Pożar wybuchł w sobotę (20 marca) ok. godziny 21.00 w drewnianym piętrowym budynku. Do zaprószenia ogniem doszło w lokalu na piętrze. Mieszkał tam samotny starszy człowiek. Ani strażakom, którzy przyjechali pierwsi, ani zespołowi ratownictwa medycznego, nie udało się ocalić go.

- Pan Hirek był spokojnym człowiekiem - mówili sąsiedzi z drewniaka obok. - Nie pił, więc do pożaru musiało dojść przez zwykłą nieuwagę.

Kiedy na miejscu tragedii pojawił się prezydent Zbigniew Dychto, mieszkańcy domów przy ulicy Narutowicza nie szczędzili mu surowych uwag.

- Powinniśmy mieć zapewnione normalne mieszkania! - krzykiwali lokatorzy. - To już kolejny pożar na tej ulicy!