ad

27-letnia pabianiczanka swoją przygodę z jeździectwem rozpoczęła dość szybko, bo w wieku zaledwie 4 lat.

- Konno zawsze chciała jeździć moja mama, zaczynaliśmy zatem całą rodziną, mama, tata, ja i starsza siostra – wspomina Natalia.

Tuż po maturze świeżo upieczona absolwentka I Liceum Ogólnokształcącego w Pabianicach zrobiła pierwsze kursy instruktorskie i zaczęła udzielać lekcji jazdy konnej. Równocześnie rozpoczęła studia na wzornictwie Politechniki Łódzkiej.

- Trochę nie miałam pomysłu na swoją szkołę, stąd taki wybór – dodaje z uśmiechem. - Zawodowo nie mam z wzornictwem jednak nic wspólnego. Pracuję w stajni w Czyżeminku 57, gdzie udzielam lekcji jazdy i łucznictwa konnego. Koleżanka prowadzi też hipoterapię. Planujemy również utworzyć fundację, żeby mieć zajęcia z osobami niepełnosprawnymi.

Skąd pomysł na łucznictwo?

Pojawił się, gdy Natalia miała 21 lat.

- To nie był do końca taki przypadek, bo od zawsze interesowałam się rekonstrukcją historyczną i często jeździłam jako dziecko na takie pokazy, festyny i turnieje – opowiada. - Już będąc na studiach usłyszałam o łucznictwie konnym i mocno zainteresowałam się tematem. Znajomy powiedział mi o warsztatach w Białymstoku. Wtedy dowiedziałam się, że w ogóle coś takiego istnieje w Polsce i że mamy dobrych zawodników. Pojechałam tam i połknęłam bakcyla.

Pabianiczanka od początku miała spore fory, bo doskonale jeździła konno.

- Równoczesne opanowanie łucznictwa i jazdy konnej jest bardzo trudne, dlatego z reguły zaczynają zajmować się tym osoby, które już jeżdżą konno – wyjaśnia Natalia. - Dobry łucznik, bez umiejętności utrzymania się w siodle, to kiepskie połączenie.

Pabianiczanka od razu zaczęła zgłębiać tajniki łucznictwa z pozycji siodła, co, jak sama przyznaje, wiąże się z inną techniką niż tradycyjne strzelanie z łuku do tarczy.

- W naszej dyscyplinie wszystko trzeba robić szybko i bardzo sprawnie – wyjaśnia zawodniczka. - Mamy bardzo proste, krótkie i lekkie łuki, żeby było łatwo nimi operować. To są tak zwane łuki refleksyjne, w typie łuków koreańskich. Są proste, bez żadnych celowników i innych gadżetów, a samo strzelanie z nich jest bardziej intuicyjne.

Jeźdźcy stosują technikę wschodnią, która nie polega na łapaniu cięciwy trzema palcami, jak jest to pokazywane na filmach o Robin Hoodzie.

- My łapiemy i naciągamy ją kciukiem, jak robili to Tatarzy i Mongołowie – wyjaśnia Natalia. - Ja łucznictwa od razu uczyłam się pod kątem łucznictwa konnego, ale oczywiście te dwie rzeczy trzeba też ćwiczyć osobno. Bardzo dużo strzelam z ziemi, żeby wyćwiczyć wiele rzeczy. Strzelanie i trafianie do tarczy z ziemi to nie problem, ale powtórzenie tego na galopującym koniu takie proste już nie jest.

Trzeba ze wszystkim zdążyć
Szybko wyciągnąć strzałę, założyć ją i celnie wypuścić, tak żeby nic się nie poplątało, nie wypadło z ręki. Te czynności trzeba w czasie treningów zautomatyzować.

Natalia trenuje już od 6 lat, a razem z nią jej konie. Klacze Dumka i Jatka, oraz Olaf, wałach, który dołączył do dziewczyn trzy miesiące temu.

- Olaf to mały konik, hucuł. Kupiłyśmy go wspólnie z koleżanką z myślą o hipoterapii – dodaje pabianiczanka.

Dumka to 9-letnia klacz.

- Urodziła się w stajni, gdzie jeździłam, więc bardzo dobrze się znamy – opowiada Natalia. - To ja ją wszystkiego nauczyłam. Jak chodzić pod siodłem, później przyzwyczajałam ją do łuku. Przez długi czas była tylko ona, na niej trenowałam i startowałam w zawodach.

Gdy przybywało chętnych do nauki łucznictwa konnego, Natalia musiała rozważyć zakup drugiego konia. Padło na Jatkę – 5-letnią, malutką klacz w typie hucuła.

- Jatka jest z nami już od półtora roku – dodaje łuczniczka. - To jeden z najlepszych zakupów w moim życiu. Bardzo szybko się wdrożyła. Pracuje, chodzi pod uczniami, jeździ ze mną na zawody.

Jak koń jest niższy, to mniej wybija, ma miękki chód, bardziej płaski, aż tak nie trzęsie. A to ważne zalety przy jeździe, gdy strzela się do celu.

- Przyznaję, że to może być ułatwienie – dodaje pabianiczanka. - Ja jednak tak tego nie odczuwam. Dumka jest większa, ale przez tyle lat się zgrałyśmy, jestem do niej bardziej przyzwyczajona i jest mi na niej odrobinę wygodniej. Ale na zawody jeżdżą obie klacze.

Plusem posiadania dwóch koni – niskiego i wysokiego - jest również przyzwyczajenie się do różnych wysokości. Przydaje się to na zagranicznych zawodach, gdzie nigdy nie wiadomo, jakiego wierzchowca się dostanie.

- Co prawda, mamy jeden dzień na dobór konia, jeździmy na nim, trochę się poznajemy – opowiada Natalia. - Ale zawsze możesz trafić na konia wysokiego, niskiego, szybszego lub wolniejszego. A na zawody jeżdżę sporo. Mogłabym co weekend, gdybym chciała. W Polsce jest sporo zawodników.

Na ostatnich mistrzostwach Polski odliczyło się ich aż czterdziestu. Pabianiczanka pokonała tam w klasyfikacji generalnej niemal wszystkich - kobiety i mężczyzn, zdobywając brązowy medal.

- Nie ma tu podziału kategorii ze względu na płeć - dodaje łuczniczka. - Wszyscy stajemy ramię w ramię w trzech konkurencjach rozłożonych na trzy dni.

Po koreańsku, węgiersku i polsku
Poszczególne konkurencje różnią się od siebie długością trasy, rozmieszczeniem i ilością tarcz. I tak jest tor potocznie nazywany koreańskim.

- Warto na nim przyspieszyć – mówi pabianiczanka. - Tarcza jest w odległości ośmiu metrów. Strzelamy do niej dwa razy, do przodu, i do tyłu. Punkty są za czas i liczbę celnych trafień. Drugi przejazd to już trzy tarcze, w trzecim jest ich pięć.

Na torze węgierskim cel ustawiony jest pośrodku. Strzelanie do niego rozpoczyna się już z dużej odległości.

- I tak do momentu, gdy się od niego oddalimy – opowiada Natalia. - Tutaj oddaje się tyle strzałów, ile się zdąży i taktyki są różne. Można jechać wolno i dużo strzelać, albo szybciej i wtedy oddasz mniej strzałów.

Ostatni tor polski ma bardziej bojowy charakter.

- Jest on zbliżony w swoim charakterze do naturalnych warunków, jakie mogłyby występować podczas potyczek czy polowań – tłumaczy zawodniczka. - Trasa jest ustawiana w zależności od terenu i okoliczności przyrody. Jest ona dłuższa, są na niej zakręty, skrzyżowania, można wjechać gdzieś w las. Dużo zależy tutaj od fantazji organizatorów.

Natalia jeździła na szkolenia do Białegostoku, Warszawy czy Gierałcic. Obecnie warsztat szlifuje jednak głównie sama.

- Codziennie strzelam z ziemi, trzy razy w tygodniu łączę to z jazdą konną – dodaje. - Dla początkujących największą trudnością może być opanowanie wielu elementów jednocześnie. Nie pod każdym też koń tak grzecznie i chętnie chodzi. Trzeba mieć już pewne umiejętności, koń musi biec prosto, nie może zwalniać ani przyspieszać. Jednocześnie trzeba strzelać. Z czasem te czynności wykonujemy automatycznie, a największym wyzwaniem jest zachowanie zimnej krwi na zawodach i pojechanie na nich tak jak na treningu.

Sukcesy pabianiczanki:

Mistrzostwa Polski w Łucznictwie Konnym, Grunwald 2021

brązowy medal w klasyfikacji generalnej zawodów

srebrny medal w konkurencji Tower 90

Mistrzostwa Polski w Łucznictwie Konnym, Grunwald 2020
złoty medal w konkurencji Tower 90

brązowy medal w konkurencji Raid Track

Zwycięstwo w Pucharze Wielkopolski 2020

Turniej Łucznictwa Konnego „Rocznica Zwycięstwa”, Stavropol, Rosja, maj 2019

II miejsce w konkurencji węgierskiej

I miejsce w klasyfikacji generalnej kobiet

Hungarian Open Championship of Horseback Archery (HUNOCHA), Albertirsa, Węgry, lipiec 2019

II miejsce w konkurencji węgierskiej

Swiss International Horseback Archery Competition, Moron, Szwajcaria, wrzesień 2019
III miejsce w klasyfikacji generalnej zawodów

International Winter Games, Centelles, Barcelona, Hiszpania, luty 2022
IV miejsce w klasyfikacji generalnej zawodów

IMAG International Mounted Archery Games, Grunwald, maj 2022
I miejsce w konkurencji Raid Track