ad

Państwo młodzi już w marcu wiedzieli, że ich ślub, jeśli do niego dojdzie, nie będzie zwyczajny. Mieli mieć huczne wesele, z DJ-em, w restauracji „Salem”. Do tego czasu rozdali już bliskim i znajomym zaproszenia ślubne. Z dnia na dzień okazywało się, że będą musieli zrezygnować z wielu rzeczy.

- Nie mogłam nawet pójść do sklepu i kupić sukienki. Zamawiałam je online, potem odsyłałam. W rezultacie wybrałam, ostatnią, chyba z dziesiątą, która do mnie przyszła. Nie miał mi kto doradzić, więc jedyne co mogłam to robić sobie w niej zdjęcia i wysyłać przyjaciółkom i siostrze do oceny – opowiada Ewa.

Przed ślubem w nowych okolicznościach pojawiały się wątpliwości. Kilka razy para była bliska rezygnacji z terminu i zmiany daty. Przygotowania były jednak coraz bardziej zaawansowane. Mimo ścisłych obostrzeń udało się pojechać do sklepu z biżuterią i kupić obrączki.

Zamknięte pozostawały restauracje, więc widmo przyjęcia weselnego odchodziło w dal.

Tuż przed ślubem okazało się, że zostały częściowo otwarte. Początkowo miały to być jedynie ogródki, ale potem okazało się, że z zachowaniem pewnych zasad, można korzystać również z wnętrz restauracji.

- Tydzień przed uroczystością pabianicki „Salem” zgodził się na zrobienie obiadu na osiemnaście osób dla najbliższej rodziny. To musiało mi wystarczyć, ale było to lepsze, niż nic – dodaje pani Ewa. - Najbardziej przerażała mnie myśl, że po ślubie pójdziemy do domu i nie będziemy mogli z nikim świętować i dzielić się naszym szczęściem.

Tydzień wcześniej miał się odbyć wieczór panieński. Przyszła panna młoda wyobrażała sobie, że będzie to duża impreza. Gdy wszystko się zamykało, a spotkania z koleżankami organizowane były tylko online, wiedziała już, że również z tego nic nie wyjdzie. Tuż przed, dzięki poluzowaniu obostrzeń, przyjaciółki, w niewielkim gronie, zrobiły Ewie niespodziankę. Były balony, prezentacja multimedialna zrobiona ze zdjęć, prezenty i napoje „wyskokowe”.

- Byłam nie tylko zaskoczona, ale też bardzo szczęśliwa. Dostałam śliczną bransoletkę, którą później założyłam na ślub – opowiada.

Zostali małżeństwem

Ślub odbył się w Urzędzie Stanu Cywilnego w Pabianicach. Para młoda podjechała pięknie ubranym samochodem. Wysiedli z niego bez maseczek, choć później na chwilę je włożyli. Na szczęście w sali ślubów nie musieli mieć ich na sobie i oboje widzieli moment, gdy usta drugiej połówki mówiły „tak”. Ślub jednak widziało zaledwie kilka osób. Poza parą młodą i świadkami, był fotograf i ich 7-letnia córka, Maja. Podpisali dokumenty i od tego momentu oboje noszą to samo nazwisko: Ewa i Adam Ciesielscy. Bez przeszkód para młoda mogła się pocałować.

- Najbardziej ubolewam nad tym, że nie mogli być z nami rodzice. Myślę, że dla nich też to było przykre przeżycie. Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że pozwolą im wejść do środka – mówi Ewa.

Z powodu deszczu, gościom pozwolono stanąć w zadaszonej bramie. W innym przypadku musieliby rozstawić się co półtora metra przed USC. Było kilkadziesiąt osób. Większość zgodnie z zaleceniami sanitarnymi, przyszła w maseczkach. Nie było też zbyt wielu kwiatów, bo para młoda zażyczyła sobie kupony Lotto. Były natomiast życzenia. Z tego nie potrafili zrezygnować.

- Nie wyobrażaliśmy sobie, że nasi goście będą z nami przybijać żółwika, albo witać nas łokciem. Byli naprawdę sami najlbiżsi z rodziny i przyjaciele – opowiadają.

Do restauracji „Salem” pojechało 18 osób. Najpierw była obowiązkowa dezynfekcja rąk. Gości przyjęli kelnerzy w rękawiczkach i maseczkach. Poza tym wszystko wyglądało jak zwykle. Podano obiad, a potem tort śmietankowy z malinami.

- Mieliśmy ślub i nazwijmy to „wesele”, takie jakie w czasach pandemii można zorganizować. Nic ponadto – dodają młodzi. - Gdy to wszystko się skończy zamierzamy zrobić mega imprezkę dla znajomych, których nam tego dnia bardzo brakowało.

Nikt nie odwoływał

Z danych Urzędu Stanu Cywilenego wynika, że mimo pandemii i panującego reżimu sanitarnego, śluby odbywają się zgodnie z planem. W marcu było ich 16, w kwietniu 13, a w maju 12. Na samym początku epidemii koronawirusa ślub przełożyły 3 pary.

Mimo, że są obostrzenia, przyszłe pary młode, zamawiają kolejne terminy.

- Wszystkie śluby się odbyły - potwierdza Maria Klonowska, kierwonik Urzędu Stanu Cywilnego w Pabianicacah. - Przykre było to, że do środka nie mogli wejść wszyscy goście.

Poza ograniczoną liczbą osób w sali ślubów i nakazem wejścia do budynku w maseczce, trzeba było wchodząc zdezynfekować dłonie. Nie było akordeonisty, który zwykle przygrywał młodej parze i tradycyjnej lampki szampana.

Na czerwiec i lipiec zaplanowane jest po 15 ślubów. 6 z nich odbędzie się poza murami urzędu, czyli w zamku, lub w plenerze. Dopóki nie ogłoszono czwartego etapu odmrażania gospodarki nie było takiej opcji. Obowiązywało zarządzenie prezydenta Pabianic dotyczące możliwości organizowania ślubów tylko w budynku Urzędu Stanu Cywilnego.

- Od 6 czerwca ślub mogą odbywać się również w plenerze - informuje Aneta Klimek, rzeczniczka prezydenta.

Teraz będzie łatwiej

Od dziś (6 czerwca) luzowane są restrykcje dotyczące organizacji ślubów. Według nowych wytycznych można zrobić wesele nawet na 150 osób. Goście nie muszą mieć maseczek. Para młoda powinna dysponować pełną listą gości i obsługi imprezy wraz z kontaktami do tych osób, by w razie potrzeby móc udostępnić ją organom Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Przy stołach zaleca się, aby przy zasiadały jedynie osoby z tej samej rodziny lub z jednego gospodarstwa domowego. Mogą być przestrzenie samoobsługowe, takie jak słodkie kąciki, wiejskie stoły, czy dozowniki do napojów, ale pod warunkiem, że będzie je obsługiwać jeden kelner. Osoby z obsługi będą pracować w maseczkach i rękawiczkach ochronnych.