Przemku, Pabianice można kochać, a zarazem nienawidzić. Co sprawiło, że jego historia tak mocno cię wciągnęła?

- Chcąc poznać losy moich przodków, postanowiłem stworzyć kronikę rodzinną. Szedłem tak „po nitce”, aż dotarłem do mojego pradziadka. Zesłano go na roboty przymusowe do Rzeszy, a że było dużo niewiadomych, zacząłem drążyć dalej. Trudno było cokolwiek ustalić, chociażby dlatego, że Niemcy robili w tamtych czasach pomyłki w nazwiskach. Im bardziej wnikałem, tym bardziej historia, również samego miasta, stawała mi się bliższa.

Klub założyłeś z Tomaszem Holakiem, który podobnie jak Ty ma historycznego bzika na punkcie Pabianic.

- Zacząłem pojawiać się na różnych wydarzeniach związanych z historią miasta. Poznaliśmy się na akcji „Żółty żonkil”, której był współorganizatorem. Złapaliśmy dobry kontakt. Od tamtej pory wymienialiśmy się wiedzą i razem chodziliśmy w różne, historyczne zakamarki miasta. W końcu podjęliśmy decyzję, że chcemy dzielić się swoją pasją z innymi, pro pabianickimi mieszkańcami.

Poszliście o krok dalej, by nie działać jako samozwańczy klub.

- Stworzyliśmy nazwę, logo oraz konspekt. Zgłosiliśmy się do dyrektorki MOK-u, pani Marii Wrzos-Meus z prośbą o wsparcie, bo byliśmy „zwykłymi Kowalskimi”. Pani Maria przyjęła nasz pomysł z entuzjazmem. Udostępniła nam lokal przy ul. Traugutta i tam działamy pod egidą Ośrodka. Dzięki temu pootwierały się przed nami różne drzwi. Przykładowo, mieliśmy okazję kilkukrotnie współpracować z działem promocji Urzędu Miejskiego.

I tak minęły dwa lata.

- Tak, dokładnie 10 listopada 2021 roku spotkaliśmy się, po raz pierwszy, inicjując powstanie klubu. Zaprosiliśmy ludzi, którzy, podobnie jak my, patrzyli na Pabianice z ciekawością i sercem. Nie musieli mieć wszechstronnej wiedzy na temat historii miasta, a chęć jej poznawania. Widzieli w nim to COŚ. W naszych szeregach jest dziś około 15 osób w różnym wieku. W klubie panuje rodzinna atmosfera, wspieramy się, stworzyły się nawet przyjaźnie pozaklubowe. Traktuję to jako mały, prospołeczny sukces (uśmiech). Satysfakcjonujące jest też to, że inni połknęli historycznego bakcyla.

W Pabianicach działają również inne grupy „na tropie” lokalnej historii. Nie łatwiej było połączyć z nimi siły?

- Poszliśmy na „swoje”, bo mieliśmy własną wizję i widzieliśmy przestrzeń do naszych, nieco odmiennych działań. Szanujemy się i uzupełniamy, pokazując piękno lokalnej ojczyzny.

Z jakich źródeł czerpiecie wiedzę o Pabianicach?

- Zazwyczaj się zaczyna od książek. Jeszcze trzy lata temu miałem zaledwie trzy publikacje o naszym mieście - dziś kilkadziesiąt. Ogólnie jest ich mnóstwo, sam się tego nie spodziewałem. Oczywiście są to wydania z różnych okresów. Starsze, zwłaszcza te wydane w czasach PRL-u często zakłamują rzeczywistość przez swoją „poprawność polityczną” panującą w okresie, gdy powstawały. Naszym źródłem wiedzy są też ludzie, do których staramy się docierać i zapraszać na spotkania. Autorzy książek czy historycy. Zdarzyło się nam nawet zaprosić członków rodziny podpułkownika Henryka Świetlickiego, prawnuka i jego wuja.

Jakie wrażenia zostały po tym spotkaniu?

- Niesamowite. Usłyszeliśmy m.in. wspomnienia z domu rodzinnego podpułkownika. Czegoś takiego nie da się przeczytać w książkach. Poza tym zobaczyć na własne oczy i dotknąć pamiątek po nim, medali, odznaczeń... W najbliższym czasie mamy zaplanowane również spotkanie z państwem Bielskimi, czyli potomkami założycieli pierwszego w województwie łódzkim zakładu fotograficznego. W Pabianicach mieścił się on przy niegdyś przy ul. Zamkowej 1. Kolejne pokolenia prowadzą zakład w Łodzi.

Śledząc Wasze media społecznościowe można zauważyć, że sporo zwiedzacie lokalnie. Pabianickie zabytki to nie tylko kościół św. Mateusza czy Dwór Kapituły Krakowskiej.

- Odkrywamy to, co często jest niewidoczne na pierwszy rzut oka. W Pabianicach mamy wiele zabytkowych i ciekawych budynków. Jednym z nich jest chociażby dzisiejszy Zespół Szkół nr 1, czyli „Mechanik”, który ma nawet swoją izbę pamięci - mnóstwo zdjęć, sztandarów, księgi, stare kroniki... No! Tam wejść... Dyrektor Paweł Szałecki bardzo dba o dziedzictwo szkoły. Frajdą i dużym przeżyciem było dla nas również zwiedzanie murów II LO, które zresztą ma wiele świetnych publikacji na swój temat.

Manią klubowiczów jest zaglądanie w każdy zakamarek i niekoniecznie musi to być budynek.

- Zgadza się. Naszą uwagę przykuwają nawet stare, drobne detale, emaliowana tabliczka z nazwą ulicy, dziura we framudze, która jest pozostałością po mezuzie czy napis na zardzewiałej rynnie, który próbujemy rozszyfrować.

Nasze miasto postrzegane jest jako „sypialnia Łodzi”. Mało kto zagłębia się w lokalną historię. Mieszkańcy wiedzą, że było tu getto, a miastem „rządzili” fabrykanci. Tymczasem...

- Wystarczy spojrzeć na to, jak wyglądała kiedyś Łódź w kontekście naszego miasta. Nawet nie ma co porównywać. Pabianice były w średniowieczu chropami, które dzięki Kapitule Krakowskiej przeszły niesamowity rozkwit. Fajnie by było, gdyby wszyscy współcześni mieszkańcy o tym wiedzieli. Może trochę życzeniowo, ale mam wrażenie, że to zaczyna się zmieniać. Coraz więcej pabianiczan chce zgłębiać się w swoją historię. Dowodem jest to, że klub powstał, rozwija się i ma spore grono kibiców. Podobnie jak pozostałe towarzystwa. Coraz więcej osób podkreśla swoją lokalną przynależność. Pokazuje to też coroczny Bieg i Marsz Niepodległości, w którym można aktywnie poznać historię miasta. Świetna inicjatywa.

Nie jesteście grupą całkowicie zamkniętą. Pabianiczanie mieli okazję uczestniczyć w większych wydarzeniach współorganizowanych przez was.

- Jednym z większych wydarzeń, jakie mieliśmy przyjemność współorganizować, były obchody 80. rocznicy likwidacji getta. Były też ferie w MOK-u, w ramach których zabraliśmy dzieciaki na spacer dawną ulicą Długą, dziś Pułaskiego i Kościuszki. W listopadzie, wraz z działem promocji Urzędu Miejskiego poprowadziliśmy po cmentarzu spacer śladem pamięci wybitnych pabianiczan. Swoją pasją dzielimy się też z mieszkańcami podczas imprez plenerowych, na przykład Dni Pabianic.

Podróż Przez Pabianice podąża śladami pabianiczan nawet poza granice miasta.

- Staramy się, ale nie na siłę, znaleźć wspólne mianowniki ościennie. Nawiązaliśmy kontakt z pasjonatami historii Enderów z Moszczenicy. Znajdowały się tam kiedyś zakłady przygotowujące surówkę materiałów, które później trafiały na ostateczną obróbkę do Pabianic. W Moszczenicy znajdował się piękny dworek pośrodku parku. Niestety, można go podziwiać jedynie na zdjęciach, bo pozostały tylko ruiny. Prelekcję zorganizowało dla nas również łódzkie Muzeum Farmacji. Mają bardzo dużą wiedzę i znaczną ilość pamiątek po pabianickich zakładach przemysłu chemicznego.

Co trzeba zrobić, żeby dołączyć do Podróży Przez Pabianice?

- Formalnie niewiele. Trzeba skontaktować się ze mną poprzez profil klubowy na facebooku. Przyjęliśmy taką zasadę, że najpierw zapraszamy osoby zainteresowanie na nasze spotkanie, żeby zobaczyły, czym się zajmujemy. Sprawdzamy, czy nadają z grupą na tych samych falach. Jeśli tak, kolejnym krokiem jest już tylko wypełnienie deklaracji o członkostwo oraz uiszczanie comiesięcznej, niedużej składki, która jest przeznaczana na klubowe potrzeby.

Dewizą Waszego klubu jest pokazanie, że warto znać miejsce, w którym się żyje. Każdego da się przekonać, że Pabianice są piękne na swój sposób?

- Ci, co widzą w nich same negatywy, zawsze będą je widzieć. Ich sprawa, mają do tego prawo. Na szczęście są tacy, którzy potrafią spojrzeć na to miasto z innej perspektywy, uszanować i docenić. To właśnie jest motorem napędowym Podróży Przez Pabianice.

Dziękujemy za rozmowę.