- Jesteśmy pionierami – mówi Dawid. - Nikt przed nami nie uczył polskiego w tym odległym kraju.
Po co Khmerom zamieszkującym Kambodżę znajomość naszego języka? Odpowiedz jest ekonomiczna: język polski będzie dla nich przepustką do pracy nad Wisłą.
- Wśród wielu firm, które chcą zatrudnić szwaczki z Azji, jest jedna szwalnia z Pabianic – dodaje Marta.
Pabianiczanie Dawid i Marta są doskonale przygotowani do uczenia. Oboje ukończyli filologię polską z specjalizacją nauczanie języka polskiego jako obcego. Mają za sobą praktyki z obcokrajowcami, którzy studiują w Łodzi.
- Azjaci są pracowitymi i zdyscyplinowanymi uczniami – uważa Dawid. - Zostają po lekcjach, by dodatkowo ćwiczyć wymowę. Ale nasze „ź”, „cz”, „sz”, „dź” jest dla nich nie do przejścia.
Jak pabianiczanie dostali pracę w Kambodży?
- Ofertę znalazłem na forum internetowym, gdzie ogłaszała się warszawska agencja pracy – opowiada Dawid. - Szukali lektorów. Wysłałem CV. Propozycję pracy w Azji miałem po dwóch dniach.
W ślady Dawida poszła Marta. Już w lipcu oboje polecą do Kambodży. Po 20 godzinach lotu z dwoma przesiadkami we Frankfurcie i Bangkoku wylądują w Phnom Penh, stolicy Kambodży. Będą tam mieszkali na tyłach budynku - siedziby zatrudniającej ich firmy. Mają zarabiać po 3,5 tysiąca zł miesięcznie. Mieszkanie i wyżywienie jest opłacone.
- Kambodża to najbiedniejszy kraj w Azji – mówi Dawid. - Oni miesięcznie zarabiają równowartość zaledwie 50 dolarów. Według polskich przeliczników, utrzymanie się tam jest bardzo tanie.
W pół roku pabianiczanie poprowadzą trzy kursy językowe z Khmerami (każdy przez 6 tygodni, bez wolnych weekendów, po 6 godzin dziennie). Po kursie dostaną dwa tygodnie urlopu.
- Wtedy zwiedzimy Kambodżę, Wietnam, Laos, Tajlandię – cieszą się. - Trochę się boimy, ale raz się żyje!
Przed wyjazdem zaszczepili na dur brzuszny, tężec, polio, żółtaczkę, i błonnicę.
- Niestety, nie ma szczepionek przeciwko malarii – dodaje Dawid. – Ale mamy zapas leków profilaktycznych. Do mycia zębów będziemy używali wody butelkowanej.
Przygotowali się również z kambodżańskiego sawuar wiwru. Już wiedzą czego nie wypada.
- Przede wszystkim nie wolno nikogo dotykać – tłumaczą. - Nawet pogłaskanie dziecka po głowie jest odbierane jako nietakt.
Marta i Dawid wiedzą, że codzienne życiu w Azji będzie pełne niespodzianek. Choćby takich, że próżno szukać tam toalety.
- Nie ma ich nawet w hotelach – śmieją się. – Są tylko dziury w podłodze. Tam nie używa się papieru toaletowego. Zastępuje go częstsze mycie się.
Tubylcy nie jedzą chleba. Na śniadanie, obiad i kolację podają zupy. Przysmakami są owady. Na talerzu można znaleźć azjatycki rarytas - suszonego pająka.
- Zostaliśmy już pouczeni, że gdy wdzięczny uczeń zaprosi nas na posiłek, zapewne poda coś ekskluzywnego, na przykład mięso psa – mówi lekko przerażony Dawid. - Dlatego lepiej nie pytać, co się ma na talerzu.
60 procent mieszkańców Kambodży to analfabeci.
- W miastach te statystyki wygadają trochę lepiej – mówi Marta. - Nasi uczniowie będą musieli umieć pisać i czytać w swoim języku.
W wyjazd pabianiczan zaangażowana jest ambasada Kambodży i ministerstwo pracy.