Urodził się w 1978 roku. Waży prawie 120 kilogramów. Już w dzieciństwie miał trudny charakter, zadzierał w kolegami. Ojciec prowadził sklepik z warzywami, matka opiekowała się synami. Damian szybko poznał ciężką rękę ojca -  byłego ciężarowca. Sąsiedzi rodziny C. wspominają, że ojciec Damiana był wybuchowy, nie znosił sprzeciwu. Syn ma wiele cech taty.
Damian trenował zapasy. W tym sporcie mógł się wyżyć, wyładować agresję. Miał sukcesy na zawodach, nawet międzynarodowe, zdobywał medale. W szkole szło mu znacznie gorzej. Dość szybko przeniesiono go z liceum zawodowego do zawodówki. Tam powtarzał klasę. W 1998 roku wyleciał ze szkoły.  - Pamiętam go jako agresywnego, zamkniętego w sobie chłopaka - opowiada Karol Buda, szkolny wychowawca Damiana. - Próbowaliśmy rozmawiać z ojcem, ale bez powodzenia.
Od tej pory Damian szwędał się po Sieradzu, popijał z kumplami, wdawał się w bijatyki.
Za namową matki poszedł do liceum zawodowego dla dorosłych. Potem zabrali go do wojska. Tam nauczył się strzelać. W cywilu szukał byle jakiego zajęcia. Dostał pracę w więzieniu – jako strażnik. Aby awansować, musiał jednak skończyć liceum wieczorowe. Zrobił to ze sporym trudem.
9 lat temu Damian C. poznał Elżbietę. Szybko wzięli ślub, choć nie mieli nawet 20 lat. Wkrótce na świat przyszedł pierwszy syn, cztery lata później – drugi.
Nie byli zgodnym małżeństwem. Damian zarabiał mało – 1.200 zł brutto. A jadł za trzech. Dom utrzymywała Elżbieta. W sklepie meblowym, gdzie pracuje, zarabia się nieźle. Elżbieta kazała mężowi zmienić pracę. Damian szukał lepiej płatnej pracy, ale nie znalazł. Koledzy mówią, że bardzo go to „dołowało”.
W domu wybuchały awantury. I rękoczyny. Już w zeszłym roku polała się krew. Kilka dni przed tragedią Damian C. przyszedł do lekarza z poobijaną twarzą. Dostał skierowanie do szpitala – na chirurgię szczękową. Rodzice Elżbiety twierdzą, że córka tylko się broniła. Zdzieliła agresywnego męża tym, co miała pod ręką. Teściowie dwukrotnie wzywali policję.
Elżbieta postanowiła rozstać się z Damianem. Powiedziała mu, że chce rozwodu. Damian był wściekły. Kipiał. Zniszczył jej samochód. Niedługo potem wrócił na więzienną wartownię. Naczelnikowi więzienia nie powiedział, jak poważne ma problemy. Dlatego dostał karabinek automatyczny i dwa magazynki amunicji...
Gdy sprowadzali go z wieżyczki, wyglądał jak narkoman – patrzył przed siebie pustym wzrokiem. Chyba nie dotarło do niego, że przed chwilą zastrzelił trzy osoby, czwartą ciężko ranił. Na przesłuchaniu w prokuraturze siedział skulony. Mówił do siebie. Na pytania prokuratora odpowiadał pod nosem. Nie umiał wyjaśnić, dlaczego to zrobił.