Codzienność mieszkańców kamienicy przy ul. Warszawskiej 31 w niczym nie przypomina sąsiedzkiej sielanki. Spokój lokatorów to już dość odległa przeszłość. Gdy około 10 miesięcy temu do jednego z mieszkań wprowadził się młody, niespełna 20-letni człowiek, rozpoczął się koszmar. Głośne imprezy, hałas, krzyki, tłumy „gości” na klatce schodowej, ledwo trzymających się na nogach, zaczęły mocno dokuczać sąsiadom.

- On sprowadzał do mieszkania dziewczyny i urządzali sobie dyskoteki – opowiadają sąsiadki. – Nie wiemy, ile razy wzywałyśmy policję czy Straż Miejską do tych krzyków i pijaństwa. Przyjeżdżali, uciszali towarzystwo i odjeżdżali, a u nas zostawało po staremu. Na drugi dzień mieliśmy to samo….

Skutki hulaszczego trybu życia młodzieńca z Warszawskiej to zdemolowane mieszkanie, wiszące na jednym zawiasie odrapane drzwi wejściowe, zniszczona i brudna toaleta, która jest na zewnątrz lokalu. Porozrzucane po drewnianych schodach niedopałki papierosów.

- A dostał takie schludne, wyremontowane mieszkanko – dodaje jedna z sąsiadek. - Aż żal patrzeć, co z niego zrobił. Tyle pieniędzy poszło w błoto.

Żeby tego „barwnego” sąsiedztwa było mało, chłopak przygarnął kundelka. Średniej wielkości, biszkoptowej maści suczka zamieszkała z nowym panem na kilku metrach kwadratowych. Pies nieszczególnie przypadł do gustu właścicielowi. Zostawał sam na całe dnie, bez jedzenia, nie miał nawet miski z wodą, załatwiał się w mieszkaniu. Odór moczu i odchodów zaczął roznosić się po klatce schodowej. Pies tęsknił, wył, szczekał, skakał i drapał w drzwi tak długo, aż odchyliły się na korytarz. Przez szparę lokatorzy podawali mu karmę, wsuwali miski z wodą.

- Przecież to jest żywe stworzenie, które boi się tak samo jak my, cierpi, odczuwa ból, aż żal było na to patrzeć – mówi starsza kobieta. - Ten człowiek prawie nie wychodził z tym psiakiem na dwór, a dałyśmy mu smycz. Kupowałyśmy też puszki z karmą, które dostawał, żeby go żywić, bo obawiałyśmy się, że pies głoduje. A on znikał na całe dnie.

Wracał w środku nocy i rano już go nie było. W czasie imprez psiak musiał przeżywać koszmar.

- A my taki koszmar miałyśmy codziennie, bo jak za ścianą nikt nie imprezował, to skamlał pies – dodaje kolejna sąsiadka.

Z kłopotliwą sytuacją sąsiedzi zostali praktycznie sami. Skargi do dzielnicowego, wzywanie policji i Straży Miejskiej, a nawet telefony do wydziału ochrony środowiska w sprawie psiaka niewiele pomagały.

- „Pies wygląda na zadbanego” – odpowiadali urzędnicy i funkcjonariusze. – W mieszkaniu są miski, więc chyba jeść dostaje...

- Ciągle to słyszałyśmy – żalą się lokatorki. - Nie mamy podstaw, żeby go zabrać – mówili urzędnicy. - Ale to my tego psa karmiłyśmy!

- Raz nawet usłyszałam, że mamy w takim razie tego nie robić – dodaje starsza kobieta. - Na litość boską, jak tak można. Czy śmierć tego zwierzęcia miałaby być rozwiązaniem naszych kłopotów!?

Pierwsze pismo zaadresowane do prezydenta miasta mieszkańcy kamienicy wysłali już w marcu. Zostało ono przekazane do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Odpowiedź nic nie wniosła.

„Wszystkie zgłoszenia dotyczące zakłócania ciszy, aktów wandalizmu, jak również te dotyczące załatwiania potrzeb fizjologicznych zwierzęcia na klatce schodowej prosimy zgłaszać do odpowiedniej służby, tj. policja, Straż Miejska. Informujemy, że służby porządkowe mają możliwość ukarania sprawcy, jednak zgłoszenia powinny wpływać bezpośrednio w chwili trwania zdarzenia” – wyjaśniał w piśmie Szymon Kozera, dyrektor ZGM i dodał, że w tej sprawie również ZGM wystosował pisma do Straży Miejskiej i policji z prośbą o podjęcie interwencji.

„ZGM informuje, że decyzja dotycząca eksmisji najemcy jest zbyt wczesna z uwagi na fakt, iż w lokalu zamieszkuje on niespełna pięć miesięcy. Niemniej dołożymy wszelkich starań, aby zdyscyplinować uciążliwego sąsiada, by na nieruchomości zapanował ład i porządek”.
Ład i porządek niestety w kamienicy nie zapanowały. Bezradni sąsiedzi z prośbą o pomoc zapukali do redakcji Życia Pabianic. To był szósty dzień, gdy chłopak nie pojawiał się w mieszkaniu, a pies skamlał coraz żałośniej.

- On okrutnie cierpi, odchodów przybywa, a nam pęka serce, co robić – żaliła się kobieta. - Czy kogoś interesuje los tego stworzenia? Czy naprawdę nie ma sposobu, żeby mu pomóc?

Sposób się znalazł. Po naszej interwencji patrol policji i Straży Miejskiej odwiedził kamienicę. Na miejsce została wezwana firma odławiająca zwierzęta, a psiaka przewieziono do schroniska, jako porzuconego.

- To musiały być traumatyczne doświadczenia dla tej suczki, ograniczony kontakt z człowiekiem, imprezy, hałas, brak stałych pór karmienia i takiej psiej „normalności” - mówi Anna Grabarczyk, behawiorystka i właścicielka hotelu dla zwierząt „W dobre ręce” w Ksawerowie.

Ogromna trauma i stres przez tak długi czas mogły się odbić na psychice czworonoga.

- Psiak powinien jak najszybciej zostać wydany. Schronisko dla zwierzęcia po takich przejściach to gwóźdź do trumny – dodaje pani Anna. - Kraty, wycie innych psów i samotność - tylko w innym otoczeniu. To pogłębi traumę. Przydałby się chociaż dom tymczasowy, najlepiej z drugim zresocjalizowanym psem, który pomoże suczce zaufać człowiekowi.

Psiak z Warszawskiej w schronisku jest już od kilku dni.

- Pies rzeczywiście był wystraszony, ale szybko się otworzył – mówi Roman Janicki, technik weterynarii z pabianickiego schroniska. - Już po dwóch dniach suczka podchodziła do ludzi, tych, z którymi miała kontakt, łasiła się. Jest ostrożna, ale z każdym dniem nabiera do nas zaufania. Została odrobaczona, zaszczepiona przeciw chorobom wirusowym.

Czekają ją jeszcze szczepienie przeciw wściekliźnie i sterylizacja. Gdy rana się zagoi i szwy zostaną wyjęte, może śmiało iść do nowego domu.

Historia suczki Soni ma szansę na szczęśliwe zakończenie. Niestety lokatorzy kamienicy nadal nie mogą spać spokojnie.

- Co z tego, że zgłoszę dewastację mieszkania na policję, że upominamy lokatora – mówi Szymon Kozera, dyrektor ZGM. - Dochodzenia w takich sprawach trwają miesiącami i to ja muszę udowodnić, że najemca zniszczył mieszkanie. Często postępowania są umarzane. Toniemy od papierów w takich sprawach i niestety bywa, że odbijamy się od ściany. Mamy lokatorów, którzy dewastują po kilka mieszkań, a obowiązkiem gminy jest zapewnienie im lokalu. Nawet w przypadku eksmisji będziemy szukali mieszkania socjalnego dla takiego gagatka.