Kwiaciarnia Fantazja przy Zamkowej pierwsze zamówienia na okolicznościowe kwiaty przyjęła już… w wakacje.
– Nie wybieraliśmy konkretnych kwiatów, ale zapytania były – mówi Jolanta Kazimierczak, właścicielka.
Co teraz jest w modzie? Bordo i fiolet, które królują na cmentarzu. Pojawiają się też nowości: turkus, błękit. Z kwiatów kalle, storczyk. Chryzantema nieco mniej, choć nadal jesteśmy do niej przywiązani. W Pabianicach trudno jednak uświadczyć mody z wielkich miast: drzewka owocowe w doniczkach czy kapusta ozdobna w wiązankach zdobi groby w Warszawie czy Krakowie.
– W naszych kwiaciarniach ciągle tradycja, gdy chce się kupić coś innego, to trzeba zainwestować w figurki czy ciekawsze znicze – mówi pani Kamila, która zakupy „na groby” rozpoczęła na początku października. – To pierwszy rok od śmierci męża. Dla mnie ozdabianie grobu to element żałoby.
Ile pieniędzy odłożyła na ten cel? Na 4 groby bliskich chce wydać do 500 zł. Będą żywe kwiaty w donicach, wrzosy, duże wiązanki i szklane, nowoczesne znicze.
– To też motywuje, gdy sąsiednie groby są ładnie przybrane – wyznaje. – Jeśli ozdoby u męża byłyby skromniejsze, czułabym, że to zaniedbałam.
– Niewielu klientów przeraża cena, jeśli coś im się podoba – mówi Monika Krystera z Kwiaciarni w Ryneczku. – Najdroższy komplet zamówiony u nas to wiązanka i kwiaty za 300 zł. 250 zł kosztuje wiązanka na samą płytę nagrobną.

„W Ryneczku” nikt się nie targuje. Za zestaw (jak na zdjęciu) zapłacimy 280 zł. Są w nim zarówno żywe, jak i sztuczne kwiaty. Sztuczne nadal jest cenione, bo dłużej postoi, niekiedy nawet do wiosny. Kupimy tu też znicze z dekoracją, nawet bardzo duże (średnica to około 30 cm, cena: 130 zł).


Minimalizm  i elegancja

A co słychać w zniczowej modzie? Na topie są biel i szarości: minimalistyczne i eleganckie.
– Najdroższy model kosztuje u nas 55 zł – mówi Mariusz Wielomborek z hurtowni przy Wspólnej. – Jest ręcznie wyklejany lusterkami.
Czy ma wzięcie? Zdaniem handlowca, dla bliskich zmarłemu osób nie ma większego znaczenia, czy na znicz wydadzą 20 zł więcej czy mniej.
– Ale tanie znicze też co roku się sprzedają – słyszymy.
Powód jest prosty. Nie każdy na groby wydaje fortunę. Jak w każdej dziedzinie życia i tu są możliwe oszczędności.
– Kupuję na sztuki sztuczne kwiaty i sama układam – mówi pani Helena, pabianiczanka spotkana na cmentarzu. – Znicze mam z marketu, zięć pojechał ze mną samochodem i załadował do bagażnika, jak była promocja. Wkładów zostało nam z zeszłego roku. Pomodlę się i pójdę na mszę. Zmarli się nie obrażą, że nie wydałam emerytury na wiązanki – śmieje się.


Czego potrzeba zmarłemu?

Gdy większość pabianiczan kupuje zmarłym kwiaty i znicze, są tacy, którzy nie chcą w tym uczestniczyć. Powody są bardzo różne.
– Jestem katoliczką – deklaruje pani Agata. – Zamawiam za zmarłych msze święte i wypominki. Nie kupuję kwiatów, tylko symboliczne, małe znicze. Uczę dzieci modlitwy za zmarłych. Bo to tego im potrzeba, nie ozdób.
Rzeczywiście, z racji na uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny (2 listopada) wierni mają całą plejadę modlitw i obrządków do wyboru. Mogą „dać na wypominki”, czyli wpisać na listę imiona i nazwiska zmarłych z rodziny. Są one czytane w kościele, a obecni w świątyni razem modlą się za wyczytanych. Przy tej okazji zostawia się w kancelarii parafialnej ofiarę: 10 lub 20 zł za jedną duszę. Kwota powinna być większa, jeśli mają być wyczytywane przez dłuższy czas, np. przez pół roku.
Co roku przez pabianicki cmentarz przechodzi też procesja. Podczas niej odmawia się modlitwy za tych, którzy odeszli.
Obowiązkiem każdego katolika jest też tego dnia uczestniczenie we mszy świętej. W Pabianicach zazwyczaj odprawia się je jak w każdą niedzielę. Czy jednak pabianiczanie chętnie w nich uczestniczą?
– Mam dwa cmentarze do odwiedzenia. Gdzie jeszcze czas na kościół? – pyta spotkany na „dużym rynku” pan Paweł.
Mężczyzna odwiedza cmentarze w Pabianicach i pobliskich Pawlikowicach. Jak najszybciej, bo chce mieć „z głowy”.
– Jestem katolikiem. Pójdę na mszę, ale w niedzielę. A zniczy co roku mamy dużo za dużo, tylko moja żona nie da sobie przetłumaczyć – narzeka.
Gdyby to zależało od niego, jechałby na cmentarz i zostawiał… swoją modlitwę. Byle nie we Wszystkich Świętych.
– Lubię rozmawiać z moim zmarłym tatą właśnie na cmentarzu – mówi. – Ale ci wszyscy ludzie, wyfiołkowani i rozgadani, jakby na jarmark przyszli… Nie lubię tych świąt – kwituje.
A jak, i czy w ogóle, 1 listopada obchodzą niewierzący?
– Moja najbliższa rodzina i ja nie jesteśmy osobami wierzącymi, więc życie pozagrobowe też dla nas raczej nie istnieje – mówi pani Ewa. – Ale na cmentarze zawsze chodzimy całą rodziną.
Skoro zmarli „znikają” po śmierci, po co chodzić na grób? Dla pani Ewy ważna jest symbolika grobu.
– Zmarłym jest obojętne to, czy zapalimy tę świeczkę czy nie, ale dla nas to jest pielęgnowanie pamięci o bliskich – wyjaśnia pabianiczanka. – Wspominamy ich, bo byli cząstką naszego życia.
Kobieta dostrzega też estetyczny urok święta.
– Warto się udać na spacer po pabianickim cmentarzu w ten dzień wieczorem, kiedy jest już ciemno i nie ma tłumów – mówi. – Drzewa oświetlane są od dołu przez tysiące zniczy, co tworzy naprawdę magiczny efekt.


Cmentarzysko – śmieciowisko

A po 1 listopada zostaje... fura śmieci.
– W ubiegłym roku w okresie tych świąt wywieźliśmy około 30 kontenerów odpadów – mówi Grzegorz Janczak, dyrektor Miejskiego Zakładu Pogrzebowego.
To 2.100 metrów sześciennych śmieci, potłuczonych zniczy, plastikowych wkładów, zgniłych wiązanek i zniszczonych, plastikowych chryzantem. I to tylko z cmentarza komunalnego. Należałoby do tego więc doliczyć cmentarz katolicki i ewangelicki.
– Kupujemy tego na potęgę i później nie zastanawiamy się, co dalej z odpadami po naszym święcie – mówi pan Adrian.
Mężczyzna od 10 lat nie przynosi na cmentarz nic. Walczy z tym zwyczajem w rodzinie i wśród przyjaciół.
– Próbuję obudzić u nich myślenie – tłumaczy. – Zapalamy kawałek plastiku i stearyny, żeby mieć spokojne sumienie, że coś dla zmarłych robimy. Dla planety to katastrofa – zauważa.
Czy jednak myślenie pabianiczan można zmienić? Pewne jest, że będzie trudno.
– To moja praca – mówi pan Paweł, który co roku sprzedaje znicze przy bramie obok ul. Żabiej. – Dla mnie to zarobek, dla ludzi – pamięć o bliskich. Wszyscy zyskują. Po co to likwidować? Nikogo nie naciągam, nie kradnę. Ze zmarłymi jak z dziećmi, wydamy na nich każde pieniądze, byle nikt nam nie wypomniał, że nie dbamy.