ad
Urodziła się w Pabianicach. Po maturze w I Liceum Ogólnokształcącym zdała do Wyższej Szkoły Filmowej i Teatralnej w Łodzi. W tym miejscu kończy się nudny życiorys dziewczyny znad Dobrzynki. Wkrótce śliczna blondynka, jeszcze studentka, zagrała w serialu „Detektyw na wakacjach". Dostała role w „Krzyżach Polskich" i serialu „Czarne Chmury".

- Gdy Żywila szła ulicą, nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał - wspomina siostra, Anka Kuligowska. - Miała w sobie to coś, co ich zniewalało.

Oprócz urody miała talent. Już przedstawieniem dyplomowym zrobiła wrażenie na reżyserach. Najbardziej spodobała się Izabeli Cywińskiej, która była wtedy dyrektorem Teatru Nowego w Poznaniu. Żywila nie zmarnowała szansy. Spakowała manatki i przeniosła się na Wielkopolskę. Po sześciu latach wróciła do Łodzi - do Teatru Jaracza. Grała w „Rewizorze", „Pchle w uchu", „Kopciuchu" i „Pokojówkach". Tę ostatnią sztukę reżyserował Hiszpan. On zaproponował pabianiczance kolejną rolę - w sztuce „Przy drzwiach zamkniętych". Aby zagrać, musiała pojechać do Hiszpanii.

- Wahałam się, ale propozycja była ponawiana. I dałam się skusić - wspomina Żywila Pietrzak. - Wyjechałam piętnaście lat temu i mieszkam w Madrycie do dziś.

Słowiańska uroda Żywili urzekła hiszpańskich reżyserów. Grała w sztuce teatralnej „Przy drzwiach zamkniętych" i „Opowieści terrorysty". Potem były dwa seriale: „Dziennikarze" oraz „Sławni i rodzina".

- Nie dało się dłużej grać, bo choć opanowałam język, mój akcent do dziś zdradza słowiański rodowód - tłumaczy.

Dlatego założyła szkołę Replika - dla aktorek i aktorów.

- Na Zachodzie trzeba być silnym, upartym i dążyć wytrwale do celu - mówi o sobie. - Tutaj aktorka nie może być słaba, delikatna.

Ale na spełnienie marzeń o własnym teatrze musiała zaczekać kilka lat.

- To prawdziwy teatr ze sceną, z widownią, garderobami - wylicza Żywila, reżyser i dyrektorka teatru Konkawo w Madrycie.

Rok temu wystawiła sztukę Gombrowicza, „Iwona, księżniczka Burgunda". Od tamtej pory jej zespół dał 40 przestawień.

- Z „Iwoną" przyjadę w przyszłym roku do Polski na Festiwal Gombrowiczowski - pochwaliła się. - Zaprosili mnie, bo Gombrowicz wystawiany po hiszpańsku to egzotyka. Wyjechałam z Polski jako aktorka, a wracam jako reżyser. To miłe.

Teraz trwają próby do grudniowej premiery „Antygony w Madrycie".

- „Antygona" Głowackiego jest bardzo uniwersalna. Może być w Nowym Jorku, może być w Madrycie. Wszędzie jest u siebie - tłumaczy. - Głowacki przyjechał do Madrytu na kilka dni, bo wydali jego książkę. Ale większość czasu spędził z ekipą telewizyjną w moim domu. Wtedy nakręcili reportaże o mnie, o teatrze, tej sztuce.