Wszy to temat stary jak świat, ale wciąż aktualny. Dla wielu jest powodem do wstydu, mimo że zarażają się nimi zadbane dzieci, z czystymi głowami.

W jednym z pabianickich przedszkoli, gdzie problem tych maleńkich pasożytów powraca notorycznie, rodzice podpisali zgodę na sprawdzanie głów dzieci pod kątem wszawicy. Dodatkowo są proszeni o samodzielne kontrole dwa razy w tygodniu. Kluczowe jest podejście do problemu rodziców dzieci, które są nosicielami.

- W przedszkolu córki temat wszawicy powraca od trzech lat. Kontrole przeprowadzane są systematycznie. Moje dziecko często zaraża się od innych, mimo że stosujemy preparaty odstraszające nawet na ubranie. Mam wrażenie, że do niektórych rodziców po prostu nie dociera, jaka jest skala problemu - żali się mama 5-latki.

Niestety, na wszawicę najbardziej narażeni są najmłodsi. Duże skupiska dzieci sprzyjają rozwojowi uporczywej choroby. Przenosi się ona bardzo szybko przez zwykły kontakt z osobą zakażoną lub przedmiotami, z którymi miała do czynienia, np. koc, poduszka czy przybory do włosów. Przeoczenie nawet jednego jaja gnidy, może doprowadzić do inwazji.

Jak rozpoznać, że nasze dziecko ma wszy?

Pierwszym sygnałem jest drapanie się po głowie, szyi i za uszami. To są najczęstsze miejsca ugryzień. Jedną wesz ciężko zauważyć we włosach, dlatego dokładna obserwacja skóry jest również kluczowa.

- W naszym żłobku kontrole przeprowadzane są systematycznie przez panią pielęgniarkę. Jeśli zdarzy się, że u któregoś dziecka zostaną znalezione pasożyty, wówczas wykonujemy telefon do rodziców i prosimy o zabranie dziecka do domu. Po kuracji i powrocie do żłobka sprawdzamy, czy wszystko jest w porządku - informuje Milena Skóra, kierownik filii żłobka przy Piotra Skargi.

Musimy pamiętać, że wszy gnieżdżą się nie tylko w obrębie ciała. Przenoszą się na przedmioty codziennego użytku (pościel, ubrania) i mogą zagrażać reszcie domowników. Pozbycie się ich zajmuje dużo zachodu. Trzeba wyprać dosłownie wszystko.

W aptekach znajdziemy wiele preparatów na zwalczanie wszawicy. Popyt na nie nadal jest.

- Można powiedzieć, że idą jak świeże bułeczki – mówi pracownica apteki przy ul. Warszawskiej.