Atak trwał niespełna minutę.

W czwartek po południu w szkolnej świetlicy obradowała rada pedagogiczna, mniej więcej trzydzieścioro nauczycieli. Było upalnie, duszno. Nagle do sali wtargnęli potężnie zbudowani mężczyźni z pistoletami maszynowymi. Na głowach mieli kominiarki, na szyjach palestyńskie chusty - tak zwane arafatki. Nosili kuloodporne kamizelki i mundury moro. Wyglądali jak zbiorowi mordercy na usługach Al Kaidy lub państwa islamskiego.

Napastnicy strzelali. Huk był potężny, w całej szkole aż dudniło. Jeden z terrorystów wrzasnął: „Padnij! Załóż ręce na szyję! Wchodź pod stół. Drugi krzyczał: „Wszyscy pod stoły! Ręce na szyję!".

- Widziałam dwóch z nich. Słyszałam tylko ich krzyk — opowiada jedna z nauczycielek. - Robiłam, co kazali. Leżałam na podłodze i trzęsłam się ze strachu. Nie wiem dlaczego, ale byłam pewna, że mnie pierwszą zastrzelą. Nie myślałam o rodzinie, dzieciach, strasznie bałam się o życie.

Sparaliżowani strachem nauczyciele leżeli pod stolikami. A terroryści wrzeszczeli: „Odłożyć telefony!". Nikt nawet nie drgnął. Nauczyciele trzęśli się ze strachu.

Kilka nauczycielek szlochało. Jedna zasłabła. Potrzebna była pomoc medyczna. Szkolna pielęgniarka zjawiła się szybko, a terroryści pozwolili jej wejść do sali. Aż dziw bierze, że nikt z nauczycieli nie doznał zawału serca. Dopiero wtedy okazało się, że to... szkolenie. Kto wpadł na pomysł „szkolenia”, które mogło się zakończyć tragicznie?!

Ekstremalne „szkolenie” przeprowadziła zbrojna grupa z Fundacji Funkcjonariuszy Policyjnych Pododdziałów Antyterrorystycznych – SPAP, zarejestrowanej w Pabianicach przy ulicy Kamiennej. Jak ustaliło Życie Pabianic, zamówiła je dyrektorka Zespołu Szkół nr 3, Agnieszka Kulpińska-Górska. To ona wpuściła „terrorystów” do świetlicy, gdzie siedzieli nauczyciele.

  - Ćwiczenia zorganizowałam w godzinach pracy naszej szkoły – tłumaczy się Kulpińska-Górska.

Przed ekstremalnym szkoleniem dyrektorka nie sprowadziła do szkoły lekarza albo ratownika medycznego – na wypadek zasłabnięcia czy ataku serca któregoś z wystraszonych nauczycieli. Brak wyobraźni? Jej zdaniem przyczyną zasłabnięcia jednej z nauczycielek była… duchota.

- Albo emocje związane z tym wydarzeniem – dodała Kulpińska-Górska.

Dyrektorka utrzymuje, że tuż przed atakiem terrorystów na  szkołę odprawiła do domów część rady pedagogicznej. Zostawiła tylko nauczycieli zdrowych.

- A niby skąd wiedziała, kto jest zdrowy, kto na co choruje i która nauczycielka jest albo nie jest w ciąży? - dziwi się doświadczony lekarz pogotowia. - Przecież to absurd!  Ta pani nawet nie ma świadomości, jaką krzywdę mogła wyrządzić pracownikom szkoły. Przecież w takim stresie ciężarna nauczycielka mogła poronić, a osoby mające kłopoty z krążeniem mogły przypłacić to życiem...

- Ja jestem zdrowa, a po ataku trzęsłam się jak osika. Przez kilka godzin nie mogłam dojść do siebie - zwierzyła się Życiu Pabianic nauczycielka z ZS 3. - Do dziś przechodzą po mnie ciarki, gdy pomyślę, co wtedy przeżyłam. Po co mi to było?!

O pozorowanym ataku terrorystów na szkołę dyrektor Kulpińska-Górska nie poinformowała zwierzchników, czyli Starostwa Powiatowego w Pabianicach.

- A dlaczego miałabym to robić? - dziwi się dyrektorka. - Szkolenie zamówiłam na polecenie łódzkiego kuratorium oświaty. Dwa tygodnie temu miałam w szkole kontrolę i dostałam zalecenie, by przeprowadzić szkolenia. Więc zrobiłam to.

- Nie byliśmy poinformowani przez dyrekcję szkoły o zamiarze takiego szkolenia - twierdzi Joanna Kupś, rzeczniczka Starostwa.

Starostwo podaje, że „szkolenie rady pedagogicznej (...) było odpowiedzią na niepokojące statystyki policji dotyczące przestępczości oraz aktów przemocy wśród nieletnich w placówkach oświatowych. I opiera się na tłumaczeniach dyrektorki ZS nr 3, że „scenariusz szkolenia nie zakładał, aby było ono niebezpieczne bądź mogło zagrażać w jakikolwiek sposób nauczycielom”.

O pozorowanym ataku na szkołę nie raczyła uprzedzić ani fundacja antyterrorystów, ani dyrektorka Agnieszka Kulpińska-Górska. Co gorsze, nie powiadomiono pabianickiej policji, że w budynku przy Gdańskiej pojawią się uzbrojeni ludzie w kominiarkach. Gdy w sali obrad rady pedagogicznej padły strzały, usłyszał je pracownik ZS 3, krzątający się w sąsiednim budynku. Zareagował przytomnie, od razu dzwoniąc do komendy policji. Dyżurny komendy też zachował się profesjonalnie, niezwłocznie posyłając patrol na ulicę Gdańską.

- Pabianicka policja nie była wcześniej poinformowana zarówno przez dyrekcję szkoły, jak i prezesa fundacji o mającym się odbyć w tym dniu szkoleniu - potwierdza nadkomisarz Joanna Szczęsna z pabianickiej policji. - 13 czerwca o godzinie 14.00 dyżurny komendy otrzymał zgłoszenie od osoby prowadzącej remont w sąsiednim budynku, że w szkole słychać strzały i krzyki. Na miejsce natychmiast został skierowany patrol policji. Funkcjonariusze w rozmowie z dyrekcją ustalili, że w szkole odbywają się zajęcia szkoleniowe prowadzone przez Fundację Byłych Funkcjonariuszy Policyjnych Pododdziałów Antyterrorystycznych SPAP.

- Informowaliśmy policję przed poprzednimi szkoleniami - mówi Tomasz Łuczak, szef Fundacji. - Pani w dyżurce zapisywała ten fakt i tyle. Teraz będziemy policję informować na piśmie i to trzy dni wcześniej.

Przyjazd do szkoły niczego nieświadomych policjantów z patrolu mógł się skończyć strzelaniną i ofiarami. Wszak interweniujący policjanci ujrzeliby przed sobą regularnych terrorystów... A broni przecież nie noszą od parady.

Fundację Byłych Funkcjonariuszy Policyjnych Pododdziałów Antyterrorystycznych — SPAP zarejestrowano w 2017 roku. Co robi ta fundacja? Emerytowani gliniarze zakładają kominiarki, noszą pistolety hukowe i robią „wystrzałowe" szkolenia pod nazwą... „Bezpieczna Szkoła”. „Organizowane przez nas szkolenia nastawione są na rozwój praktycznych możliwości z zakresu jednostkowego i zespołowego radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, jakie potencjalnie mogą wystąpić w szkołach" - byli policjanci piszą na swej stronie internetowej.

Mrożące krew w żyłach„szkolenie” byli antyterroryści przeprowadzili na zlecenie dyrekcji szkoły przy ulicy Gdańskiej. Nie wzięli za to grosza. Czy nie obawiali się, że ktoś z nauczycieli zasłabnie, dostanie zawału serca albo rozstroju nerwowego?

– Nigdy dotąd nie mieliśmy takich zdarzeń. Jesteśmy przeszkoleni w zakresie udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej – twierdzi prezes Łuczak. – Zresztą pani dyrektor szkoły wiedziała, jak będzie wyglądać nasze wtargnięcie do sali.

Większość nauczycieli szkoły z ulicy Gdańskiej czwartkowy napad potraktowała serio. Po takich przejściach trudno było im wysłuchać wykładu i obejrzeć film pod tytułem „Atak terrorystyczny na szkołę". Wystraszeni nauczyciele nie zapomną tego do końca życia.

Czy po tak ekstremalnych ćwiczeniach nie sparaliżuje ich strach na widok terrorystów? To wątpliwe.

(więcej – w papierowym „Życiu Pabianic”) 

Wydanie PDF kupisz TUTAJ

***********************

To jest niedopuszczalne!

Mówi Waldemar Flajszer - dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 (największej w Pabianicach):

            - Mogło się to zakończyć tragicznie dla osób o słabych nerwach lub chorujących na serce. Pozorowany atak terrorystów na szkołę, strzały z pistoletów maszynowych, okrzyki: „Padnij! Ręce na szyję!”, uważam za postępowanie niebezpieczne. Nigdy bym czegoś takiego nie zafundował swoim nauczycielom. Owszem, można przeprowadzić wykład dla nauczycieli o procedurach zachowań w sytuacjach skrajnie niebezpiecznych, ale nie napadać na nich. Brałem kiedyś udział w szkoleniu z procedur bezpieczeństwa w szkole. Był wykład, a potem uprzedzono nas, że będą głośne ćwiczenia. Osoby o słabszej kondycji poproszono, by wyszły i nie brały w tym udziału. Ja zostałem. Gdy nagle pojawili się uzbrojeni ludzie, byłem przerażony.

****************************

W „jedynce” zrobili to po ludzku

Szkolenie antyterrorystyczne dla nauczycieli przeprowadzono także w Szkole Podstawowej nr 1. Wyglądało to jednak zupełnie inaczej – bo rozumnie.

            Zanim na nauczycieli napadli uzbrojeni terroryści w kominiarkach, nauczyciele spotkali się z panami w kominiarkach, poznali się i rozmawiali. Antyterroryści opowiadali o tym, jak się zachować w razie ataku na szkołę. Jak reagować, nie wpaść w panikę, kiedy uciekać, a kiedy nie, czy jak barykadować drzwi. Pokazali film, podczas którego tłumaczyli zachowania aktorów. Szkolenie przeprowadzono podczas rady pedagogicznej dla ponad 30 osób. Po pogadance byli policjanci spytali nauczycieli, czy chcieliby wziąć udział w części praktycznej, czyli na własnej skórze doświadczyć symulowanego napadu na szkołę.

            - Wszyscy, którzy mieli kłopoty zdrowotne lub tego dnia źle się czuli, opuścili salę i nie wzięli udziału w tej części zajęć – mówi Anna Leśniak, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1. – Ci zaś, którzy zostali, nie żałowali, bo uczestniczyli w czymś, co do tej pory znali jedynie z filmów.

            Podobne szkolenia zorganizowano później dla uczniów klas siódmych w „jedynce”. Były mniej drastyczne. Polegały głównie na rozmowach ze specjalistami i oglądaniu filmu. Antyterroryści pokazali uczniom, jak skutecznie zabarykadować drzwi, by szaleńcy nie dostali się do klasy.

************************

 „Moim zdaniem” - komentarz:

Walnijcie się w głowy!

            Skoro dyrektor szkoły godzi się na dzikie wybryki uzbrojonych facetów w kominiarkach, straszących nauczycieli, to może niech najpierw przećwiczy to na swej rodzinie. Niech „zamówi” do domu terrorystów, którzy o szóstej rano rozwalą mu drzwi dynamitem, ostrzelają sufity, wyciągną z łóżek męża i dzieci, a babci każą wejść pod stół, trzymając ręce na szyi. Jeśli zabawa będzie przednia, to śmiało można to samo zafundować nauczycielom i uczniom w szkole.

Wynajęci faceci w kominiarkach (czytaj członkowie fundacji b. funkcjonariuszy) z pewnością będą zadowoleni i nie wezmą ani grosza, bo wygląda na to, że na wczesnych policyjnych emeryturach nie mają niczego lepszego do roboty.

Adam Dobrzyński