Tylu mało sprzyjających okoliczności jak przed meczem z Argentyną nie było chyba przed żadnym innym meczem „Biało-czerwonych” z mistrzami świata. Do Buenos Aires polska kadra leciała aż 32 godziny. Na pokładzie samolotu był tylko jeden bramkarz – widzewiak Józef Młynarczyk. W dodatku ze złamanym, spuchniętym jak bania, palcem. Ból był tak silny, że nasz golkiper myślał o wszystkim innym, tylko nie o grze w piłkę.

Dlaczego nie poleciał żaden inny bramkarz? Jan Tomaszewski nie dostał zezwolenia na wyjazd z hiszpańskiego klubu Hercules Alicante, zaś Jacka Kazimierskiego (Legia Warszawa) oraz Piotra Mowlika (Lech Poznań) zatrzymały w kraju sprawy osobiste. Nic dziwnego, że przed meczem poważnie rozważano występ w bramce… Zbigniewa Bońka. Ostatecznie Młynarczyk zacisnął zęby i wybiegł na boisko. Nasi kadrowicze mieli na aklimatyzację zaledwie jeden dzień. To ważna informacja, bowiem mecz rozpoczynał się o godz. 21.30 czasu miejscowego. W Polsce była godzina 1.30.

Sześciu mistrzów

Selekcjoner Antoni Piechniczek nie zabrał do Argentyny medalistów mistrzostw świata: Grzegorza Lato i Andrzeja Szarmacha. W ich miejsce polecieli Andrzej Iwan oraz Andrzej Buncol. Z kolei trener „Albicelestes”, legendarny César Luis Menotti posłał w bój sześciu mistrzów świata z 1978 roku: Ubaldo Fillola, Jorge Olguina, Daniela Passarellę, Alberto Tarantiniego, Americo Gallego oraz Mario Kempesa.

Nie było 21-letniego wówczas Diego Maradony, który ponoć przygotowywał się indywidualnie w klubie. Rok wcześniej to właśnie Maradona zapewnił Argentyńczykom zwycięstwo nad Polską 2:1 w meczu towarzyskim w Buenos Aires.

W roli kapitana na Estadio Monumental w stolicy Argentyny reprezentację Polski wyprowadzał Marek Dziuba, obrońca ŁKS, ojciec obecnego szkoleniowca Włókniarza, Artura Dziuby. Obok niego w polskiej obronie wespół z Władysławem Żmudą, dzielił i rządził Paweł Janas, wychowanek Włókniarza, już wówczas grający w Legii.

Mistrzowie świata rozpoczęli mecz ze sporym animuszem. Rozgrywali piłkę długo i dokładnie. Pierwszą groźną akcję wypracowali jednak Polacy. W 10. minucie Jan Jałocha skorzystał z podania Bońka, minął dwóch obrońców i strzelił z linii pola karnego. Niestety, chybił. Gra się wyrównała, na każdy atak Argentyny nasi starali się odpowiadać kontrą. Po zagraniu Włodzimierza Smolarka, Iwan miał przed sobą pustą bramkę, lecz minął się z piłką. Próby Bońka i Stefana Majewskiego były minimalnie niecelne. Bramkę strzelili gospodarze – w 42. minucie Kempes z rzutu wolnego podał do Passarelli, który uderzeniem w dolny róg zaskoczył Młynarczyka.

Dwaj panowie „B”

Po zmianie stron niemający nic do stracenia Polacy zaatakowali. Niespełna pięć minut po przerwie po podaniu najmłodszego w naszej ekipie Waldemara Matysika, ruszył z piłką Boniek. „Zibi” w efektownym stylu minął obrońców, wyciągnął z bramki Fillola i strzelił do bramki. Jak spod ziemi wyrósł Tarantini, który wybił piłkę z linii bramkowej. Kolejna akcja gości przyniosła im już gola. Iwan zbiegł do końcowej linii boiska i dokładnie wycofał piłkę na środek pola karnego. Do podania doszedł Buncol i uderzeniem z 10. metrów w dolny róg doprowadził do wyrównania.

„Albicelestes” podrażnieni straconym golem ruszyli do przodu. Chcieli strzelić gola, ale coraz mocniej odsłaniali „tyły”. Polacy mogli grać z kontry. Po jednej z takich akcji, w 70. minucie Boniek został sfaulowany przez Passarellę. Czy faul był w polu karnym czy poza „szesnastką” dziś już ciężko stwierdzić. W każdym razie arbiter z Urugwaju podyktował rzut wolny. Do piłki podszedł Boniek i kapitalnym, technicznym uderzeniem z ostrego kąta pokonał Fillola. Gospodarze jeszcze raz ruszyli do przodu. Menotti wpuścił na boisko kolejnego mistrza świata, José Valencię. Niewiele to pomogło, bo broniliśmy się niezwykle skutecznie, w czym spora zasługa wspomnianych wyżej Dziuby i Janasa. Próbowaliśmy też atakować. Po jednej z groźnych kontr bliski szczęścia był Smolarek, lecz wynik nie uległ zmianie. Pierwszy raz w historii pokonaliśmy mistrza świata na jego terenie!

Dzięki, Józek!

- Gospodarze rozpoczęli mecz chyba zbyt pewni siebie. Mój zespół umiejętnie wybijał ich z rytmu, szanował piłkę, grał mądrze, prezentował dojrzały futbol. Akcje były przemyślane i nieprzypadkowe. Cieszy mnie fakt, że zawodnicy potrafili zagrać dobry, a momentami nawet świetny mecz. Wszyscy nasi reprezentanci zasłużyli na uznanie, ale chciałbym szczególnie podziękować Młynarczykowi. Grał ze złamanym palcem, z konieczności, bo nie było rezerwowego bramkarza – powiedział po meczu selekcjoner Piechniczek.

W krótkim wywiadzie dla „Dziennika Łódzkiego”, kilka dni po meczu, Marek Dziuba stwierdził, że Młynarczyk przed meczem dostał blokadę z leków przeciwbólowych, która działała ledwie kwadrans. W przerwie nasz bramkarz dostał kolejny zastrzyk. I jakoś dotrwał do końca. Gdyby „Młynarz” nie mógł wytrzymać z bólu, na wszelki wypadek na ławce rezerwowych był przygotowany strój bramkarski dla Bońka.

- Dobrze, że tego uniknęliśmy, bo byłoby pisania, że reprezentacja walcząca w finałach mistrzostw świata ma tylko jednego bramkarza – powiedział kapitan reprezentacji Polski.

28 października 1981, Estadio Monumental w Buenos Aires

Argentyna – Polska 1:2 (1:0)

Gole: Passarella 42. – Buncol 55., Boniek 70.

Argentyna: Ubaldo Fillol – Jorge Olguin, Daniel Passarella, Edgaro Bauza, Alberto Tarantini – Juan Barbas, Americo Gallego, Mario Kempes – Luis Amuchástegui, Ramón Díaz, Ricardo Gareca (70. José Valencia).

Polska: Józef Młynarczyk – Marek Dziuba, Władysław Żmuda, Paweł Janas, Jan Jałocha – Stefan Majewski, Waldemar Matysik, Zbigniew Boniek, Andrzej Buncol – Andrzej Iwan (80. Andrzej Pałasz), Włodzimierz Smolarek.

Żółta kartka: Passarella.

Sędziował: Juan Cardellino (Urugwaj).