i wyjaśnienia ich to sprawa sądu. To nie jest po naszej stronie. My stoimy na straży prawa, jeżeli jest ono łamane, zbieramy dowody, wszczynamy postępowanie i przekazujemy do innego organu.
W przypadku okazów CITES sprawy nie da się zamieść pod dywan, nawet zakończenie jej mandatem wystawionym podróżnemu i zapomnienie o sprawie nie jest możliwym rozwiązaniem.
Dlatego informacja to podstawa.
- Robimy wszystko, co możemy w tym zakresie, żeby pokazywać nasze zbiory fantów zatrzymanych na granicach i uświadamiać potencjalnych podróżnych – mówi rzeczniczka. - Jesteśmy na piknikach, różnego rodzaju pokazach w szkołach i przedszkolach.
Walizki „pod obstrzałem”
Bagaże przechodzą przez różnego rodzaju kontrole. Nie tylko są prześwietlane. Kierowane bywają na szczegółowy „przegląd”. Wtedy podróżny jest proszony przez funkcjonariuszy służby celno–skarbowej, najczęściej przy przylocie, żeby otworzył i pokazał, co przewozi w walizce, torbie czy plecaku.
- Kontrola wykonana przez urządzenia elektryczne nie zawsze kończy sprawę – zapewnia oficer prasowa. - Typowanie konkretnego bagażu do dalszej kontroli może być różne. Czasem brany jest pod uwagę kierunek, z którego przyleciał bagaż, może to być kontrola wyrywkowa czy taka narzucona przez system.
W pracy funkcjonariuszom pomagają też zwierzęta – służbowe psy. Te pracujące na Lublinku szkolone są do wykrywania narkotyków, substancji odurzających, wyrobów tytoniowych i waluty. Uważać trzeba na wszystko. Jeżeli przewozimy obcą walutę, powinniśmy zapoznać się z przepisami, do jakiej kwoty możemy ją legalnie przewieźć. To samo dotyczy prezentów dla najbliższych czy wartościowych rzeczy elektronicznych.
- Tutaj wszędzie są limity - opowiada. - Zależą one od rodzaju transportu czy kraju.
Jak nie zostać przemytnikiem...
Niewinna pamiątka z wakacji, muszelka, kolorowe piórko czy saszetka z maścią rozgrzewającą mogą przysporzyć nam sporych kłopotów. Przewożąc takie rzeczy przez granicę, często narażamy się na odpowiedzialność karną. W najlepszym wypadku grozi nam grzywna. A wszystko za sprawą niewiedzy.
Bo prawie każdy, wyjeżdżając w różne zakątki kraju lub świata, przywozi dla siebie bądź dla bliskich pamiątki. Nie każdy jednak wie, że kupując pamiątki oferowane na bazarach, w butikach i sklepikach w różnych częściach świata, może przyczynić się do wyginięcia rzadkich i chronionych gatunków zwierząt i roślin.
Czego zatem nie należy kupować i przewozić przez granicę? Lista jest dość długa. A na niej są między innymi: kawior, skóry lub wyroby ze skór dzikich kotów, niedźwiedzi, wilków, wypchane ptaki drapieżne, wyroby ze skór węży, krokodyli lub waranów, medykamenty i produkty lecznicze (maści, balsamy itp.), zawierające wyciągi z wewnętrznych organów niedźwiedzi, nalewki na kobrach lub innych wężach, a także koralowce, muszle morskich ślimaków.
Na wszystko muszą być papiery
Przywóz z krajów trzecich na teren UE, jak i wywóz z UE okazów roślin i zwierząt będących lub pochodzących z gatunków zagrożonych wyginięciem (wymienionych w postanowieniach Konwencji Waszyngtońskiej – CITES), możliwy jest na podstawie wydanych wcześniej odpowiednich zezwoleń i świadectw CITES.
Bez stosownych dokumentów łamiemy prawo. Konsekwencje tego mogą być bardzo dotkliwe, bo przewóz takich okazów kwalifikowany jest jako przestępstwo pospolite, za które grozi kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do 5 lat. Taką karę sąd może zamienić na grzywnę, na co pozwala Kodeks karny w przypadku przestępstw zagrożonych karą pozbawienia wolności do 8 lat.
- Tu postępowanie toczy się najczęściej pod nadzorem prokuratora, a akt oskarżenia trafia do sądu, który decyduje o wysokości i formie kary – mówi st.asp. Beata Bińczyk, oficer prasowy Izby Administracji Skarbowej z Łodzi. - Dlatego ostrzegamy i przestrzegamy turystów. W takich sytuacjach nie ma żadnego taryfikatora, zgodnie z którym sąd oferuje łagodniejsze wyroki z uwagi na konkretne gatunki czy okazy.
Nie ma tu również możliwości umorzenia tego postępowania na poziomie urzędowym czy łagodniejszego podejścia do sprawy z powodu jakichś okoliczności łagodzących, braku wiedzy czy wyjaśnień typu: „To tylko mały kawałek rafy koralowej, nie urwałem, znalazłem na plaży”.
Często podróżni widzą, że dany produkt, torebka czy buty wykonane są ze skóry aligatora czy węża, że biżuteria zrobiona jest z kości słoniowej, ale to kupują. Czasem świadomie ryzykują licząc, że się uda, albo nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. W końcu niczego nie ukradli, mają paragon czy dowód zakupu.
W kawałku czy w proszku?
Bywa jednak tak, że turyści nawet nie podejrzewają, co kupują. Polecane i zachwalane medykamenty medycyny chińskiej czy dalekowschodniej, maści i preparaty mogą zawierać części zwierząt i chronionych roślin. Sproszkowane kości czy wyciągi z tłuszczu to przepis nie na zdrowie, a spore kłopoty na granicy.
- Wśród zarekwirowanych rzeczy mamy buteleczki zawierające tłuszcz z pytona albo wyciąg z niedźwiedzia – opowiada st asp. Beata Bińczyk. - Mamy plastry, ponoć rozgrzewające, w składzie których są sproszkowane kości tygrysa. To też jest zabronione.
Nawet trywialna maść z pijawek nie przejdzie przez granicę.
- W pierwszej chwili ktoś może złapać się za głowę, lamentując, że to zwykła maść kupiona być może nawet w lokalnej aptece, bez zamiaru przemytu. Nawet nie była specjalnie schowana – opowiada oficer prasowa. - Po prostu ktoś komuś polecił. A na opakowaniu wszystko było po chińsku.
Należy mieć oczy szeroko otwarte. Nie tylko za wypchanego aligatora czy torebkę z głową węża można stanąć przed sądem. Zwróćmy uwagę na maści, a nawet znalezione pióra.
- Tłumaczenie typu, przecież podniosłem z ulicy, nie wyrwałem, nie zabiłem ptaka, nic nie pomoże - zapewnia st.asp. Bińczyk. - To samo może dotyczyć na przykład kolców jeżozwierza, które to zwierzę gubi. Naprawdę nie trzeba mieć wypchanego kajmana czy skorupy żółwia szylkretowego, żeby trafić przed oblicze sądu.
Warto też zwrócić uwagę na muszle. Bardzo dużo małży czy ślimaków jest pod ochroną.
- Dlatego, jak nie znamy gatunku, to po prostu nie zabierajmy ich ze sobą i nie wkładajmy do walizek – doradza oficer prasowa. - Warto też zawsze dowiedzieć się przed wyjazdem, jakie obowiązują przepisy na miejscu. Ponieważ w wielu krajach przepisy mogą być tak restrykcyjne, że zabranie jakiejkolwiek muszelki z plaży będzie wiązało się z bardzo wysoką karą pieniężną. Do takiej wyprawy trzeba się solidnie przygotować.
Wszystkie przepisy i zalecenia dotyczące pobytu w danym kraju znajdziemy na stronie internetowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
- W Łodzi przypadków przewożenia żywych zwierząt nie mieliśmy. U nas funkcjonuje tylko granica powietrzna na lotnisku Reymonta – opowiada oficer. - Takie sytuacje często zdarzają się na granicach lądowych. Ludzie przewożą zwierzęta w samochodach.
Na łódzkim Lublinku najczęściej nieświadomie „przemycane” były kawałki raf koralowych. Służby celne też biorą pod uwagę kraje, z jakich turyści wracają.
- Na łódzkim lotnisku takim kierunkiem, na którym funkcjonariusze są bardziej wyczuleni na ewentualne egzotyczne pamiątki, jest Turcja – opowiada rzeczniczka.
Niewiedza to nie jest okoliczność łagodząca
A tłumaczeniom, usprawiedliwieniom i prośbom, żeby przymknąć oko na te zabrane przez przypadek drobiazgi końca nie ma.
- Bo nie zdawaliśmy sobie sprawy że to będzie kłopot, przecież to tylko kawałeczek rafy, mała muszelka, piórko – opowiada st. asp. Bińczyk. - Dziecko zabrało z plaży, jak mieliśmy mu odebrać?
Również spis gatunków chronionych i zagrożonych wyginięciem jest dostępny na urzędowych stronach, jednak ich nazwy zaserwowane są czytelnikowi po łacinie. Trzeba być odrobinkę bardziej dociekliwym, żeby się w tym połapać.
- Dlatego rekomendujemy, żeby żadnej takiej pamiątki nie przywozić. Niewiedza nie jest tutaj okolicznością łagodzącą – wyjaśnia st.asp. Bińczyk - My robimy swoje i musimy zebrać dokumentację, dowody, a interpretacja i wyjaśnienia ich to sprawa sądu. To nie jest po naszej stronie. My stoimy na straży prawa, jeżeli jest ono łamane, zbieramy dowody, wszczynamy postępowanie i przekazujemy do innego organu.
W przypadku okazów CITES sprawy nie da się zamieść pod dywan, nawet zakończenie jej mandatem wystawionym podróżnemu i zapomnienie o sprawie nie jest możliwym rozwiązaniem.
Dlatego informacja to podstawa.
- Robimy wszystko, co możemy w tym zakresie, żeby pokazywać nasze zbiory fantów zatrzymanych na granicach i uświadamiać potencjalnych podróżnych – mówi rzeczniczka. - Jesteśmy na piknikach, różnego rodzaju pokazach w szkołach i przedszkolach.
Walizki „pod obstrzałem”
Bagaże przechodzą przez różnego rodzaju kontrole. Nie tylko są prześwietlane. Kierowane bywają na szczegółowy „przegląd”. Wtedy podróżny jest proszony przez funkcjonariuszy służby celno–skarbowej, najczęściej przy przylocie, żeby otworzył i pokazał, co przewozi w walizce, torbie czy plecaku.
- Kontrola wykonana przez urządzenia elektryczne nie zawsze kończy sprawę – zapewnia oficer prasowa. - Typowanie konkretnego bagażu do dalszej kontroli może być różne. Czasem brany jest pod uwagę kierunek, z którego przyleciał bagaż, może to być kontrola wyrywkowa czy taka narzucona przez system.
W pracy funkcjonariuszom pomagają też zwierzęta – służbowe psy. Te pracujące na Lublinku szkolone są do wykrywania narkotyków, substancji odurzających, wyrobów tytoniowych i waluty. Uważać trzeba na wszystko. Jeżeli przewozimy obcą walutę, powinniśmy zapoznać się z przepisami, do jakiej kwoty możemy ją legalnie przewieźć. To samo dotyczy prezentów dla najbliższych czy wartościowych rzeczy elektronicznych.
- Tutaj wszędzie są limity - opowiada. - Zależą one od rodzaju transportu czy kraju.
Komentarze do artykułu: Jak nie zostać przemytnikiem
Nasi internauci napisali 1 komentarzy
komentarz dodano: 2024-08-27 13:24:34