Ponad 200 kilometrów musiały pokonać zawodniczki Tygrysa, by zagrać w Pucharze Polski przy Sempołowskiej. Po meczu okazało się, że do Huty Mińskiej przywiozły awans do kolejnej rundy. Pabianiczanki rozpoczęły mecz niesłychanie nerwowo, popełniając całą masę niewymuszonych błędów. Choć to one oddały pierwszy strzał w stronę bramki rywala (Karolina Karpińska kopnęła bardzo niecelnie), to także pierwsze straciły bramkę.

W 9. minucie w niegroźnej sytuacji wybiliśmy piłkę na róg. Rywalki celowo sprokurowały zamieszanie na linii bramkowej PTC. Magdalena Kociołek sięgnęła głębokie dośrodkowanie, ale naciskana przez piłkarki Tygrysa, tylko przedłużyła centrę. W gąszczu nóg najsprytniejsza okazała się Wiktoria Rokicka i to ona wepchnęła piłkę do siatki.

Nasze próbowały się obudzić z letargu. Karolina Kania zbyt lekko uderzyła z szesnastu metrów, zaś bramkarka Tygrysa ułamek sekundy szybciej niż Anna Owczarz wystartowała do piłki i uprzedziła naszą zawodniczkę. Jednak gra „Perełek” zaczynała się kleić, gorące głowy zaczynały stopniowo stygnąć. Karpińska odebrała rywalkom piłkę 25 metrów od bramki, ale strzeliła niecelnie. Z kolei Kania dostała piłkę za linię obrony, ale naciskana przez zawodniczkę z Huty, kopnęła nad bramką.

Przyjezdne też próbowały – znów postraszyły nas po kornerze. Tym razem piłka uderzyła w boczną siatkę. Wreszcie w 31. minucie padło wyrównanie. Gol – kuriozum. Wszystko za sprawą… sędziego liniowego. Gdy po prostopadłym podaniu Andżelika Błoch wyszła za linię obrony, boczny krzyknął: „Pali!”. Rywalki stanęły, a Andżelika kopnęła piłkę do bramki. Tymczasem będący bliżej akcji sędzia główny, gola… uznał.

Do przerwy jeszcze celnie, lecz zbyt lekko, strzeliła Ewelina Kociołek, zaś Owczarz ładnie zwiodła jedną rywalkę, lecz zatrzymała się na drugiej i skończyło się na strachu.

W pierwszej akcji po przerwie goście objęli prowadzenie. Nasze zawodniczki myślami były chyba jeszcze w szatni, bowiem na linii pola karnego zostawiły niepilnowaną Paulinę Zatorską. Niepilnowana rywalka uderzyła niby od niechcenia, ale strzał okazał się niezwykle precyzyjny. Piłka wylądowała przy słupku, kompletnie zaskakując M. Kociołek.

I właściwie na tym emocje w drugiej połowie się skończyły. „Perełki” boleśnie zetknęły się z drugoligowymi realiami. Gra, która w zupełności wystarcza na trzecią ligę, na Tygrysa okazała się zbyt przewidywalna. Przeciwniczki szybko zorientowały się, że Natalia Forc potrzebuje trochę wolnej przestrzeni, by przyjąć piłkę – natychmiast do niej doskakiwały. Obrona z Huty zauważyła, że Owczarz ścina wszystkie akcje do środka – była blokowana. Większość akcji PTC była duszona w zarodku. Decydowały detale: rywalki były szybsze, silniejsze fizycznie, bardziej zdecydowane, lepiej ustawione na boisku, nie dawały swobody. Tylko i aż tyle wystarczyło do zwycięstwa. PTC nie miało w środę argumentów na tak grające „Tygrysice”.

Z dziennikarskiego obowiązku należy jeszcze odnotować sytuacje Natalii Małek (w 63. minucie uderzyła celnie z rzutu wolnego), lekki strzał Forc z daleka i rykoszet po strzale Błaszczyk (79. minuta), który w niewielkiej odległości minął bramkę Tygrysa. U nas dobrze w bramce spisała się M. Kociołek, broniąc „bombę” z dystansu w 75. minucie.

PTC: M. Kociołek – Małek, Próbka, Łagowska, Karpińska – Błoch, Forc, Błaszczyk, E. Kociołek, Owczarz – Kania (75. Wróblewska).