Każdy chyba zna takiego „przysłowiowego” wuja, co to z gracją potrafi obrócić w pył dowolnie wybraną uroczystość. To taki wuj z wąsem - od dowcipów z brodą (najlepiej zbereźnych), wypitego w nadmiarze alkoholu i setek piruecików wymuszonych w tańcu na bogu ducha winnych ciotkach. To teraz wyobraźmy sobie, że taki wuj wkracza dumnym krokiem w nasz świąteczny czas, wypija kompocik z garnka, sprzedaje klapsa w tyłek gospodyni, a następnie traci równowagę i, wraz z trzymaną kurczowo choinką, ląduje na świątecznym stole. Takim właśnie wujem jesteśmy. Mało tego, wielu innych wujów wychowaliśmy na własnej piersi.

Wuj pierwszy. Atmosfera świąt gaśnie w okolicach 5 listopada, razem ze zniczami, które odpalaliśmy w zadumie na Wszystkich Świętych. Wiem - biznes musi się kręcić. Z cmentarza wkraczamy więc prosto do świata mikołajów, choinek i melodii z dzwoneczkami. Od lat bożonarodzeniowe szaleństwo zaczynało się coraz wcześniej. Teraz wcześniej już chyba się nie da. Pewności nie mam.

Kim jest Grinch, który zniszczył święta, rozpoczynając je w szarym i smutnym listopadzie, na 50 dni przed Wigilią? Nie trzeba wybitnej wyobraźni, by wiedzieć, że to się znudzi, że cała ta atmosfera spowszednieje, a magię trafi wuj. Pewnie powiecie: „To nie my! To właściciele sklepów, galerii, to producenci telewizyjnych reklam. To oni rozpoczęli przedświąteczny falstart”. To prawda. Ale nie byłoby tego, gdyby nikt nie dał się wciągnąć w tę grę. Są z tego pieniądze, są więc i święta od 3 listopada.

Wuj drugi. Może mam zawodną pamięć, ale wydaje mi się, że kiedyś byliśmy dla siebie milsi. Oczywiście były spory i wzajemnie nieprzepadające za sobą grupy. Ale święta, to były święta. Na ten krótki czas chowało się urazy do kieszeni. Nie chcę wyciągać już zamierzchłych czasów i przykładów z I wojny światowej. Tak było jeszcze względnie niedawno. A dziś? Spory mają się dobrze. Zwolennicy szczepień vs. przeciwnicy „śmiercionek”. Miłośnicy rządu vs. jego przeciwnicy. „Prawdziwi Polacy” vs. „Polskojęzyczni”. Przykłady można mnożyć. Niedawno na jednym z portali społecznościowych przeczytałem opinię, że niewierzący nie powinni mieć wolnego od pracy w święta Bożego Narodzenia. W ogóle nie powinni świąt obchodzić. Zaniemówiłem. Wolne przysługuje każdemu i każdy może ubrać choinkę i zjeść kolację, spędzając miło czas z najbliższymi. W mojej ocenie Boże Narodzenie wyrwało się z ram takiej czy innej wiary. Samo w sobie jest przecież mieszanką różnych tradycji. Także pogańskich.

Wuj trzeci. Polityka i polityczne spory od lat toczą się na niskim poziomie. Daliśmy się w to wciągnąć, dzieląc się na wrogie obozy. Niejeden z nas odczuje to przy wigilijnym stole, gdy nie uda się uniknąć rozmów na tematy bieżące. A tych nie zabraknie. Zadbali o to wybrańcy narodu, fundując nam w okresie przedświątecznym całą paletę punktów do omówienia. Drożyzna, bezradność rządu wobec pandemii, praworządność lub jej brak, idące za nią kary, Lex TVN i związana z nim kolejna wojenka (tym razem z USA i to w obliczu niepokojów za wschodnią granicą). Mamy też obrzydliwe działania pana Mejzy, miałką opozycję, zeznania funkcjonariusza SOP, mówiące o kłamstwach w sprawie wypadku Beaty Szydło. Nocy braknie na rozmowy.

I po co się tak czepiam? Bo też jestem wujem. Ale mam nadzieję i życzę Państwu, by te święta były prawdziwie magiczne. By okazało się, że nabazgrałem tu głupoty, niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Niech będą to święta mroźne i białe, rodzinne i magiczne. Pełne uśmiechów, radości i rodzinnych zdjęć. Nawet jeśli miałyby to być fotografie w fotelu Mikołaja na tle Urzędu Miejskiego, tuż obok rozkopanej Zamkowej.

Tylko ostrożnie z buziakami pod jemiołą. Ten półpasożyt, z uwagi na fakt rozsiewania się dzięki ptasim odchodom, zwany był łajnem kiju. Ani to magiczne, ani romantyczne.

Wesołych świąt! Bez wujów.