ad

Był to pierwszy krok w budowaniu drużyny, która na przełomie lat 80-tych i 90-tych XX wieku zdominowała rozgrywki w kraju.

- Pracuję we Włókniarzu od 1969 roku, a z pabianicką koszykówką mam do czynienia od 18 lat. Co może być w tej sytuacji najlepszym ukoronowaniem tej długoletniej pracy trenerskiej, jeśli nie zdobycie mistrzostwa Polski? – pytał retorycznie na łamach „Życia Pabianic” Langierowicz. – W tym roku nie mierzymy jeszcze tak wysoko i to po prostu nie wynika z mojej skromności. Mierzę siły na zamiary. Posiadam zespół, który stać na zajęcie czwartego miejsca.

Zimna krew Szymańskiej

Inauguracja sezonu z drużynami z Poznania (Lech i AZS) w hali przy ulicy Marchlewskiego spowodowała, że trybuny pękały w szwach. Do Pabianic pofatygował się nawet trener reprezentacji Ludwik Miętta, który na żywo chciał obejrzeć pojedynek najlepszych wówczas środkowych w kraju: Małgorzaty Kozery i Teresy Komorowskiej (AZS). Obie stoczyły pasjonujący pojedynek na tablicach, ale górą okazała się młoda pabianiczanka.

Po dwóch zwycięstwach Włókniarz pojechał do Krakowa, gdzie wygrał z Hutnikiem, a potem po dramatycznym boju poradził sobie z czternastokrotnym mistrzem Polski, Wisłą. W ostatniej akcji decydujący o zwycięstwie (59:58) rzut niemal równo z końcową syreną oddała Mariola Szymańska. Podopieczne Langierowicza miały co świętować, bowiem Wisła prowadziła już 32:19 i zanosiło się na pewne zwycięstwo faworytek.

Pierwsza porażka przyszła w piątej kolejce – nasze minimalnie uległy w derbach ŁKS-owi (56:60). Na parkiecie nie brakowało twardej walki, co po spotkaniu podkreślał trener. Kibice pod koszami oglądali ostre starcia dwóch Małgorzat: Kozery i Badochy (później Turskiej, z ŁKS). Nikt jednak nie miał pretensji do naszych koszykarek, które musiały uznać wyższość mistrzyń Polski.

Gładkie zwycięstwa nad drużynami z Mazowsza (Polonią Warszawa i Zniczem Pruszków), okraszone kapitalną grą Kozery i Szymańskiej chyba nieco uśpiły nasz zespół. Bo dwa ostatnie starcia w pierwszej rundzie – ze Spójnią w Gdańsku i we Wrocławiu ze Ślęzą nasze koszykarki przegrały. Zwłaszcza ten drugi mecz obnażył słabość pabianickiej ławki rezerwowych, bowiem brakowało wartościowej zmienniczki dla grającej z temperaturą Kozery.

Po pierwszej rundzie Włókniarz zajmował czwarte miejsce.

Buziaki z dubeltówki

Drugą rundę podopieczne Langierowicza rozpoczęły od porażki z AZS w Poznaniu 73:75. Na 10 minut przed końcem prowadziliśmy różnicą ośmiu punktów, ale nie potrafiliśmy utrzymać nerwów na wodzy i mecz zakończył się porażką. Na osłodę pozostał kapitalny debiut Małgorzaty Stodulskiej. Wychowanka Budowlanych Radom, która do Pabianic przyszła z AZS Toruń, rzuciła akademiczkom 17 punktów. Zwycięstwo poznanianek nie było jednak „wypadkiem przy pracy”, bowiem dzień później potwierdziły wysoką formę, ogrywając ŁKS. Z kolei pabianiczanki powróciły na zwycięską ścieżkę, pokonując Lecha 76:67.

„Gdybym był na miejscu pabianickich kibiców wycałowałbym z dubeltówki wszystkie sympatyczne koszykarki pabianickiego Włókniarza za sukces, jaki odniosły w ubiegłą sobotę” – pisał na łamach „Życia Pabianic” redaktor Albin Markiewicz. Podopieczne Langierowicza wygrały po raz drugi z krakowiankami, tym razem 58:56. Był to sukces tym bardziej cenny, że sytuacja kadrowa Włókniarza, po kontuzjach Stodulskiej i Barbary Szymańskiej była kiepska. Na parkiecie niemal przez 40 minut przebywała ta sama piątka koszykarek. 23 punkty rzuciła grająca z wybitymi palcami Kozera.

- Sukces Włókniarza to przede wszystkim znakomita gra w obronie oraz bardzo dobre przygotowanie kondycyjne – komplementował nasze koszykarki trener reprezentacji i jednocześnie Wisły, Ludwik Miętta. – Cieszy mnie stały postęp w grze Małgorzaty Kozery. Poczynała sobie znakomicie.

Za występ przeciwko Wiśle Miętta, wystawił Kozerze piątkę z minusem, bo jak stwierdził „do przerwy dwukrotnie dała się złapać na sztuczki doświadczonych zawodniczek Wisły”.  Dzień później Włókniarz rozniósł krakowskiego Hutnika 88:44. Aż 32 punkty rzuciła Kozera, a trener Langierowicz dał szansę gry pabianickiej młodzieży.

Chcemy większej hali!

Derby z ŁKS w pabianickiej hali wzbudziły wielkie zainteresowanie wśród kibiców. Na łamach „Życia Pabianic” pojawiły się postulaty do władz miasta o rozbudowie hali i dobudowaniu balkonów za koszami. W derbach na parkiecie królowały mistrzynie Polski. Do zwycięstwa 62:50 poprowadziła łodzianki Bożena Sędzicka, zdobywczyni 24 punktów.

Wyprawa na Mazowsze przyniosła Włókniarzowi dwa kolejne zwycięstwa (z Polonią w Warszawie, dzięki znakomitej postawie Jolanty Nowackiej oraz ze Zniczem w Pruszkowie). Tym razem w stolicy było spokojnie, a kibice po spotkaniu grzecznie rozeszli się do domów. Dwa lata wcześniej „kibole” Polonii obrzucili kamieniami autokar z kibicami z Pabianic, a koszykarki na czas rozróby zamknięto w hali. Tym razem pabianiczanki i sędziowie posłuchali „tylko” steku wyzwisk. W takiej atmosferze Włókniarz zapewnił sobie grę w finałowej szóstce, zaś na koniec sezonu zasadniczego wzięliśmy rewanż na Ślęzie (63:51) i na Spójni (95:69).

Do pojedynków o medale mistrzostw Polski, pabianiczanki przystępowały jako trzecia drużyna w lidze.

W sezonie 1982/83 trener Henryk Langierowicz skorzystał z usług 18 koszykarek:

Małgorzata Kozera (28 meczów/579 punktów), Jolanta Nowacka (28/412), Teresa Gburczyk (28/355), Mariola Szymańska (28/216), Beata Chrześcijanek (28/104), Alicja Stefańczyk (27/104), Małgorzata Stodulska (13/100), Barbara Szymańska (17/33), Danuta Koralewska (10/30), Teresa Szymczak (14/21), Elżbieta Kukieła (8/15), Elżbieta Kaszczyk (11/10), Katarzyna Borowiec (10/10), Ewa Szymczak (4/5), Izabela Warchoł (6/2), Ewa Kulczyńska (4/0), Dorota Szymczak (4/0), Katarzyna Warzecha (3/0).

„Walka i jeszcze raz walka”

Przed decydującą batalią nasze koszykarki były pewne siebie.

- Jestem przekonana, że uplasujemy się na trzecim miejscu – mówiła Mariola Szymańska. Szybko poprawiła ją Elżbieta Kaszczyk: - Wywalczymy tytuł wicemistrza Polski!

- Trzecie miejsce jest w zasięgu naszych możliwości – zapewniała Kozera. – Musi to być walka i jeszcze raz walka.

Na początek finałowych zmagań Włókniarz po raz trzeci ograł Wisłę. Tym razem 68:59. Obok najskuteczniejszej Kozery (27 pkt), kapitalne zawody zagrała Nowacka, która nakryła czapką reprezentacyjną rozgrywającą, Halinę Iwaniec. Trener Miętta nagabywany przez dziennikarza z Pabianic o powołanie Nowackiej do kadry, dość wymownie milczał.

Duet Kozera - Nowacka poprowadził także nasz zespół do sensacyjnego zwycięstwa w hali ŁKS. Nasze ograły mistrzynie Polski 66:61, a po spotkaniu zaczynający przygodę z dziennikarstwem Tomasz Zimoch (Polskie Radio) tak zaczął rozmowę z trenerem Langierowiczem: „Przepraszam, panie trenerze, jeszcze tydzień temu kreowałem ŁKS na mistrzynie Polski. Pomyliłem się. Serdecznie gratuluję zwycięstwa!”. Nasz szkoleniowiec ze stoickim spokojem odparł: „No cóż, zdarzają się pomyłki”.

W kolejnym meczu z Lechem (78:54), do Kozery i Nowackiej dołączyła Teresa Gburczyk (20 punktów). Czwarte zwycięstwo ze Ślęzą (80:51) tylko utwierdziło wszystkich w przekonaniu o wielkiej sile Włókniarza. Znów błyszczały Nowacka i Kozera, które razem rzuciły 49 punktów. Reprezentantki Polski w barwach Ślęzy: Mariola Pawlak, Krystyna Zagórska i Teresa Kępka z podziwem patrzyły na pabianicki zespół.

Kolejne cztery mecze (z AZS Poznań, Wisłą, ŁKS i Lechem) zakończyły się porażkami pabianickiej ekipy. Szczególnie bolesna była przegrana w Poznaniu z Lechem (84:85), gdzie załatwiła nas Irena Linka, która rzuciła nam aż 40 punktów. A jeszcze na minutę przed końcem prowadziliśmy trzema punktami. Najpierw Linka skutecznie egzekwowała rzuty osobiste, a potem celnie z akcji rzuciła Ewa Stężycka… W tabeli Włókniarz był trzeci, za Wisłą i ŁKS, a przed AZS Poznań i Ślęzą. Mecze z tymi dwoma zespołami decydowały o brązowym medalu.

Porażka dała… medal

Nasze koszykarki nie chciały kusić losu i brąz zapewniły sobie już w przedostatnim pojedynku we Wrocławiu. Trener Langierowicz musiał się mocno napocić, by zebrać skład. Nie pojechała kontuzjowana Stodulska, z łóżka z trudem wstała połamana przez grypę Kozera, z wysoką temperaturą walczyła Mariola Szymańska, zaś ze skręconą kostką grała Nowacka. Specjaliści od regulaminowych zawiłości wyliczyli, że by odebrać nam medal, wrocławianki musiały wygrać różnicą 22 punktów. To się nie udało, bowiem Ślęza zwyciężyła „tylko” 79:66.

W ostatnim spotkaniu w hali przy Marchlewskiego fety nie popsuły nam poznańskie akademiczki. Włókniarz wygrał 86:51. Po meczu brązowe medale naszym zawodniczkom wręczył przedstawiciel Polskiego Związku Koszykówki.

- Po cichu liczyłem na wicemistrzostwo kraju, ale o końcowej pozycji zaważyły przede wszystkim mecze w Poznaniu. Cieszmy się z tego, co mamy – podsumował sezon trener Langierowicz.

Za życzliwość i pomoc w udostępnieniu archiwalnych tekstów dziękuję Pani Marzenie Litman, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pabianicach oraz Pani Marioli Szymańskiej za udostępnienie archiwalnych zdjęć.

Grzegorz Ziarkowski