Niespełna miesiąc temu Kinga Królik (UKS Azymut) otarła się o rekord Polski juniorek w biegu na 2.000 metrów. Podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy juniorów w Tbilisi, Kinga miała pobić ten rekord. Wyszło jednak inaczej...

- Dzień przed startem Kinga czymś się zatruła, prawdopodobnie jedzeniem – mówi Jerzy Woźniak, prezes UKS Azymut. - Nie ona jedna. Dwaj polscy zawodnicy biegnący na dystansie 3.000 metrów zanotowali czasy gorsze od rekordów życiowych o pół minuty i dwadzieścia sekund. To przepaść.

Pabianiczanka całą poprzedzającą start noc nie spała, zmagając się z zatruciem. Jak na prawdziwą sportsmenkę przystało, następnego dnia Kinga podjęła rękawicę i stanęła na starcie zawodów.

- Pierwsze trzy okrążenia biegła na swoim poziomie, będąc w trójce najlepszych – relacjonuje Woźniak. - Potem osłabienie dało znać o sobie. Z czasem 7 minut 11 sekund zajęła 9. miejsce w swoim biegu eliminacyjnym. To wynik gorszy od jej „życiówki” aż o 25 sekund.

Do finału awansowało pięć najlepszych zawodniczek z dwóch biegów i pięć z najlepszymi czasami. Do ostatniej finalistki Kinga straciła 11 sekund.

- Była w dużej formie. Gdyby nie kłopoty żołądkowe, jestem przekonany, że padłby nowy rekord Polski – podsumowuje Woźniak.