ad

Z Pabianic do Łodzi jeździmy inną („zastępczą”) trasą. Powód? Przebudowa torowiska tramwajowego. Nie jest łatwo wyjechać z ulic Partyzanckiej i Warszawskiej na Łódzką w Ksawerowie. Na skrzyżowaniu z Cegielnianą tworzą się korki. Niełatwo mają zwłaszcza kierowcy ciężarówek i autobusów, którzy na dość wąskiej jezdni muszą się nieźle nagimnastykować, by skręcić. Prócz tego droga jest dziurawa, w asfalcie są uskoki, większe auta niemal ocierają się bokami. W ciągu kilku dni było tu kilka drobnych stłuczek i „przeszorowań”.

Zanim w końcu lat 70. zeszłego wieku przebudowano to skrzyżowanie na granicy Pabianic i Ksawerowa, często dochodziło tutaj do tragicznych wypadków: samochody zderzały się z tramwajami, ciężarówki z autami osobowymi i furmankami. „Pod kołami aut i tramwajów giną też rowerzyści, samochody wpadają na słupy, tramwaje masakrują idących poboczem pieszych.

W ciągu zaledwie 3 lat zginęło 6 osób” – w skardze do władz województwa napisali mieszkańcy okolicznych domów, prosząc o przebudowanie „skrzyżowania śmierci”.

17 lutego 1974 roku na zakręcie tej ruchliwej drogi zdarzył się kolejny straszliwy wypadek. Prasa opisała go tak: „Było mglisto, słaba widoczność, nawierzchnia śliska. Kierowca jadący przez Łódź zatrzymywał się na przystankach tramwajowych. Pytał o drogę do Katowic. Ludzie kazali mu jechać prosto, trzymając się szyn tramwaju. Wyładowany rudą 6-tonowy Star jechał z prędkością 46-47 km/godz. Znaków drogowych po prawej stronie szosy nie było. Lewa strona tonęła we mgle... Na skrzyżowaniu wyłoniły się światła samochodu wyjeżdżającego z drogi po prawo. Zderzenie. Tym drugim okazał się lekki trabant. Różnica masy była kolosalna. Dwie osoby z trabanta zginęły na miejscu, trzecią zabrano do szpitala”.

Jedną z ofiar śmiertelnych był 39-letni zastępca komendanta pabianickiej milicji – Henryk Łańcuchowski. To jego trabant rozbił się na ciężarówce. Dopiero wtedy zapadła decyzja o przebudowie skrzyżowania. Miało powstać nowoczesne na owe czasy skrzyżowanie dwupoziomowe – z tramwajami jadącymi w wykopie, ale zabrakło pieniędzy. Pół roku później drogowcy wycofali się także z tańszego rozwiązania – sygnalizacji świetlnej. Ostatecznie zamknęli ulicę (przedłużenie Warszawskiej), wytyczając nowy (bardziej bezpieczny) wjazd na drogę E-12.