Nie było chyba meczu w Dłutowie, podczas którego Pan Gienek nie krążyłby wokół boiska i nie przypatrywał się wnikliwie grającym piłkarzom. Znał niemal każdego, kto przychodził na stadion w Dłutowie, a każdy znał Jego. I najmłodszy nawet kibic wiedział, że Pan Eugeniusz to klubowa legenda.

Na jednym ze spotkań starsi kibice żartowali, że od zakończenia drugiej wojny światowej i wypędzenia Niemców z Dłutowa, przyszedł Frankowski i w tej niewielkiej miejscowości zaczął organizować klub piłkarski. Pomylili się niewiele.

- Zachowało się w klubie zdjęcie z 1949 roku, gdy drużyna z Dłutowa jedzie wozem konnym na pierwszy, historyczny mecz do Bychlewa. Obok wozu na zbyt dużym rowerze jedzie 11-letni wówczas Gienio Frankowski – mówi Krzysztof Świercz, obecny prezes GLKS Dłutów.

Od kilku lat stadion w Dłutowie nosi Jego imię. Bo innego patrona mieć nie mógł. Pan Eugeniusz był najpierw z LZS, a później GLKS Dłutów na dobre i na złe. Klub był całym Jego życiem.

- Straciliśmy jednego ze swoich ojców. Do końca służył nam swoją pomocą, jeszcze we wtorek był w klubie – przyznaje Świercz. – Dobiegła końca pewna epoka. Mogę mówić o Nim jedynie w samych superlatywach.

Eugeniusz Frankowski zmarł w piątek wieczorem. W sobotę przed meczem GLKS z Włókniarzem II (Dłutów wygrał 4:2) z głośników rozległ się hymn Liverpoolu „You’ll never walk alone” (Nigdy nie będziesz szedł sam), a pamięć Pana Gienka uczczono minutą ciszy. Piłkarze zagrali też w czarnych opaskach.

- Pewnie patrzył z góry na ich ofiarność i cieszył się ze zwycięstwa – dodaje Świercz.

Eugeniusz Frankowski miał 86 lat. W ostatnią drogę wyruszy we wtorek o godz. 15.30 z kościoła w Dłutowie.